Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak doszło do zbrodni w podwileńskich Ponarach?

Barbara Szczepuła
Helena Stempkowska (po zamążpójściu Pasierbska) na ulicy w Wilnie przed aresztowaniem
Helena Stempkowska (po zamążpójściu Pasierbska) na ulicy w Wilnie przed aresztowaniem ze zbiorów R.Pasierbskiego
Przeznaczonych do likwidacji zwożono do "bazy" pociągami i samochodami. Żydom z wileńskiego getta mówiono, że jadą do pracy, więc zabierali z sobą wszystko, co mogli unieść, głównie kosztowności.

Wzgórza pokryte wysokimi sosnami, polany porośnięte liliowym wrzosem, powietrze czyste, pachnące żywicą przez okrągły rok, wiosną młodzież z Wilna przyjeżdżała tu na majówki, jesienią na grzyby, zimą - na narty. Sympatyczna podmiejska miejscowość, gdzie na letnisko chętnie ściągały mamy z małymi dziećmi.

Nazwę Ponary poznałam, czytając po raz pierwszy książkę "Nie trzeba głośno mówić" Józefa Mackiewicza. Akcja zaczyna się od ataku Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 roku. W powieści fiction miesza się z non-fiction. W październiku 1943 roku narrator, alter ego Mackiewicza, jedzie rowerem z Wilna do znajomego mieszkającego w Ponarach. Na stacji stoi długi pociąg osobowy obstawiony policjantami i gestapowcami. Mijając go, dostrzega stłoczonych w wagonach Żydów.

"I nagle podnosi się rwetes, gwałt straszny, przechodzi w ryk, wrzask, wycie… pękają uderzone pięściami szyby, trzeszczą, trzeszczą, a później łamią się pod naporem niektóre drzwi… (…) Żydzi zaczynają wyskakiwać z połamanych drzwi wagonów, a naprzeciwko biegną w sukurs straży oprawcy w różnorakich mundurach. Z okien zaczęto wyrzucać tłumoki i walizy i oknami też wyłazili ludzie. Jakiś Żyd wysiadał właśnie tyłem przez ciasne okno, spuścił nogi i wystawił siedzenie, a policjant podskoczył i z odległości jednego kroku - strzelił mu w tyłek… Powstał upiorny wrzask i lament, i wycie, i płacz, i ze wszystkich stron naraz gruchnęły strzały, gwizdnęły kule, spadły, z chrzęstem łamanych kości i pękających czaszek, uderzenia kolb. Ktoś skakał przez rów i trafiony między łopatki, spadł weń jak ciemny ptak z rozczapierzonymi na kształt skrzydeł ramionami. Ktoś pełzł na czworaka pomiędzy szynami… Jakiś stary Żyd zadarł do góry brodę i wyciągnął ręce do nieba jak na biblijnym obrazku i naraz chlusnęły mu z głowy krew i kawały mózgu… Potoczyły się jakieś koszyki kobiałki… Wywrócił się w biegu jeden policjant…

Oto zeskakuje młoda Żydówka, płowe włosy rozwiane, twarz wykrzywiona w nieludzkim strachu, z ucha na kosmyku zwiesza się grzebyk, chwyta córeczkę… Nie mogę patrzeć. Powietrze rozdziera taki jazgot straszliwy mordowanych ludzi, a jednak rozróżnić w nim można głosy dzieci o kilka tonów wyższe, właśnie takie jak płacz-wycie kota w nocy… Żydówka pada najpierw na twarz, później się przerzuca na wznak i zataczając ręką w powietrzu, szuka rączki swego dziecka. Ja nie słyszę, ale widzę z ułożenia ust małej, że woła ona »mame!«. Na głowie jej dygocze wstążeczka z łachmanka i nachylona ku przodowi, chwyta matkę za włosy. (…) Oszalały kompletnie policjant chwyta kobietę za prawą nogę i usiłuje wlec ją między szynami cały zgięty, z gębą tak przekrwioną jakby ciętą na ukos szablą, dokąd? Po co? A dziecko łapie włóczące się po kamieniach włosy matki, ciągnie je ku sobie i nie słychać, a widać jak wyje: Mammme! Z ust wleczonej kobiety bucha teraz krew… Gęsta ściana mundurów zasłania na chwilę widok… A później jakiś Łotysz podnosi kolbę nad zmierzwionymi włoskami uwiązanymi na ciemieniu kawałkiem łachmanka w kokardkę i… zamknąłem oczy…

