Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakie filmy chcielibyśmy zobaczyć w święta?

Gabriela Pewińska, Henryk Tronowicz
W komedii "Kacza zupa" (1933) bracia Marx błysnęli lawiną zdumiewających gagów. Może telewizja zrobi nam prezent i pokaże ją w święta...
W komedii "Kacza zupa" (1933) bracia Marx błysnęli lawiną zdumiewających gagów. Może telewizja zrobi nam prezent i pokaże ją w święta... mat. prasowe
O gwiazdach kina, amantach i pięknych, zabawnych, wielkich filmach, które chcielibyśmy obejrzeć w święta, a raczej nie zobaczymy ich w telewizji, rozmawiają - Gabriela Pewińska i Henryk Tronowicz.

Henryk Tronowicz: Na wstępie powiem, że telewizja polska dość przekonująco zniechęca mnie do karpia na stole świątecznym. Jakoś nie chcą mi rybki umilić żadnym dobrym kinem.
Gabriela Pewińska: Zostawmy rybę, weźmy się za zupę. "Kaczą zupę".
H.T.: Wczoraj z telewizora dobiegła mnie wiadomość, że pająki pójdą do raju. Czy to nie jest styl braci Marx, o których ktoś powiedział, że kiedy wpadają do salonu jak klowni na arenę, to nie znaczy, że lekceważą salony, ale że serio traktują arenę.
G.P.: Styl mieli nie do podrobienia! Wystarczy przytoczyć cytat: "Oto toast za nasze żony i kochanki: oby się nigdy nie spotkały!", albo "Pochowajcie mnie na Marilyn Monroe". W swoim czasie Amerykański Instytut Filmowy umieścił "Kaczą zupę", dzieło z 1933 roku, na piątym miejscu wśród stu najlepszych komedii świata. A komedie to chyba to, co w święta lubimy najbardziej.

H.T.: Co dali na miejscu pierwszym?
G.P.: "Pół żartem, pół serio". W tym filmie pocałunek na jachcie to jedna z najbardziej erotycznych scen w dziejach kina. Sugar (Marilyn Monroe) chce całowaniem uleczyć z oziębłości pewnego milionera.
H.T.: Tylko czy taka scena aby sprawdzi się w kontekście pierogów z grzybami? Po co nam kino, skoro są święta - spytałby ktoś?
G.P.: Bohater "Wielkiego piękna" Jep Gambardella odpowiedziałby: "Wszyscy jesteśmy na krawędzi rozpaczy. Jedyne, co możemy zrobić, to spojrzeć sobie w oczy, dotrzymać sobie towarzystwa i trochę pożartować". Znam kogoś, kto uważa, że samotne święta może uratować tylko Charlie Chaplin. Jest "Artur ratuje Gwiazdkę", "Pies, który uratował święta", "Bajka o pluszowych misiach, które uratowały święta", ale najlepszy jest "Brzdąc".
H.T.: Chaplin do karpia?
G.P.: Gwiazda na gwiazdkę!

H.T.: Nie mam cierpliwości na czekanie do świąt. Już dzisiaj pobiegnę do Kina Żak, by obejrzeć "Julesa i Jima", olśniewający melodramat z urzekającą Jeanne Moreau, która w tym filmie poślubia Julesa, ale równocześnie nie przestaje żywić najgorętszych uczuć do Jima. O drugim tak udanym trójkącie nie słyszałem.
G.P.: Kino zna takie trójkąty. Weźmy "Gospodę świąteczną". Słynny musical z 1942 roku z Bingiem Crosbym, Fredem Astaire'em i Virginią Dale. To z tego filmu pochodzi najsłynniejsza chyba, nagrodzona Oscarem, piosenka świąteczna "White Christmas" Irvinga Berlina.
H.T.: Proponuję wrócić do trójkącika, a raczej tercetu taneczno-wokalnego, który tworzą w "Gospodzie świątecznej" Ted, Jim i Lila. Panowie kochają Lilę i obaj pragną ją poślubić. Lila wybiera Teda. Zrozpaczony Jim zakłada gospodę, czynną tylko w święta.
G.P.: Miłosne tercety to nie tylko kino, to również życie. Weźmy układ: Ingrid Bergman, Roberto Rossellini, Anna Magnani. Która której wylała gar spaghetti na łeb, nie pomnę.

