Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakie piękne miałam życie. 4 maja odeszła Budzimira Wojtalewicz-Winke

Irena Łaszyn
Budzimira Wojtalewicz-Winke spocznie na gdańskim cmentarzu Srebrzysko. Pogrzeb - w sobotę, ok. godz. 12.30. A o godz. 11 odprawiona zostanie msza święta w kościele pw. św. Piotra i Pawła przy ul. Żabi Kruk
Budzimira Wojtalewicz-Winke spocznie na gdańskim cmentarzu Srebrzysko. Pogrzeb - w sobotę, ok. godz. 12.30. A o godz. 11 odprawiona zostanie msza święta w kościele pw. św. Piotra i Pawła przy ul. Żabi Kruk Przemek Świderski
Była świadkiem historii XX wieku, zagłady Gdańska i wielu dramatów. Nienawidziła nazistów, ale walczyła o polsko-niemieckie pojednanie. Niemiecki dziennikarz napisał o niej książkę "Jak pogoniłam Hitlera", a niemiecka artystka śpiewała dla niej w Pruskim Parlamencie partyzanckie piosenki. Budzimira Wojtalewicz-Winke odeszła 4 maja.

Przed wojną mieszkali na gdańskiej Wyspie Spichrzów, przy ul. Pszennej. Zajmowali eleganckie sześciopokojowe mieszkanie. Mieli samochód, łódkę i służącą. W domu rozmawiali po polsku, a 3 maja i 11 listopada wywieszali biało-czerwoną flagę.

- Do roku 1933, zanim Hitler doszedł do władzy, takie działania w Wolnym Mieście Gdańsku były tolerowane - tłumaczyła Budzimira, rocznik 1924, wnuczka Leszczyńskich i Muzyków. - Potem każdy przejaw patriotyzmu oznaczał kłopoty. Gdy ojciec chciał wywiesić flagę, to najpierw zamawiał szklarza.

Mama Budzimiry, Bolesława Muzyk, pochodziła z rodziny Leszczyńskich herbu Abdank, znanych przemysłowców i armatorów, którzy finansowali polskie szkoły i ochronki, utworzyli pierwszą polską fabrykę Gryf i uruchomili linię żeglugową z Gdańska na Hel.

Ojciec, Feliks Muzyk, był pierwszym prokurentem British and Poland Bank w Gdańsku, wieloletnim dyrygentem Towarzystwa Śpiewaczego "Lutnia" i członkiem tajnej antynazistowskiej organizacji. To on wymyślił imię dla pierworodnej. Znalazł je w starym polskim kalendarzu, pod datą 16 czerwca, czyli wtedy gdy się urodziła. Brzmiało Budzimir, ale utworzył od niego formę żeńską. Od dawna zapowiadał, że jego dziecko będzie mieć imię, na którym Niemcy połamią sobie języki.

Nie przewidział, że kilkadziesiąt lat później jego córka nawet dla Niemców zostanie Budzią. Że niemiecka artystka, w Berlinie, w Pruskim Parlamencie, będzie śpiewać dla niej po polsku "Dziś do ciebie przyjść nie mogę". A Budzia będzie tam opowiadała o powstaniu warszawskim, o gdańskiej Polonii i o ojcu, którego zabili naziści.

Czytaj również: Nie żyje Budzimira Wojtalewicz-Winke. Była kustoszem pamięci o Polakach z Wolnego Miasta Gdańska

* * *
Feliks Muzyk, podobnie jak inni polscy patrioci, został aresztowany 1 września 1939 roku, trafił do osławionej Victoriaschule, a potem do obozu Stutthof. Zginął, wraz z 66 innymi działaczami Polonii Gdańskiej, w Wielki Piątek 1940 roku, w pobliskim lesie.
Budzia ostatni raz widziała go w Wigilię 1939 roku, w Gross Lesewitz (dziś Lasowice Wielkie), gdzie pracował u bauera. Pojechały do niego z mamą i siostrą.