Żyd chciał przeskoczyć rampę, trafiony w nogę padł na kolana i teraz słyszę wyraźnie i kolejno: płacz, strzał, rzężenie… Ach, a ten co robi???? Ten tam, obok, o czterdzieści kroków, nie dalej, w czarnym mundurze! Co on chce zro… Rozkraczył nogi koło słupa, stanął ukosem, zamachnął się dwiema rękami… Sekunda jeszcze… Co on ma w rękach?!!! Na rany Jezusa Chrystusa! Na rany Boga! Coś wielkiego, coś strasznie strasznego!!! Zamachnął się i - bęc głową dziecka o słup telegraficzny!... Aaa! Aaa! Aaa! - zakrakał ktoś koło mnie, kto taki - nie wiem. A w niebie… nie w niebie, a tylko na tle nieba, zadrgały od uderzenia przewody drutów telegraficznych". (…).

"Jak dugo to mogło trwać? Bóg jeden, który patrzył na pewno, a widział nawet poprzez gęste chmury tego dnia, mógł policzyć minuty. Widocznie jednak zbliżała się jedenasta, bo od południa biegł pociąg pospieszny z Berlina przez Wilno do Mińska, nie zatrzymujący się w Ponarach. Maszynista, widząc tłumy ludzi na szynach, z oddali już gwizdał wściekle i widać było, że hamował. Ale stojący u wylotu stacji gestapowiec zamachał energicznie, żeby się nie zatrzymywał. Maszynista (…) przejechał po trupach i rannych, krając tułowia, kończyny, głowy, a gdy zniknął w tunelu i rozwiała się para, ostały już tylko wielkie kałuże krwi i ciemne plamy bezkształtnych ciał, walizek, tobołków, leżały do siebie wszystkie podobne i nieruchome. I tylko jedna głowa, ucięta u samej szyi, która potoczyła się na środek przejazdu, widoczna była wyraźnie jako głowa człowieka. (…) Mówiono później, że kilkudziesięciu Żydom udało się jednak uciec. Resztę od prawiono na bazę".
* * *
Co to była za "baza"? W 1940 roku, za okupacji sowieckiej wycięto tu kawał lasu i zaczęto budowę bazy paliw płynnych. Wykopano pięć dołów (każdy miał 8-9 metrów średnicy, 5 metrów głębokości), w których zamierzano ulokować zbiorniki na paliwo do samolotów. Atak Niemców na ZSRR przerwał te prace, a hitlerowcy wykorzystali "bazę" do zupełnie innych celów. W ciągu trzech lat, od lipca 1941 do lipca 1944 roku, zamordowano tu około stu tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Około 70 tysięcy Żydów, 20 tysięcy Polaków, a także Cyganów, Tatarów, Rosjan, Białorusinów i Litwinów. W zbrodniach brali udział zarówno Niemcy, jak i Litwini. Za egzekucje odpowiadał Specjalny Oddział SD i Policji Bezpieczeństwa (Ypatingas Burys), składający się z osób narodowości litewskiej. Rekrutowali się oni głównie z paramilitarnej organizacji Związek Strzelców Litewskich (Lietuvos Szauliu Sajunga). Polacy nazywali ich szaulisami (od litewskiego "saulis" - strzelec) lub strzelcami ponarskimi.

Oddalona o zaledwie 10 kilometrów od Wilna i położona w lasach "baza" dobrze się nadawała na miejsce zbrodni. Przeznaczonych do likwidacji dowożono pociągami lub samochodami. Żydom z wileńskiego getta mówiono, że jadą do pracy, zabierali więc ze sobą wszystko, co mogli unieść, a przede wszystkim kosztowności. Kazano im się rozbierać i stawać nad dołem.

