I dlaczego właśnie tam, skoro na Żwirki i Wigury mamy bliżej? Niby biblioteka jak biblioteka. Trochę książkowego kurzu, rzędy regałów (sam mam do tego sentyment, bo szkolną bibliotekę, w której pracowała moja mama, odwiedzałem w dzieciństwie często). I ta zgrzebność samorządowej budżetówki. Właściwie powinna odstręczać - tak nienowoczesna, tak muzealna prawie. A jednak! Kącik dla dzieci widoczny jest już z ulicy.
Przez okna wyglądają pluszaki, dziecięce wyklejanki. I przede wszystkim panie, które zagadują na "dzień dobry" i na "do widzenia". Podsuwają kolorowe kąski do poczytania. Namawiają na spotkanie z Franklinem, zapraszają na ubieranie choinki, a w wakacje na wspólne rysowanie i czytanie. Zwłaszcza miłe są jesienne wieczory, gdy Hela niesie porcję przeczytanych lektur i cieszy się na nowe, a Staszek buszuje w regale "przygodowych". Na to wszystko czekamy też my, rodzice. Cotygodniowy rytuał powtarzany z namaszczeniem. Za to paniom z Żeromskiego dziękuję.
Zwłaszcza, że potwierdzają prostą, banalną wręcz regułę: wystarczy chcieć. A nie wszystkim się chce. W Muzeum Miasta Gdyni paniom muzealnym wyraźnie się nie chciało. Gdy byliśmy tam ostatnio, śledziły każdy nasz krok. "Nie dotykać" - powtarzały z wyraźną satysfakcją. A przy zainscenizowanym międzywojennym sklepiku z triumfem: "Wstęp tylko z przewodnikiem!" Żadnego specjalnego miejsca dla dzieci nie zauważyłem. Ich strata.
My swoje znaleźliśmy przy Żeromskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?