- W obórce, w której spał razem z innymi Polakami, podzieliliśmy się opłatkiem i usiłowaliśmy zaśpiewać kolędę, ale głos uwiązł nam wszystkim w gardle - wspominała potem ten dzień.

O jego śmierci poinformowała ją jakaś obca kobieta. Ale 15-letnia wówczas Budzia, za radą babci, nie powiedziała o tym mamie. Bolesława Muzyk bardzo długo żyła nadzieją, czekała na powrót męża z obozu. Broniła się przed wyjazdem z Gdańska, choć to było nieuniknione. Gdy odrzuciła propozycję przyjęcia obywatelstwa niemieckiego, musiała opuścić mieszkanie przy Pszennej. Musiała z Gdańska zniknąć. A oprócz Budzi miała jeszcze trzy córki: Marcelinę, Janinę i Jadwigę.

Los rzucił je do Warszawy. Tam Budzia została Budką i żołnierzem AK baonu "Zośka", walczyła w powstaniu. Tam po raz pierwszy się zakochała. Jej narzeczony, Tadeusz Milewski, pseudonim "Ćwik", zginął piątego dnia powstania.

* * *
Gdy powstanie upadło, trafiła - wraz z siostrą Marceliną i innymi żołnierzami AK - do obozu przejściowego w Pruszkowie. Ale udało im się stamtąd uciec. Bocznymi drogami, głównie pieszo, przedostały się do Gdańska, do mieszkania babci Muzykowej. Niestety, ktoś je zadenuncjował. Gestapowiec, który je przesłuchiwał, zagroził, że odeśle je do obozu koncentracyjnego. I wtedy zadzwonił telefon. Mężczyzna zbladł, zakrył twarz dłońmi. Okazało się, że zginął jego jedyny syn. Po chwili gestapowiec podarł "Rozkaz o aresztowaniu prewencyjnym", dał dziewczętom skierowania do pracy przymusowej w Stoczni Gdańskiej. Wybiegły bez słowa.
W marcu 1945 roku Gdańsk płonął, dokoła spadały żarzące się belki i parskające katiusze. Dym gryzł w oczy. A one znowu musiały uciekać, bo radzieccy żołnierze postanowili przepędzić je z miasta. Było jak w piekle, ale i to przetrwały.

* * *
Po raz drugi Budzimira zakochała się tuż po wojnie, w Gdańsku. Za Edmunda Wojtalewicza wyszła po trzech miesiącach znajomości.
- Chorowałam na gruźlicę i nie wiem, jakby się to wszystko potoczyło, gdyby nie jego determinacja - wspominała. - W tamtych latach nie było odpowiednich leków, a ja byłam wymęczona wojną, psychicznie i fizycznie.

Leków nie było też w latach 80., gdy zapadła na inną chorobę i czuła, że każdy następny dzień może być ostatni. To był trudny czas. Bezpieka deptała jej po piętach, bo Budka działała w podziemnej Solidarności, a życie rodzinne rozsypało się jej po raz kolejny. Straciła w pożarze mieszkanie, pochowała mamę i drugiego męża. Edmund zmarł kilkanaście lat wcześniej.

I wtedy pojawił się Herbert Winke, Niemiec, którego pierwsza żona była Polką, w dodatku spokrewnioną z jej pierwszym mężem. Akurat kupił dom w Atzelgift w Nadrenii-Palatynacie i kusił, by zobaczyła, jak go urządza. Tak to się zaczęło. W sierpniu 1986 roku wzięli ślub.

Niektórzy uważali, że to szaleństwo. Czasami nawet ona sama.
- Jak mogłaś?! - zaatakował ją publicznie pewien dziennikarz. - Ty, żołnierz AK, z takiej patriotycznej rodziny? Twojego ojca zamordowali naziści, a ty wyjeżdżasz do Niemiec?

Właściwie to mieszkała trochę tam, a trochę tu. Prowadzała Herberta po gdańskich ścieżkach: Na cmentarz na Zaspie, gdzie spoczywa Feliks Muzyk. Na ul. Kładki, gdzie była Viktoriaschule. Na spotkania Polonii Gdańskiej.

Bardzo się angażowała w polsko-niemiecki dialog, kontaktując ze sobą młodych Polaków i młodych Niemców. To dzięki niej organizacja Frischer Wind zaprosiła kilkudziesięciu studentów z Gdańska na Światowe Dni Młodzieży w Kolonii. A w Atzelgift, na pamiątkę tego zdarzenia, stanął krzyż pojednania.

* * *
Książkę "Wie ich Hitler Beine machte", która w polskim przekładzie zyskała tytuł "Jak pogoniłam Hitlera. Gdańszczanka-Polka w ruchu oporu", napisał Dieter Schenk, Honorowy Obywatel Miasta Gdańska i badacz nazistowskich zbrodni. Podobno przeżycia Budzi to 80 procent książki, reszta - to twórcza fantazja autora, nadająca akcji dramatyzmu.

W Niemczech książka zrobiła furorę, w niektórych szkołach stała się obowiązkową lekturą. A jej bohaterka zaczęła być zapraszana na spotkania z młodzieżą w obu krajach.

Sławy przysporzył jej też piękny film dokumentalny "Jedenaste przykazanie", autorstwa Barbary Balińskiej i Krzysztofa Kalukina, nominowany do Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej. "Boże, jakie ja miałam piękne życie!" - lubiła powtarzać.

* * *
A potem był ten straszny wypadek.
Przyleciała z Gdańska, Herbert czekał na lotnisku. Wsiedli do samochodu. W drodze do Atzelgiftu, trzy minuty przed domem, Herbert doznał zawału serca, auto uderzyło w drzewo. On zginął na miejscu, ona trafiła do szpitala. Miała połamany kręgosłup, wgniecione płuca, uszkodzoną głowę. Lekarze nie byli pewni, czy przeżyje.

Niemal cztery miesiące była w śpiączce, aż się obudziła. Przy jej łóżku czuwała siostra Jadwiga, która przyleciała do Niemiec już dzień po wypadku. Karmiła Budzię, opatrywała, przytulała i nie pozwalała odejść.

W niemieckiej klinice Budzimira przeszła sześć skomplikowanych operacji. Ale przerwany rdzeń kręgowy był jak wyrok, oznaczał paraliż od pasa w dół. Musiała to przyjąć do wiadomości. Tak jak przyjąć do wiadomości informację o śmierci Herberta. On zawsze powtarzał: Jeśli już nic nie możesz zmienić, musisz się z tym pogodzić.

Czytaj również: Żeby Budzię obudzić. Historia wielkiej tragedii i wielkiej miłości

* * *
Bardzo chciała wrócić do Polski. Rodzina zaczęła zabiegać o miejsce w Domu Seniora "Caritas" przy ul. Fromborskiej w Gdańsku. Z uwagi na niepełnosprawność, Budzimira musiała mieć bowiem stałą specjalistyczną opiekę. W listopadzie 2012 roku wróciła do Gdańska. Pokój, pełen bibelotów i zdjęć, którymi się otaczała wcześniej, już na nią czekał.

Miała tu swój świat. Tłumaczyła teksty z polskiego na niemiecki, korespondowała z różnymi organizacjami, przyjmowała polskich i zagranicznych dziennikarzy. Żyła aktywnie.

- To była sprawna aktywność - podkreśla ks. Janusz Steć, dyrektor Caritasu Archidiecezji Gdańskiej.
Budzia odeszła w poniedziałkowy wieczór, 4 maja 2015 roku.

Budzimira Wojtalewicz-Winke spocznie na gdańskim cmentarzu Srebrzysko. Pogrzeb - w sobotę, ok. godz. 12.30. A o godz. 11 odprawiona zostanie msza święta w kościele pw. św. Piotra i Pawła przy ul. Żabi Kruk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki