- Mąż pracował na budowie. W maju ub. roku podczas prac murarskich coś mu w uszach strzeliło, zdążył zadzwonić do domu i poskarżyć się, że coś dziwnego dzieje się z jego słuchem - opowiada pani Wioletta. Na jedno ucho słyszał gorzej od kilku lat, od czasu, gdy z powodu bólu musiał przyjmować antybiotyki. Tym razem jednak ogłuchł zupełnie. Wpierw trafił do szpitala w Iławie, następnie w Ostródzie, a gdy zastosowane tam leczenie nie dało rezultatów, dostał skierowanie do kliniki laryngologicznej w Gdańsku. Przebywał tam przeszło miesiąc, lekarze wykorzystali wszelkie dostępne metody leczenia, łącznie z komorą hiperbaryczną i aparatem słuchowym, nie uzyskali jednak poprawy. Pan Leszek popadł w depresję, a jego żona zaczęła tracić nadzieję, że mąż odzyska zdrowie i znów będzie mógł pracować na utrzymanie rodziny, w tym dwóch małoletnich synów.
- Nagła, obustronna głuchota zdarza się niezwykle rzadko - mówi prof. dr hab. Jerzy Kuczkowski, otolaryngolog z UCK. - Większości chorych ze znaczną utratą słuchu pochodzenia ślimakowego pomagają konwencjonalne aparaty słuchowe, u pana Leszka okazało się to niewystarczające. Kontakt ze światem dźwięków mógł odzyskać tylko dzięki najnowszej zdobyczy techniki medycznej, jaką stanowi implant ślimakowy. Do tego rodzaju zabiegów przygotowywaliśmy się od kilku lat. Kilka miesięcy zajęło przysposobienie pacjenta. Musiał się poddać wielu specjalistycznym badaniom, w tym psychologicznym, bo musiał zaakceptować proponowane leczenie, którego nieodzowną częścią jest rehabilitacja.
Implant ślimakowy australijskiej firmy Cochlear, światowego lidera w tej dziedzinie, który prof. Jerzy Kuczkowski wszczepił we wtorek pacjentowi, kosztuje ok. 98 tys. zł.
- Mówiąc najprościej, składa się z części wszczepialnej (cewki odbiorczej, stymulatora elektrycznego i wiązki elektrod) oraz umieszczanego za uchem cyfrowego procesora mowy - tłumaczy dr Andrzej Molisz, inżynier informatyk i lekarz. - Zasada działania systemu implantu ślimakowego opiera się na stałym przetwarzaniu dźwięków otoczenia w impulsy elektryczne.
Impulsy te bezpośrednio stymulują zakończenia nerwu słuchowego, mózg odbiera je jako naturalny dźwięk. Wpierw dźwięki docierają do mikrofonu procesora mowy, który analizuje go i przetwarza w ciąg impulsów elektrycznych. Następnie impulsy elektryczne przekazywane są przez skórę do implantu, za pomocą transmitera. Implant wysyła impulsy do wiązki elektrod umieszczonej w ślimaku. Nerw słuchowy odbiera impulsy i przekazuje je do ośrodków słuchowych w mózgu, gdzie są rozpoznawane jako dźwięki.
- Implant ślimakowy to nie jest sztuczne ucho - zastrzega prof. Kuczkowski. - Jego wszczepienie nie oznacza, że pacjent obudzi się z narkozy i od razu będzie słyszał.
Po około miesiącu dr Andrzej Molisz wraz z dr. med. Tomaszem Przewoźnym - audiologiem i foniatrą - odpowiednio "ustawią" procesor.
Pomorski NFZ sfinansuje w tym roku dwa podobne zabiegi u pacjentów dorosłych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?