Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jachtem Lady Dana 44 zamierzają opłynąć biegun północny. Kto? [ZDJĘCIA]

Irena Łaszyn
W ciągu czterech miesięcy zamierzają opłynąć biegun północny, pokonując 11 tysięcy mil morskich. Do tej pory żaden jacht pod polską banderą tego nie dokonał. Przeczytajcie o polarnych planach pod żaglami, jachcie Lady Dana 44 i łagodnych twardzielach, którzy czytali Centkiewiczów.

Spotkania z górą lodową nie przewidują, na polarnego niedźwiedzia biorą karabin. Dokładnie - bierze kapitan Ryszard Wojnowski, który od razu zastrzega, że użyje go tylko w stanie wyższej konieczności. Nie ma w nim bowiem krwiożerczych instynktów, jest łagodny z natury. Podobnie jak reszta załogi jachtu.

- To rejs dla łagodnych twardzieli - podkreślają zgodnie. - Takich, którzy na piętnastometrowym jachcie, często w ekstremalnych warunkach, potrafią ze sobą wytrzymać cztery miesiące. Wyruszamy w czerwcu, wracamy w październiku.
Stalowy jacht, zbudowany na terenie Jachtklubu Stoczni Gdańskiej, został już zwodowany i za kilka dni rozpoczyna pierwszy próbny rejs na Bałtyku. Nazwa Lady Dana 44 to ukłon w stronę żony kapitana, Danuty, która od początku to odważne przedsięwzięcie wspiera.

Skąd pomysł na taką wyprawę?
- Z marzeń! - odpowiadają chórem. - Gdy czytało się w młodości Centkiewiczów i powieści o polarnych wyprawach Amundsena, Franklina, Nansena, Nordenskjolda, Shackletona czy Barentsa, tak to się musiało skończyć.

Kapitan Wojnowski uściśla, że po raz pierwszy powiedział to głośno kapitan Sławomir Rudnicki, z którym w 2004 roku płynął (jako II oficer) s/y Panorama z Ushuaia na Antarktydę.
- Sławek tego nie zrobił, bo nie miał jachtu - mówi. - Ja sobie jacht zbudowałem.
- Rudnicki z panem płynie?
- Nie, bo kapitan może być na pokładzie tylko jeden. Ale Rudnicki trzyma kciuki za wyprawę.
- A ten jacht, to pan zbudował za swoje pieniądze?
- Tak, ciężko na nie pracowałem.

Rejs dookoła bieguna północnego to przepłynięcie łącznie dwóch szlaków wodnych: Przejścia Północno-Wschodniego i Przejścia Północno-Zachodniego. Żaden jacht pod polską banderą jeszcze tego nie dokonał w jednym sezonie nawigacyjnym. Jak podkreślają żeglarze, przebycie nawet jednego z tych szlaków uważane jest za dużej klasy sukces.
- Do tej pory tylko kilka polskich jachtów dokonało Przejścia Północno-Zachodniego - informuje Michał Kochańczyk, sternik jachtowy, polarnik, alpinista i członek załogi jachtu Lady Dana 44. - A jedynym Polakiem, który przepłynął Przejście Północno-Wschodnie, jest Henryk Wolski. Zrobił to jednak na jachcie pod obcą banderą. Wolski jest też jedynym Polakiem, który - w kilku etapach - opłynął biegun północny.

Przejściem Północno-Wschodnim określa się drogę morską łącząca Europę z Pacyfikiem, prowadzącą wzdłuż północnych brzegów Eurazji, przez Morze Barentsa, Karskie Wrota, Morze Karskie, Cieśninę Wilkickiego, Morze Łaptiewów, Morze Wschodniosyberyjskie, Morze Czukockie, do Cieśniny Beringa.

Przejście Północno-Zachodnie to morska droga z Europy do wschodniej Azji, prowadząca przez Morze Arktyczne, wzdłuż północnych wybrzeży Ameryki Północnej. Obejmuje blisko pięć tysięcy mil morskich i przebiega przez wciąż mało poznane, skute wiecznym lodem tereny położone za kołem podbiegunowym.

Z kronikarskiego obowiązku trzeba dodać, że do tej pory tylko dwa jachty opłynęły biegun północny w jednym sezonie. Były to: rosyjski Piotr I i norweski Northern Passage. Oba dokonały tego w 2010 r.

Ten rejs to 11 tysięcy mil morskich w niezwykle trudnych warunkach. Dokuczliwe zimno, temperatura w granicach kilku stopni Celsjusza, agresywnie nacierające lody, uwaga napięta wypatrywaniem torosów i innych morskich niespodzianek. W dodatku polarny dzień, zmieniający zegar biologiczny człowieka.

- Nie przesadzajmy z tym zimnem - mówi kapitan Wojnowski. - Kwiecień w Polsce nie jest lepszy. A ja niedawno wróciłem z rajdu samochodowego do Władywostoku. Zapewniam, że tam temperatury nie były wyższe, a jakoś za mocno nie zmarzłem.
Wojnowski ma doświadczenie w tego typu wyprawach. Już jako dwudziestolatek, w latach 1978-79, był członkiem załogi Alfy, jachtu ZHP, w 13-miesięcznym rejsie dokoła Ameryki Południowej.

- Niestety, przed przylądkiem Horn, podczas sztormu, straciliśmy maszt i musieliśmy wrócić tą samą drogą - opowiada. - Dopiero podczas rejsu na Antarktydę, na s/y Panorama, udało się dotrzeć do archipelagu wysp Wollenstein i dalej, już bez większych trudności, Horn opłynąć. Wtedy Neptun okazał się bardziej łaskawy.

Potem był rejs na Spitsbergen na s/y Dana 44, z przekroczeniem 80 stopnia szerokości.

Żeglarzy o chorobę morską pytać nie wypada. Czasami jednak sami o tym mówią. Zdaniem kapitana, 3 proc. osób jest na nią odporna, 3 proc. bardzo cierpi, a reszta się po prostu przyzwyczaja. - Jeśli ktoś popływa na jachcie dwa dni, to już sobie z tym poradzi - uważa. - Nawet więc ci, którzy nie mają dużego doświadczenia na morzu, z tego typu problemami dadzą sobie radę.
Gorzej z lawirowaniem wśród lodów. Na szczęście, prawdziwe góry lodowe pojawić się mogą dopiero w okolicach Grenlandii. Wprawdzie zasygnalizują ich obecność radary i inne urządzenia, ale uważać na nie trzeba.

A sprzęt na Lady Danie 44 robi wrażenie. Oprócz dobrego wyposażenia nawigacyjnego, odsalarki (która akurat w minusowych temperaturach może przestać działać) czy agregatu prądotwórczego, są takie ciekawostki, jak np. kamery w dnie czy ogrzewanie. Kadłub zbudowała firma Jabo, wyposażenie jachtu to dzieło TM Spider.
- Nawet przy temperaturze minus dziesięć st. C wewnątrz będzie plus dwadzieścia - zauważa kapitan. - A gdy płynąłem na Antarktydę temperatura na jachcie oscylowała wokół zera. Tamten nie był ogrzewany.

Trasa rejsu prowadzi z Bałtyku, przez Zatokę Fińską i Kanał Bałtycko-Białomorski, na Morze Białe, Barentsa i Wschodniosyberyjskie, a po ominięciu Alaski i rozległej Arktyki Kanadyjskiej, jacht ruszy w stronę Grenlandii, by poprzez Islandię, Wyspy Owcze i Szetlandy dotrzeć do południowej Norwegii i sopockiej mariny.

Czego się więc najbardziej podczas tego rejsu obawiają? Co do tego wszyscy są zgodni: Najbardziej niebezpieczny odcinek to trasa wzdłuż półwyspu Tajmyr, na rosyjskich wodach. Cezary Bajer, jachtowy sternik morski, kapitan repliki szesnastowiecznego okrętu wojennego zaporoskich Kozaków - czajki Presviata Pokrova, mówi o Cieśninie Wilkickiego, położonej między Przylądkiem Czeluskin (najbardziej na północ wysuniętą częścią Azji) a Ziemią Północną (archipelagiem wysp na Morzu Arktycznym). Inni dodają, że nawigacja w tamtym rejonie wymaga nie tylko umiejętności technicznych, ale też niezwykłego hartu ducha.

- Trzeba sobie poradzić z barierą lodową, czyli przepłynąć przez Cieśninę Wilkickiego, zaraz po ustąpieniu paku lodowego w rejonach Mórz Karskiego i Łaptiewów - tłumaczy Michał Kochańczyk. - Pola lodowe ustępują tam bowiem na krótko, w dodatku nie każdego roku. Kapitan Wojnowski uściśla, że cieśnina zaczyna się otwierać przeważnie od 15 lipca do 15 sierpnia i w zależności od tego, kiedy to nastąpi, można popłynąć. Zawsze jest to więc duże przedsięwzięcie organizacyjno-techniczne.
Kochańczyk przypomina przy okazji historię pierwszego udanego przepłynięcia Przejścia Północno-Wschodniego, dokonanego przez rosyjski jacht Apostol Andrey. W październiku 1998 roku załoga chciała płynąć na zachód od Cieśniny Beringa, ale jacht, usiłując pokonać Cieśninę Wilkickiego, tuż koło Przylądka Czeluskin został otoczony przez zamarzające krupy lodowe, w dodatku stare pola lodowe przesuwały się z północy, co w dramatycznych warunkach zmusiło załogę jachtu do powrotu do portu w Tiksi. Po przezimowaniu, w następnym roku podróż szczęśliwie kontynuowano.

Indyk z owocami, leczo domowe, bitki wołowe, gulasz wieprzowy, kurczak z papryką i pieczarkami, fasolka po bretońsku - to propozycje dań obiadowych, które przygotują uczynne żony. Ze sporym wyprzedzeniem, bo - skoro nie płyną - wszystkie te smakowitości muszą wcześniej zawekować. Żona kapitana zrobiła już podobno 150 weków, żona Daniela Michalskiego, też doświadczonego żeglarza, dzielnie ją wspiera. Oprócz trzystu słoików załoga zabierze kilkaset kilogramów makaronów, kasz i ryżu, sporo wędlin, warzyw i owoców, mnóstwo konserw, przypraw i napojów. A nawet produkty tak wyrafinowane, jak pesto, ser pleśniowy lazur i suszone pomidory. Tylko ryby trzeba będzie łowić na bieżąco, a śmietanę czy jajka dokupić w którymś z portów.

Jak uprzedzają doświadczeni żeglarze, którzy niejeden raz bywali w polarnych stronach, na północy ceny żywności są astronomiczne. Za główkę kapusty tubylcy żądają 20 dolarów, a ziemniaki sprzedają na sztuki. Dlatego wszystko, co się da, trzeba zabrać ze sobą.
- Nie zapomnijcie o buraczkach i wątróbce! - podpowiada inna zaprzyjaźniona niewiasta, oferując przy okazji pomoc w wekowaniu. - To źródło witamin i żelaza.

Listę prowiantu na rejs przygotował Paweł Ołdziej, lat 28, absolwent Politechniki Warszawskiej, jachtowy sternik morski, kandydat na członka załogi.
- Starałem się ją zrobić solidnie, tak żeby jedzenie było zróżnicowane, a jego ilości w żadną stronę nie były przesadzone - tłumaczy. - Przeliczyłem wszy- stko na osiem osób, na cztery miesiące. Przyznam, że choć mam za sobą rejsy po Bałtyku, Morzu Północnym, Cykladach oraz atlantyckie rejsy na Szetlandy, Spitsbergen, Islandię, jeszcze nigdy nie robiłem listy na tak długo. I trochę sobie nie wyobrażam, gdzie się to wszystko pomieści.

Ale Paweł jest do tego stopnia zdesperowany, że gotów spać w bakiście (dla niezorientowanych - takiej skrzyni do przechowywania różnych przedmiotów na jachcie), byle tylko popłynąć.
- O przejściu trasy północnej marzyłem od zawsze - wyjawia. - I muszę powiedzieć, że kiedy ostatnio wspominałem znajomym, że być może uda mi się tam popłynąć, a oni nie wykazali zrozumiałego zachwytu, bardzo byłem zaskoczony, że oni mogą o tym nie marzyć.

Będzie ich ośmiu. Najmłodszy członek załogi ma 16 lat i na imię Michał. To syn kapitana, który przygodę z morzem rozpoczął jako trzylatek. W rodzinie Wojnowskich wszyscy żeglują.
- W rejs Michał zabierze książki i keyboarda - zaznacza Ryszard Wojnowski. - Bo pianino, na którym gra, na jachcie się nie zmieści.

Najstarszy, 63-letni Michał Kochańczyk, weźmie kamerę, żeby nakręcić film. Scenariusz napisał już kilka lat temu, gdy zaczął przygotowania do wyprawy. Ale wtedy jeszcze nie wiedział, że to będzie rejs dokoła bieguna północnego, marzył o Przejściu Północno-Wschodnim. Dlaczego wyznaczył kurs na Arktykę? Dlaczego pcha się tam, gdzie zimno i skrajnie niebezpiecznie?
Zamiast odpowiedzi cytuje Reinholda Messnera: Jeżeli ktoś nam zadaje takie pytanie, to choćbyśmy mu jak najobszerniej mówili o walorach przygody, o wrażeniach estetycznych przy zjawiskowych wschodach i zachodach słońca, o nawiązywaniu przyjaźni, o radowaniu się otaczającą scenerią, o nawiązywaniu kontaktów z ludźmi z innego świata kulturowego i świadomościowego, o satysfakcji w pokonywaniu trudności, o wyzwaniu zmierzenia się z nieznanym, o kształtowaniu charakterów, o spełnieniu marzeń, to jeżeli ktoś zadaje to pytanie, to i tak tego nie zrozumie.

Jacht Lady Dana 44 wyrusza z sopockiej mariny 10 czerwca. Trasę i przebieg rejsu, wspieranego organizacyjnie przez Jachtklub Stoczni Gdańskiej, którego kapitan Ryszard Wojnowski jest członkiem, można będzie śledzić na: www.arctic2013.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki