Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynianka Jolanta Izabela Pawlak stworzyła scenografię i kostiumy do karaibskiej opery

Grażyna Antoniewicz
Jolanta Izabela Pawlak
Jolanta Izabela Pawlak Patrycja Długoń
Jolanta Izabela Pawlak gdynianka - rzeźbiarka, scenograf, fotografik - jej prace zdobią galerie w Stanach Zjednoczonych i Europie, a biżuterię, którą tworzy, chętnie noszą gwiazdy muzyki, np. Erykah Badu, jej twórczość znana jest nawet koronowanym głowom - podziwiał ją król Holandii Willem Aleksander i jego żona, królowa Maxima oraz matka, księżna Beatrycze. Przez 10 lat Jolanta Pawlak mieszkała na karaibskiej wyspie Curaçao, miała tam swoje atelier odwiedzane przez wiele sław ze Stanów Zjednoczonych i Holandii.

Katibu di Shon

Jest absolwentką Liceum Plastycznego w Orłowie i poznańskiej ASP (rzeźba, fotografia). Po amerykańskim stypendium trafiła na 10 długich lat na Antyle Holenderskie, stając się niemal narodową antylską artystką. Nic więc dziwnego, że zaproszono ją do współrealizacji pierwszej na świecie karaibskiej opery w melodyjnym języku papiamento, jako scenografa, projektanta kostiumów i autorki zdjęć do prezentacji multimedialnej.

Premiera opery "Katibu di Shon", wyprodukowanej przez Narodową Operę Holandii, odbyła się 1 lipca tego roku w teatrze Stadsschoueburg w Amsterdamie. Rolę niewolnicy Anity wykonuje pochodząca z Antyli Holenderskich mezzosopranistka Tania Kross. Jest potomkinią karaibskich niewolników, a przodek autora libretta był ich właścicielem (wywodzili się nawet z tej samej plantacji).

Opera uświetniła obchody 150-lecia zniesienia niewolnictwa w byłych koloniach holenderskich - Surinamie i Antylach Holenderskich.

Tania Kross, pomysłodawczyni tego projektu, nie wyobrażała sobie, by ktoś inny niż Jolanta Pawlak został autorem scenografii: "Znamy się z Curaçao i wiem, że wszystko co tworzy - czy jest to maleńka sztuka biżuterii, duża rzeźba, czy fotografia (…) - opowiada historię. Więc jeśliby patrzeć tylko na jej nadzwyczajną kreację, samą tylko rzeźbę w niewielkim oświetleniu i prezentację tych pięknych fotografii - bez muzyki, śpiewu, bez nas na scenie i bez świadomości o czym jest cała opowieść - przed oczami widza przewijałaby się bardzo intensywna historia. I to właśnie sprawia, że jej praca jest absolutnie wspaniała".

Scenografię stanowi, ogromna 10-metrowa rzeźba wykonana z mieszanki żywicy epoksydowej, którą Jolanta Pawlak zbudowała z ponad 200 portretów, łącząc je fakturą inspirowaną podwodnym światem. Skała koralowa z wyłaniającymi się z niej twarzami jest symbolem wyspy i wielu ofiar niewolnictwa, które zginęły w morzu roztrzaskane o jej ostre brzegi.
- Jest takie miejsce na północnym brzegu Curaçao, gdzie, gdy byłam dzieckiem, chodziliśmy z rodzicami chować domowe zwierzaki. To także miejsce pochówku wielu niewolników. Nie ma tam grobów - wrzucano ich po prostu do wody. A ich ciała uderzały o ostre skały tej wyspy. Pomyślałam, że w ten sposób stały się one "jednym" z wyspą. W języku papiamentu nazywamy wyspę "Matką", a o sobie nie mówimy po prostu "ludzie z Curaçao" - tylko "dzieci Curaçao". Myślę, że wyspa nosi wszystkie swoje dzieci w sobie, w tych skałach. I to zostało ukazane w ostatecznej kreacji - w formie Curaçao ze wszystkimi jej maskami, ludźmi którzy do nich pozowali, wszystkimi koralowcami pomiędzy nimi - to taki piękny symbol tych wszystkich dusz, które są nadal obecne w swojej Matce-wyspie... Tylko Jolanta mogła to wszystko zrozumieć - opowiada Tania Kross.
"Katibu di Shon" - to fikcyjna opowieść oparta na historycznym wydarzeniu - buncie niewolników, który miał miejsce 17 sierpnia 1795 na Curaçao, jednej z wysp Antyli Holenderskich, leżącej u wybrzeży Wenezueli.

Wzdychający dinozaur

Po zakończeniu stypendium w Stanach Zjednoczonych, Jolanta Pawlak pojechała na wakacje na Curaçao nurkować, bo są tam piękne rafy koralowe. I już została, dostała pracę w Muzeum Sztuki Afrykańskiej jako rezydujący artysta, uczyła też rzeźby.
Jej fascynacja Afryką zaczęła się podczas nauki w Liceum Plastycznym w Orłowie, śpiewała wtedy w zespole grającym jazz z elementami muzyki afrykańskiej, a przyjaciele przywozili z zagranicy albumy o sztuce Czarnego Lądu.

Z czasem na wyspie dostawała coraz więcej zleceń na rzeźby, brała udział w wystawach i różnych projektach. Jej prace zobaczyć można w wielu miejscach Curaçao. Szczególnym sentymentem darzy pomnik "Papa" Godett, który walczył o równouprawnienie czarnoskórych mieszkańców. Pomnik stoi przed pocztą główną, w samym sercu stolicy wyspy.
Pobyt wspomina z sentymentem, pozostawiła tam bowiem nie tylko rzeźby, ale także wielu przyjaciół.

Ulubionym posiłkiem Jolanty Pawlak na wyspie była "ayaka" gotowana kaszka z kurczakiem, suszonymi śliwkami i lokalnymi przyprawami, a wszystko zawinięte w liść bananowca, zawiązane sznureczkiem.

- Liść bananowca rozkłada się na talerzu i pięknie wygląda, uwielbiam jeść na liściu bananowca - opowiada.
Na wyspie Jolanta zaadaptowała iguanę uratowaną z sideł, w których straciła jedną nogę, nie mogłaby więc przeżyć w naturze.
- Zaopiekowaliśmy się nią, a mój tata wybudował jej domek, w którym zamieszkała. Iguany przyzwyczajają się do ludzi. To było cudowne zwierzątko, nosiłam ją na ramieniu, tak słodko wzdychała. Niestety, na Curaçao iguany są rarytasem, podobno smakują jak kurczak. Nie mogłam zrozumieć, jak można jeść takiego pięknego "dinozaura". Iguana miała na imię Misia, bo tak wszystkie zwierzęta w domu nazywała babcia pani Jolanty.

Na Curaçao jest bezpiecznie, choć można znaleźć tu małe skorpiony, nie ma też malarii. Niestety, w roślinach, które przywożone są na wyspę z różnych stron świata, przybywają komary a z nimi dengue. Od ukąszenia komara dostaje się wysokiej gorączki, która czasem bywa śmiertelna. Jednak zachorowania nie zdarzają się często .
Curaçao to wyspa typu wulkanicznego, więc najlepiej rosną na niej kaktusy i aloesy.

- W moim ogrodzie miałam co najmniej dwadzieścia rodzajów kaktusów i wiele aloesów, których liście pomagały na moje oparzenia, zdarzające się czasem podczas odlewania rzeźb czy biżuterii w gorącym metalu - mówi rzeźbiarka.
Mieszkając na wyspie nurkowała, i jak zapewnia, zrobiła tysiące fotografii pod wodą.

- Wydaje mi się, że jest to główny powód dla którego zostałam tam tak długo, bo jednak wyspa jest mała, a dla artysty dziesięć lat to.... wieczność - wyznaje. - Kocham zanurzać się w głębię oceanu i własną wyobraźnię.

Gips czy narkotyki?

Kiedy miała wystawy poza Curaçao, wiązało się to z koniecznością wysyłania prac statkami i sprowadzania materiałów, których nie ma na wyspie .
- W kontroli celnej dobrze mnie znali, przychodziłam i musiałam ich przekonywać, że ten biały proszek to gips, a nie narkotyki. Celnicy mieli też inne ceny za artykuły, a inne za sztukę, więc czasami dyskutowaliśmy gdy przychodziły moje formy silikonowe, które wysyłałam na odlewy do Stanów. Mówili "przecież to nie jest sztuka", odpowiadałam: "Zaraz zawołamy kogoś z ulicy i zapytamy".

Nic dziwnego, że kiedy wchodziła do urzędu celnego słyszała: "Och, znowu ona".
- Niestety, celnicy nie mieli doświadczenia z takimi przesyłkami więc musieliśmy się razem wyedukować - uśmiecha się rzeźbiarka.

Listy - rysunki

Jolanta Izabela Pawlak jest autorką niezwykłego zbioru listów.
- Nie mam talentu do pisania, więc starałam się moje myśli przekazać w formie rysunków. Potrafiłam nie spać całą noc żeby narysować list. A przyjaciele je kolekcjonowali.

Jej rodzina ma bogate tradycje muzyczne i plastyczne.
- Myślałam, że wszyscy mają artystę w sobie - opowiada. - Tata rysował i rzeźbił. Ja także w wieku 12 lat zaczęłam rzeźbić w kamieniu i drewnie.
- Wiedziałam, że rodzice odnajdą się na wyspie, ale oni się w niej zakochali! Na Curaçao zawsze można się spodziewać radosnego powitania "Bon Bini!" (Witamy!) lub "Kon ta bai?" (Co słychać?). Tata kiedyś pływał na statkach, zwiedził trochę świata, ale mama tylko Europę. Zawsze chciałam żeby zobaczyła coś innego.

Na Curaçao ludzie zaakceptowali nas szybko, zapewne dlatego, że ceniłam ich kulturę, organizowałam wydarzenia związane z miejscową sztuką i muzyką. To, że rodzice przyjechali na Curaçao było zbawieniem. Mój tata "złota rączka" wyremontował moją galerię i zbudował pracownię, a doskonałej kuchni mojej mamy zasmakował niejeden Polak odwiedzający wyspę.

Karaibskie mazurki

Na tej tropikalnej wyspie spotkamy wielu miłośników muzyki Fryderyka Chopina. Jak bardzo jest on popularny świadczy fakt, że już w XIX wieku komponowano tu mazurki i walce inspirowane jego twórczością. Niewiele brakuje, by stanął tu też pomnik Chopina - jego rzeźbę Jolanta Pawlak wykonała z okazji 200-setnej rocznicy urodzin mistrza. Ciekawe, że zamiast z wierzbą stapia się z lokalnym drzewem divi-divi.

Jolanta Pawlak od 3 lat mieszka i pracuje w Chicago, ale planuje więcej projektów w Europie. Za oceanem jej twórczość jest już rozpoznawalna. Jeszcze podczas przygotowań do opery, w Chicago odbywała się międzynarodowa wystawa malarstwa i rzeźby 77th Exhibition of Painting and Sculpture, gdzie Jolancie Izabeli Pawlak przyznano kolejną pierwszą nagrodę. Teraz czas na Polskę oraz resztę świata. Być może opera "Katibu di Shon" trafi kiedyś do naszego kraju, tymczasem trwają starania, aby wystawić ją na karaibskich wyspach.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki