- Zwykle rodzinną wigilię organizowałam u siebie, w tym roku ze względu na wyjazd do Afryki, zostałam zwolniona z tego obowiązku - śmieje się pani Justyna. - Wigilia u brata, jedno święto u rodziców, drugie u przyjaciół. I pakuję, co się da. Swoich rzeczy wezmę niewiele, poupycham jak najwięcej lekarstw. Wylatuję z Gdańska do Frankfurtu, stamtąd do Addis Abeby w Etiopii i do Lusaki. Razem - 26 godzin podróży.
W zbieranie leków, witamin, środków przeciwbólowych i odżywek dla afrykańskich dzieci zaangażowało się wielu ludzi w Polsce - i w rodzinnej parafii pani Justyny, w kościele św. Kazimierza w Kartuzach, gdzie wierni do kosza przy ołtarzu przynosili swoje dary, i w Trójmieście, i w innych miastach. Na prośbę o leki i środki higieniczne czy mleko w proszku nie pozostali obojętni aptekarze. Uzbierało się sporo darów. Część zostanie wysłana pocztą, gdyż nie da się wszystkiego zabrać do samolotu, nawet w powiększonym o jedną walizkę bagażu - co przysługuje wolontariuszom niosącym pomoc medyczną.
- Jadę do Kasisi, niewielkiej miejscowości oddalonej o 37 km od stolicy Zambii, Lusaki - mówi Justyna Fox. - Znajduje się tam dom dziecka, który prowadzą polskie zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, tzw. służebniczki starowiejskie. Pod opieką tego największego w Zambii sierocińca jest 260 dzieci w różnym wieku. Nad dziećmi czuwa siedem polskich sióstr, 8 miejscowych oraz 50 opiekunek. Dzieci żyją w czterech grupach - niemowląt i młodszych dzieci, starszych dziewcząt, dzieci ulicy oraz dzieci zainfekowanych HIV/AIDS. Tych ostatnich jest tu 80. Mają osobno wydzielone skrzydło sierocińca.
Dzieci trafiające do domu dziecka są niedożywione, odwodnione, chore. Wynika to z ogromnej biedy, braku opieki dorosłych. Są z całej Zambii.
- Po raz pierwszy usłyszałam o Kasisi w relacjach Szymona Hołowni - opowiada pani Justyna. - I po prostu zdecydowałam się tam pojechać jako wolontariusz. Jestem internistą, specjalistą medycyny podróży. Chcę się zorientować od strony medycznej, jaka pomoc jest najbardziej potrzebna w tym miejscu. Wiozę leki dla dzieci, gdyż od siostry Marioli Mierzejewskiej, Polki z Nowego nad Wisłą, dyrektorki sierocińca w Kasisi, z którą jestem w kontakcie wiem, że tego bardzo im potrzeba.
Siostry w Kasisi zajmują się nie tylko sierocińcem - prowadzą przedszkole i szkołę. Funkcjonują wyłącznie dzięki sponsorom z całego świata, gdyż nie mają rządowego wsparcia finansowego. Bez choćby podstawowego wykształcenia dzieci w Afryce nie mają szans na pracę i rozwój. - Żeby mogły nauczyć się pisać, czytać, muszą prawidłowo widzieć - dodaje Justyna Fox. - Dlatego wiozę ze sobą okulary dziecięce, zebrane przez znajomych, a opisane nieodpłatnie przez optyka z firmy Ocus z Sopotu. Zabieram też ze sobą kasetę szkieł próbnych od przyjaciół z firmy MDT z Krakowa, by zbadać wzrok dzieciom i dopasować im okulary.
Do akcji zbiórki okularów włączył się 16-letni syn pani Justyny - Łukasz.
- Początkowo nie wierzył, że wyjeżdżam do Zambii - przyznaje mama. - Gdy sobie uświadomił, że to dzieje się naprawdę, włączył się w zbieranie okularów, a teraz służy logistycznym wsparciem.
Na afrykańskiej ziemi potrzebujących dzieci jest wiele - te z Zambii trafiły na otwarte serca polskich zakonnic, podróżników, ludzi dobrej woli. A im więcej ich będzie, tym więcej zaniosą radości, miłości i pomocy. Ich posłannikiem świątecznym z Polski jest doktor Justyna Fox.
- Cieszę się, że tylu ludzi wspiera mnie w tym przedsięwzięciu, dookoła czuję tyle poparcia i takiego serdecznego zainteresowania - dodaje pani Justyna.- Opowiem o nich w Kasisi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?