H.T.: Magnani Rosselliniemu wylała na łeb.
G.P.: Czort ze spaghetti. Co do Ingrid Bergman, uważam, że "Casablanca" to idealne kino do makowca. Sentymentalne love story. To film, o którym ktoś napisał: "Humphrey Bogart w czasach, kiedy faceci po pracy chodzili do baru i nie wylewali za kołnierz. A kobiety cerowały skarpetki i wiedziały, że naprawdę dobry befsztyk musi być średnio wysmażony".
H.T.: Bardziej pod choinkę widziałbym kino francuskie, do którego mam słabość. Uwielbiam Jeana Renoira. Tylko kto dziś jeszcze pamięta jego film "Boudu z wód wyratowany".
G.P.: Pies z kulawą nogą.

H.T.: Albo " Helenę i mężczyzn" z Ingrid Bergman i Jeanem Marais? To Renoir przesłał listownie Truffautowi z Hollywood gratulacje po obejrzeniu ekscytującego "Julesa i Jima". Proszę o tym nikomu nie mówić - Jeanne Moreau śniła mi się po nocach.
G.P.: Nie powiem, no co Pan!
H.T.: A pamięta pani "Pannę młodą w żałobie" z jej udziałem?
G.P.: Pamiętam. Dziewczyna konsekwentnie tropi pięciu zabójców świeżo poślubionego ukochanego, po czym dopada każdego z nich i mści się okrutnie. My jednak chcielibyśmy obejrzeć coś romantycznego.
H.T.: Może, także z Moreau, "Dziennik panny służącej"? Milutka paryska pokojówka, na którą różni tacy mają chrapkę...
G.P.: Bunuela zostawmy sobie na deser. Teraz proponuję "To właśnie miłość", obraz, który określa się mianem "komedia bożonarodzeniowa". Dziesięć wzruszających historii. I Hugh Grant jako tańczący premier Wielkiej Brytanii.
H.T.: Skoro Grant, to może i "Cztery wesela i pogrzeb" z piękną Andie MacDowell?

G.P.: A jak Andie, to niesłusznie zapomniana "Zielona karta". Brontë chce wynająć ekskluzywny apartament na Manhattanie. Niestety właściciele kamienicy wynajmują mieszkania tylko małżeństwom. Brontë, żeby spełnić marzenie, poślubia wrażliwego, acz chamskiego francuskiego artystę. To fikcyjne małżeństwo artyście pasuje, choć dziewczyna wydaje mu się drętwa. Dzięki aktowi ślubu będzie mógł zalegalizować w USA swój pobyt. Francuza gra Gerard Depardieu.
H.T.: Teraz biedaczyna zalegalizował swój pobyt po innej stronie świata.

G.P.: Aluzju poniała. Z kina radzieckiego rzuciłabym na świąteczny stół burleskę z 1934 roku "Świat się śmieje".
H.T.: Lubow Orłowa śpiewa tam "Dziękuję serce, że umiesz tak kochać!". Nie starzeją się komedie Jacquesa Tatiego. Nic mi nie zastąpi "Wakacji pana Hulot". Milczka Tatiego stawiam ponad gadułą Woodym Allenem.
G.P.: Mimo Allenowskiego cytatu: "Kochanie, to ty przestałaś ze mną sypiać! To będzie już rok, 20 kwietnia. Pamiętam tę datę dokładnie, bo to urodziny Hitlera"? Albo: "Dlaczego Mojżesz przeprowadził Żydów przez morze? Bo wstydził się iść z nimi przez miasto". Najlepsze filmy na święta... Miotamy się panie Henryku. Nie za dużo tego?
H.T.: Przydałby się jakiś klucz.

G.P.: Może cytat z "Manhattanu" Allena właśnie? Pamięta pan? Bohater (Allen) leży na kanapie i rozważa: "Jedna rzecz, dla której warto żyć...? Rzekłbym Groucho Marx, żeby wskazać jedną. No i Willie Mays. Oraz... druga część Symfonii Jowiszowej... wersja utworu Louisa Armstronga "Potato Head Blues". Szwedzkie filmy, oczywiście. "Szkoła uczuć" Flauberta. Marlon Brando, Frank Sinatra. Te niesamowite jabłka i gruszki Cézanne'a. Kraby u Sama Wo. Twarz Tracy. Ja jeszcze dodam: Woody Allen i "Hannah i jej siostry". W scenerii nowojorskich Świąt Dziękczynienia rozgrywają się miłosne dramaty trzech kobiet. Plus hipochondryk Mickey. I trzy Oscary!

H.T.: A jednak tęsknię za kinem Bergmana.
G.P.: Kilka lat temu dostałam pod choinkę jego arcydzieło "Fanny i Aleksander". Fresk o dzieciństwie. Piękny i straszny. Oglądaliśmy z rodziną podjadając migdały. Jest tam, bodaj, zdanko: "Byłeś słodkim kochankiem. Jak poziomka", albo "Kto jest za drzwiami? Bóg jest za drzwiami".
H.T.: Jest tu też barokowa scena wigilijnej wieczerzy, jest i wątek załganego protestanckiego duchownego, ale są też sceny swawoli w sypialni. Bergman zaczął mi imponować od filmu "Persona". Pozyskał do niej Liv Ullmann. W czasie zdjęć rozpoczął się ich piękny romans. Dla Ullmann uwił słynne gniazdko na szwedzkiej wyspie Faro, a ich związek trwał długie lata.
G.P.: A Pan jak nie o karpiach, to o romansach.

H.T.: Lubię zadumać się przy filmach z cyklu "Opowieści moralne" Erika Rohmera, bo "Opowieści niemoralnych" Waleriana Borowczyka czy "Niemoralnej propozycji" Adriana Lyne'a raczej do karpia polecać nie będziemy.
G.P.: Zdaniem Allena, warto żyć dla Brando...
H.T.: Jeśli Brando, to może smakowity "Ojciec chrzestny", no bo przecież nie "Ostatnie tango w Paryżu"!
G.P.: Jeśli już, to "Amerykanin w Paryżu". Gene Kelly jako stepujący nad Sekwaną biedny malarz i muzyka Gershwina!
H.T.: Nie sposób sobie wyobrazić świąt bez Felliniego, bez "La strady" z Giuliettą Masiną, bez "Ośmiu i pół" z Mastroiannim, amantem stulecia.

G.P.: Mastroianni... Technik budowlany. W latach 40. robił świąteczne pocztówki. Pracował też jako księgowy. Geodeta. A potem był trzykrotnie nominowany do Oscara. To jak opowieść wigilijna.
H.T.: Głębokie opowieści o nastroju wigilijnym to dzieła Antonioniego. W "Powiększeniu" sugerował, że świat jest niepoznawalny. Tak samo w "Zawodzie: reporter". Lubię ten film oglądać, kiedy zapada cisza nocna. Czuję się wtedy jak na mszy.
G.P.: Kiedyś, po pasterce, telewizja puszczała w wigilię westerny. Ludzie wracali z kościoła, a tu "15:10 do Yumy"!
H.T.: Nie sposób pominąć Alfreda Hitchcocka.
G.P.: Do krwistego barszczu pasuje jak ulał.

H.T.: Kiedy ten niedościgły mistrz suspensu zwolnił reżyserski fotel, zdawało mi się, że na jego miejsce jednym susem wskoczy Roman Polański. Tymczasem Polańskiego poniosło w horror erotyczny.
G.P.: Horrorów erotycznych może jednak do świątecznego stołu nie podawajmy. Ma pan w zanadrzu jeszcze coś o miłości?
H.T.: Mam. Otóż... Hitchcock miał i w tej sferze poglądy doskonale sprecyzowane. Jak bowiem sam powiedział, wszystkie sceny miłosne filmował jak sceny zbrodni, a wszystkie sceny zbrodni jak sceny miłosne.
G.P.: To może, dla odmiany, coś o jedzeniu?
H.T.: Myśli pani o filmie "Magnat" Filipa Bajona, gdzie Grażyna Szapołowska figluje nie bez wdzięku z Lindą na rozpoztartym na kuchennym blacie gigantycznym makowcu z rodzynkami? A może o "Wielkim żarciu", gdzie do tarzania się na stole zabrał się Mastroianni z seksowną Andreą Ferreol?

G.P.: "Wielkie żarcie"... Śmierć z przejedzenia to na święta wątek bardzo a propos. Ja jednak myślę o uczcie duchowej, a więc o "Uczcie Babette". To dzieło jest pochwałą miłości wyrażonej poprzez radość przy biesiadzie.
H.T.: Tu mi się przypomina scena spożywania twarogu z ogórkami przez bohaterki "Panien z Wilka" Wajdy.
G.P.: Lecz po co nam twaróg, skoro mamy całą serię filmów, których kategorię określa się mianem "Boże Narodzenie". Samych "Opowieści wigilijnych" jest co najmniej dziesięć! Najstarsza bodaj z 1908 roku, krótkometrażowy film na podstawie opowiadania Dickensa.

H.T.: Na podstawie opowiadania Dickensa nakręcono "Opowieść wigilijną" w 1970 roku. Bohaterem jest niesympatyczny, zawistny starzec. W święta nawiedzają go duchy Przeszłości, ale też Teraźniejszości, a nawet... Przyszłości.
G.P.: Do filmów świątecznych zalicza się arcydzieło "Garsoniera" z Jackiem Lemonnem i Shirley MacLaine. Ale i takie tytuły jak: "Babcię przejechały renifery", "Muskularny Święty Mikołaj", "Jednostka przygotowawcza: Aniołki kontra Ancymony" czy też "Rodzinny dom wariatów"!
H.T.: Ba! Klasą dla siebie był Stanley Kubrick. Dostawała pani gęsiej skórki na seansie "Lśnienia"? Albo czy poruszyły panią "Oczy szeroko zamknięte"?
G.P.: Jakoś nie... Jedni chcą Kubricka, inni Disneya. Myszka Miki, Kaczor Donald. Przy nich "Kevin sam w domu" wysiada. Uwierzy pan, jestem chyba jedyną osobą na świecie, która nie ma pojęcia, kim jest Kevin! Co za jeden?
H.T.: Nie uwierzę. Surrealistyczne szyderstwa Luisa Bunuela byłyby w tym przypadku na miejscu...
G.P.: Ludzie mają dość "Kevina", tak słyszałam. Możemy załatwić go "Aniołem zagłady", a co tam! Zawsze też na czasie jest "Dyskretny urok burżuazji", opowieść o grupie przyjaciół, którzy próbują spożyć razem kolację, lecz bezskutecznie, wciąż im coś staje na przeszkodzie, a to pożądanie, a to pogrzeb.
H.T.: To co nam zostało na deser?
G.P.: Może "Kawa i papierosy"? W jednej z trzynastu nowel tego filmu dwójka robotników podczas przerwy w pracy pije kawę z papierowych kubków, popalają papierosy i marzą o lepszym świecie. Jeden z nich mówi: Udawajmy, że kawa to szampan.
H.T.: Po co?

G.P.: "Żeby cieszyć się życiem"... W święta zawsze mam chrapkę na "Dym" ze wzruszającą opowieścią wigilijną.
Zamówienie na taką opowieść otrzymał pewien samotny pisarz. A historię pewnej zuchwałej kradzieży opowiedział mu poczciwy właściciel trafiki. "Dym" to pozycja na święta obowiązkowa! Pan jakieś jeszcze filmowe opowieści wigilijne zna?
H.T.: Było sporo kawałków sensacyjnych z akcją ulokowaną w Wigilię, choćby polski kryminał "Wśród nocnej ciszy" Tadeusza Chmielewskiego.
Ja wolę film z Fernandelem "Czerwona oberża", w którym właścicielka gospody w trakcie spowiedzi wyznaje mnichowi, że od lat dolewa gościom do zupy truciznę...
G.P.: Grzybowa będzie smakowała po tym jak nic!

[email protected]
[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki