Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Gorczyca z Politechniki Gdańskiej wynalazł opatrunek na rany zakażone gronkowcem [ROZMOWA]

rozm. Dorota Abramowicz
Grzegorz Gorczyca jest jednym z trzydziestu w Polsce "brokerów innowacyjności"
Grzegorz Gorczyca jest jednym z trzydziestu w Polsce "brokerów innowacyjności" Archiwum prywatne
29-letni doktorant z Politechniki Gdańskiej Grzegorz Gorczyca wynalazł opatrunek na trudno gojące się, zakażone gronkowcem rany. Wynaleziony przez Gorczycę opatrunek został w tym roku nagrodzony złotym i srebrnym medalem na targach innowacyjności w Moskwie i Norymberdze.

Dzwonią do Pana chorzy ludzie z prośbą o użyczenie opatrunku?
Dzwonią. Niektóre z tych telefonów to dramatyczne prośby z solenną obietnicą, że nikt się o tym nie dowie. Niestety, muszę odmawiać. Przeprowadziliśmy dotychczas badania podstawowe. Pierwsze próby skuteczności będą mogły zostać wykonane najwcześniej na etapie badań klinicznych.

Dla niektórych tempo przeprowadzenia badań to kwestia życia lub śmierci.
Zdaję sobie sprawę, że produkt ten może uratować wiele istnień. Z badań przeprowadzonych w Polsce w 2006 roku wynika, że na 500 tysięcy osób z ranami zakażonymi gronkowcem zmarło 10 tysięcy.

Jak wpada się na pomysł stworzenia wyrobu medycznego ratującego miliony chorych?

Z doświadczenia na własnej skórze. Skaleczyłem się szkłem, rana długo się goiła, a w szpitalu leczono mnie zwykłymi bawełnianymi opatrunkami. Zacząłem się zastanawiać, jaka jest szansa na stworzenie opatrunku, który poza dużą skutecznością, byłby jednocześnie tani i szybko działający.

Na bazie antybiotyku?

Nie w tym przypadku. Ze względu na stosunkowo szybkie uodparnianie się bakterii na różnego rodzaju antybiotyki byłoby to rozwiązanie krótkoterminowe. Postanowiłem wykorzystać lizostafynę, związek należący do grupy peptydów antydrobnoustrojowych. Sam materiał, stanowiący nośnik dla tego związku, jednocześnie zapewniający odpowiednie warunki dla regeneracji tkanki skórnej, postanowiłem wykonać na bazie chitozanu.

Czyli?
Substancji naturalnej, uzyskiwanej z chityny. To bardzo ciekawy związek, o wszechstronnym zastosowaniu, wykorzystywany chociażby w rolnictwie do ochrony roślin przed drobnoustrojami oraz do wspomagania ich wzrostu. Stosuje się go w procesach oczyszczania wód z metali ciężkich oraz jako suplement diety, wspomagający, dzięki wiązaniu tłuszczu, proces odchudzania. Można nim także pokrywać różnego rodzaju implanty, zmniejszając ryzyko odrzucenia ich. Z chitozanu produkuje się też bandaże pomagające w szybszym krzepnięciu krwi. Lizostafyna natomiast jest białkiem produkowanym przez bakterie Staphylococcus simulans, pierwotnie do zwalczania innych bakterii z rodzaju Staphylococcus. Dzięki temu jest to związek bardzo specyficzny i skuteczny niemal przeciwko wszystkim bakteriom z tej grupy.

Skoro nie testowaliście opatrunku na ludziach, to skąd wiadomo, że jest taki skuteczny?
Wskazują na to przeprowadzone badania in vitro z wykorzystaniem szczepów wyizolowanych bezpośrednio z ran pacjentów zakażonych szczepami gronkowca złocistego. Szczepy te uzyskaliśmy dzięki współpracy z pracownikami Zakładu Bakteriologii Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie oraz szwedzkiego szpitala w Växjö. Sprawdzaliśmy między innymi czas, po jakim giną wszystkie komórki bakteryjne w zawiesinie, w wyniku kontaktu z próbą badanego materiału.

Jakie było tempo?
Od 10 do 90 minut. Przeciętnie - pół godziny. Przy czym wielkość badanego materiału to połowa główki od standardowej pinezki. Udało się nam także zachować długotrwałą aktywność związku. Jak również uprościć proces technologiczny tak, by móc ten związek dodawać już na etapie produkcji docelowego opatrunku. Chodzi o to, by materiały zawierające lizostafynę nie traciły właściwości bakteriobójczych, a także by dało się je przechowywać w warunkach standardowych i by mogły mieć minimum roczny termin ważności.

Czy trudno jest doktorantowi przebić się z tak innowacyjnym pomysłem?
Trzeba być konsekwentnym. Od początku studiów byłem ponad miarę aktywny. Zapisałem się do Koła Studentów Biotechnologii, przez dwa lata byłem nawet prezesem tego koła. Badaliśmy wszystko, co żyje w zlewach, chcieliśmy też stworzyć bakterię, która zjadałaby gumowe opony i butelki PET. Nie udało się, ale przez to wiele się nauczyłem. Kiedy pojawił się pomysł stworzenia opatrunku i napisania na ten temat pracy doktorskiej, nie musiałem długo szukać wsparcia. Porozmawiałem z doktorem Piotrem Szwedą, który szukając nowych związków przeciw gronkowcom i zakażeniom grzybicznym, pracuje nad lizostafyną. Potem zgłosiłem się do profesora Sławomira Milewskiego z pomysłem na doktorat. Profesor zgodził się zostać moim promotorem, ale usłyszałem, że brakuje środków i o pieniądze na badania sam muszę się postarać. Po roku przygotowań wystąpiłem z projektem badawczym do Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Wniosek ten został doceniony i uzyskałem wsparcie w ramach programu VENTURES, współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego z Programu Innowacyjna Gospodarka. W prowadzonych przez zespół badaniach uczestniczyli także doktor Robert Tylingo, który bada wykorzystanie i właściwości kolagenu (w naszym opatrunku kolagen został połączony z chitozanem), i profesor Maria Sadowska.

Pod informacjami o waszym wynalazku pojawiały się opinie, że na przyszłej produkcji opatrunku skorzystają tylko międzynarodowe koncerny, a wy zostaniecie z kwitkiem.

To fakt, że wprowadzenie na rynek nowego wyrobu medycznego przekracza możliwości finansowe nie tylko doktoranta, ale także uczelni wyższej. Koszt wszystkich etapów badań wynosi od kilku do kilkunastu milionów złotych, nie wspominając już o wydatkach, które ponosi firma prowadząca badania kliniczne nad lizostafyną.

Czy opatentowanie opatrunku było drogie?
Zgłoszenia patentowe na obszarze Polski kosztowały Politechnikę Gdańską 1350 złotych, ale zgłoszenie do Europejskiego Urzędu Patentowego, chroniącego wynalazek na świecie, to już wydatek 18-20 tys. złotych. Ochrona wynalazku przez 20 lat kosztuje w Polsce 14 tys. złotych. Na to samo wejście w procedury krajowe w ramach zgłoszenia PCT tylko w kilku wybranych państwach trzeba przeznaczyć kilkadziesiąt tysięcy euro.

Jeśli uczelnia opatentowała wynalazek, to co Pan z tego ma?
Uczelnia jest wyłącznym właścicielem praw majątkowych do zgłoszonych wynalazków. Natomiast twórcy, na mocy umowy z PG, mają udziały w jej zyskach z wdrożenia wynalazku. Jesteśmy zadowoleni.

Na razie jeszcze długa droga przed wami...
Wszyscy tu zdajemy sobie sprawę z tego, że uczelnia sama nic z wynalazkiem nie zrobi. Po sukcesach w Moskwie i w Norymberdze udało się wzbogacić kontakty z firmami farmaceutycznymi i instytucjami, które będą mogły udzielić nam wsparcia.

Czy takie badania są bardzo drogie?

Szacujemy, że to koszt rzędu kilku milionów złotych.

To skąd będą na to pieniądze?
Mamy dwie ścieżki - prowadzimy rozmowy z kilkoma firmami farmaceutycznymi, możemy wykorzystać też unijne pieniądze bądź programy rządowe. Liczymy na Program Badań Stosowanych Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, wspierający sektor nauki i sektor przedsiębiorstw.

A światowe koncerny farmaceutyczne?
Jeden z największych koncernów na świecie wyraził duże zainteresowanie wynalazkiem. Co będzie dalej, nie wiadomo. Jedno jest pewne - im więcej gotowych do współpracy przy badaniach, tym ryzyko jest mniejsze. Wyłożenie przez polską firmę kilku milionów złotych to trudna decyzja. Z ofertą współpracy odezwały się także apteki. Zaproponowały, by oferować opatrunki jako wyrób apteczny, co mogłoby spowodować, że pojawi się on w sprzedaży szybciej, a produkcja będzie tańsza. Rozważam też inną propozycję - weterynaryjną. Jest pomysł, by jeszcze przed przeprowadzeniem badań na ludziach wprowadzić do sprzedaży opatrunek dla zwierząt. Skontaktował się ze mną jeden z hodowców koni, który mówił, że te zwierzęta mają poważny problem z zakażeniami gronkowcem.

Czy produkcja opatrunku sprawi, że stanie się pan "obrzydliwie bogaty"?
(śmiech) Raczej nie. Pewnie będę miał jakieś korzyści majątkowe, ale na kokosy nie liczę. Bardziej na to, że dzięki temu wynalazkowi uda się uratować wiele ludzkich istnień.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki