Pomimo apeli i ostrzeżeń przed wchodzeniem na lód, służby ratownicze w mieście otrzymują dziennie nawet po kilkadziesiąt sygnałów o ludziach, którzy sądzą, że ich niebezpieczeństwo nie dotyczy.
- Właśnie wróciłem z akcji - mówił wczoraj Piotr Bielski, bosman Mariny Gdynia. - Pan oddalił się od brzegu na około półtora kilometra. Szedł w kierunku boi nawigacyjnej przy południowym wejściu do portu. Założyłem suchy kombinezon, rękawice i poszedłem za nim. Tak, niewątpliwie naraziłem swoje życie, ale ratownikiem się nie bywa, a jest. Taka praca, strażak też się nie zastanawia, czy wchodząc do płonącego domu, przypadkiem nie zginie.
Człowiek, którego bosman sprowadzał do brzegu, tłumaczył potem, że chciał "porobić zdjęcia".
- Podczas drogi powrotnej pękł lód, w odległości ok. 40 metrów od nas. Do brzegu było jeszcze 500 metrów. Mieliśmy naprawdę ogromne szczęście - dodaje Piotr Bielski.
Służby ratownicze przypominają - tafla lodowa przy plażach jest popękana. Między krami znajdują się niewidoczne, bo przykryte śniegiem, szczeliny. Bardzo łatwo można w nie wpaść. A kto dostanie się do wody, pomiędzy kry, praktycznie nie ma szans wydostać się o własnych siłach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?