* * *
Kazimierz Sakowicz, wileński dziennikarz, mieszkał w Ponarach. Z okna na poddaszu obserwował to, co działo się wokół "bazy". Robił notatki na małych karteczkach, umieszczał je w butelkach i zakopywał w ogrodzie. Zapiski odnaleziono po wielu latach.
"12 lipca wprowadzili do lasu wielką partię Żydów, około 300 ludzi. Przeważnie inteligenci, z walizkami, pięknie ubrani, znani z pracy gospodarczej itd. W godzinę później zaczęły się salwy. Strzelano po 10 osób. Zdejmowano płaszcze, czapki, buty. (…) Strzelają szaulisi, wyrostki po 17-25 lat.

23 lipca. Sądny dzień, przypędzono około 500 osób. Strzelano do późna, krzyki »ja nie komunista«, »co robicie?«. Zaczęli uciekać, strzelanina po całym lesie, przez całą noc i ranek. Wyłapywano, strzelano i dobijano.
Od 14 lipca rozbierają do bielizny. Handel ubraniami na szeroką skalę… Szaulisi z wypchanymi plecakami, zegarkami, pieniędzmi itd.

Od 22 sierpnia Niemcy zabierają kosztowności, zostawiając Litwinom ubrania.
2 września. Plutonowy litewski wyszedł na szosę w kobiecym futrze. Był pijany. (…) Znaleziono w lesie koło jamy bawiące się w piasku małe dziecko. Wrzucono do jamy i zastrzelono. W innym wypadku oderwano od piersi karmione niemowlę i zastrzelono.
14 listopada 1942. Dwa samochody Polaków z więzienia na Łukiszkach. Uciekali. Litwini gonili i strzelali.
14 kwietnia 1943. W niespełna cztery godziny zamordowano około 2500 ludzi…
17 września 1943. Zastrzelono polskich adwokatów i doktorów. Strzelano po dwu naraz rozebranych. Trzymali się fajnie, nie płakali i nie prosili, tylko żegnali się ze sobą i przeżegnawszy się, szli".
* * *
Polaków do Ponar wieziono z wileńskiego więzienia na Łukiszkach.
Początkowo zabierano nocą. Gdy otwierały się niespodziewania drzwi celi - więźniowie truchleli. Na kogo przyszła kolej?
- Z naszej celi pierwszą do Ponar wywieziono Rosjankę - wspomina pani Helena Pasierbska, która w więzieniu na Łukiszkach przebywała od maja do grudnia 1942 roku. - Pasza była żoną oficera Armii Czerwonej, który uciekając przed wkraczającymi do Wilna Niemcami, zostawił żonę na pastwę losu.

To pani Helena Pasierbska zainteresowała mnie Ponarami. Zmarła cztery lata temu, ale to jej niestrudzonej pracy zawdzięczamy wiele informacji na temat martyrologii Polaków z Wilna. Ta ładna i inteligentna uczennica liceum sióstr benedyktynek z długimi warkoczami, harcerka, sanitariuszka ZWZ-AK, aresztowana przez gestapo na skutek donosu, w więzieniu na Łukiszkach przyrzekła sobie, że jeśli uda się jej wyjść cało z tego piekła, będzie się starała sporządzić listę Polaków rozstrzelanych w Ponarach. W PRL nie było to możliwe, dopiero w wolnej Polsce, w 1994 roku Pasierbska założyła Stowarzyszenie Rodzina Ponarska i robiła, co mogła, by ustalić prawdę. Jeździła po całej Polsce, odwiedzała rodziny osób zamordowanych w ponarskim lesie i opisywała ich losy. Prowadziła kwerendę w archiwach. Zostawiła kilka ważnych książek na ten temat. Wśród nich "Wileńskie Ponary".

Oto sylwetki kilku kobiet wywiezionych z więzienia na Łukiszkach do ponarskiego lasu, które dopiero co ukończyły gimnazja i zaangażowały się w konspirację.

Halina Kopeć, ładna, pełna radości życia dziewczyna, "dobra uczennica", aresztowana jesienią 1942 roku, rozstrzelana w Ponarach 17 lutego 1943 roku.

Dwie siostry Rusieckie: Janina i Władysława. Starsza była nauczycielką. Co robiła młodsza, nie wiemy. Pozostało po niej zdjęcie. Piękna młoda kobieta z burzą kręconych włosów i zalotnym uśmiechem. Obie były żołnierzami Armii Krajowej, aresztowano je tego samego dnia, obie rozstrzelano 18 lutego 1943 roku.
Nauczycielką była także Maria Tomkiewiczówna. Odważna konspiratorka, działała w komórce zajmującej się fałszowaniem dokumentów. Jeden z jej współpracowników załamał się podczas śledztwa i zaczął sypać. Gdy aresztowano ją w czerwcu 1942 roku, była już po pięćdziesiątce. Ze zdjęcia patrzy na nas niemłoda, starannie uczesana kobieta, w sukni z białym kołnierzem, jak to wówczas było w modzie. Na gestapo bito ją tak, że jak donosiła w grypsach, była "czarna jak węgiel". Nikogo nie wydała. 3 grudnia 1943 roku została rozstrzelana w Ponarach. Komendant Samodzielnego Okręgu Wileńskiego AK, pułkownik Aleksander Krzyżanowski "Wilk", odznaczył ją pośmiertnie Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari.
Doktor Wanda Rewieńska była adiunktem w Zakładzie Geografii Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Gdy wybuchła wojna, zaangażowała się w konspirację. Jej mieszkanie było schronieniem dla wielu osób. Żydów zaopatrywała w dokumenty. Podczas rewizji przeprowadzonej przez gestapo znaleziono sporo materiałów obciążających. Została aresztowana. Siedziała w jednej celi z Heleną Stempkowską (po zamążpójściu Pasierbską). Pani Rewieńska wygłaszała w celi prelekcje, które dodawały ducha współwięźniarkom i pozwalały im choć na chwilę uciec od strasznej rzeczywistości. Śpiewała im też pieśni Schumanna, Brahmsa i Griega. Została rozstrzelana 21 listopada 1942 roku. Nie wiemy, jak wyglądała, nie zachowała się żadna fotografia.
* * *
W Ponarach rozstrzelany został Bronisław Komorowski, młodszy brat ojca prezydenta Komorowskiego, który otrzymał po nim imię. Bronek, pseudonim "Korsarz", żołnierz AK, miał 17 lat, gdy zginął.
Żołnierzem AK był też ojciec Marii Wieloch, która dziś jest prezeską Stowarzyszenia Rodzina Ponarska. Pani Maria nie znała swojego taty, urodziła się bowiem już po jego śmierci. Stanisław Wieloch został rozstrzelany w Ponarach 18 lutego 1943 roku.
* * *
I jeszcze jeden fragment książki Józefa Mackiewicza "Nie trzeba głośno mówić". Ranny Wulfka, wileński Żyd, któremu udało się uciec z pociągu wiozącego mieszkańców getta do Ponar, przedzierał się z trudem przez krzaki.

"Umierał zupełnie samotnie. Był okropnie obdarty i wymizerowany. Ostatnie co na nim żyło to wszy, które zaczęły złazić ze stygnącego ciała. I zdumiał się niebieski dzwonek polny, tuż przy rękawie zabitego, gdy ujrzał pełzającego po swojej łodydze owada nie widzianego dotychczas. A owady miejscowe znał dzwonek polny wszystkie na pamięć".a
Korzystałam z książek: Józef Mackiewicz "Nie trzeba głośno mówić", Kazimierz Sakowicz "Dziennik 1941-1943", Helena Pasierbska "Wileńskie Ponary" i "Ponary i inne miejsca męczeństwa Polaków z Wileńszczyzny w latach 1941-44".

***

W Gdańsku obchodzono uroczyście dwudziestolecie powstania Stowarzyszenia Rodzina Ponarska. Jego założycielką i wieloletnią prezeską była gdańszczanka Helena Pasierbska. Niestrudzenie prowadziła kwerendy w archiwach i zbierała informacje o ludziach rozstrzelanych w Ponarach. Zabiegała też o umieszczenie w różnych miastach Polski tablic upamiętniających tę zbrodnię. W 1997 roku jej staraniem odsłonięto na cmentarzu Powązkowskim krzyż pomnik poświęcony Polakom poległym w Ponarach. Dziś prezeską Stowarzyszenia Rodzina Ponarska jest Maria Wieloch, również mieszkanka Gdańska, której ojciec został zamordowany w Ponarach.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki