Sprawa dotyczyła działania członków zarządu stoczni, które miało, zdaniem prokuratury, narazić spółkę na powstanie szkody majątkowej i spowodować straty sięgające kilkudziesięciu mln zł. Wyrok nie jest prawomocny.
Janusz Szlanta, który od pierwszej rozprawy utrzymywał, iż jest niewinny, twierdzi, że innego wyroku się nie spodziewał.
- Trudno, żebym nie był zadowolony z takiego wyroku. Byłem przekonany, że decyzja sądu będzie właśnie taka - komentuje Szlanta.
Były prezes Stoczni Gdynia SA jest jednak daleki od stwierdzenia, iż "wszystko dobrze się skończyło".
- Bo dobrze się nie skończyło. Jeden z liderów polskiego przemysłu uległ totalnej likwidacji, tysiące ludzi straciło pracę - dodaje Szlanta. - Przypomnę, że w 2003 roku nasza stocznia miała najwyższą produkcję na świecie! Japończykom, u których robocizna jest tak droga, opłacało się budować stocznię od podstaw, a u nas ten przemysł został doprowadzony do upadku i nikt za to nie odpowiada. W tym samym czasie kiedy my zasiedliśmy na ławie oskarżonych, to samo działo się w Szczecinie. Gdybym po prostu stracił posadę i zastąpiono by mnie kimś bardziej kompetentnym, powiedział bym sobie "Janusz, byłeś słaby, są lepsi" i cieszyłbym się, że stocznia trafiła w dobre ręce. Niestety, tak się nie stało.
Natomiast prokuratura na razie nie chce komentować wyroku.
- W piątek złożony zostanie do sądu wniosek o sporządzenie pisemnego uzasadnienia tego wyroku - poinformował nas wczoraj Krzysztof Trynka, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. - Komentowanie nieprawomocnego wyroku przez prokuraturę przed zapoznaniem się z treścią jego uzasadnienia nie jest możliwe.
Dodał także, iż decyzja w przedmiocie zaskarżenia wyroku również zostanie podjęta po zapoznaniu się z uzasadnieniem.
Przypomnijmy, iż sprawa trafiła na wokandę w 2004 roku. Zdaniem prokuratury, Janusz Szlanta i jego dwaj zastępcy zaciągali w latach 1999-2000 wielomilionowe kredyty na konto swojej prywatnej firmy - Stoczniowego Funduszu Inwestycyjnego. Jak twierdzili oskarżyciele, mieli poręczać je majątkiem stoczni, mając świadomość, że nie będą w stanie spłacić zobowiązań. Całej trójce groziła kara do 10 lat pozbawienia wolności. Szlanta od samego początku twierdził, iż oskarżenia są bezpodstawne.
Proces zarządu Stoczni Gdynia SA
Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku oskarżyła Janusza Szlantę i dwóch członków zarządu Stoczni Gdynia SA: Konrada K. i Andrzeja B. Cała trójka oskarżona była o spowodowanie w zakładzie strat na co najmniej 31 mln zł. Prokuratura zarzucała im m.in., że w latach 1999-2000 zaciągali wielomilionowe kredyty na konto Stoczniowego Funduszu Inwestycyjnego, a zabezpieczali je majątkiem stoczni, choć musieli mieć świadomość, iż nie będą w stanie spłacić tych zobowiązań. Fakt takich poręczeń nie był też ujawniany w corocznych bilansach, trzymano go w tajemnicy przed radą nadzorczą. Dzięki temu stocznia, choć tonęła i popadała w coraz większe długi, mogła wykazywać zyski na papierze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?