Od pamiętnej gdańskiej premiery zwariowanego „Cyrku rodziny Afanasjeff - takiego łomotu, jaki w sopockim Teatrze Atelier wywołała „Siła przyzwyczajenia”, na polskiej scenie nie pamiętam. Wyobraźnia Thomasa Bernharda w tej sztuce zaszalała na pełnych obrotach. Autor, jakby w poczuciu bezradności, w finale sztuki oznajmia widzom: „Obejrzeliście komedię, która jest tragedią”.
Obsesja w marzeniach
Cyrkowa trupa - po codziennych występach na arenie zmuszana jest przez swego pryncypała Caribaldiego do ćwiczeń uwielbianego przezeń kwintetu Franciszka Schuberta „Pstrąg”. Kwintet ma go zagrać na festiwalu w Augsburgu.
Caribaldi marzy, że w Augsburgu odniesie sukces. I obsesyjnie tym marzeniem się nasładza. Pracował nad formą wykonania „Pstrąga” przez 20 lat. Wreszcie nadarza się okazja występu przed światową publicznością.
Cyniczna satysfakcja
Caribaldi skarży się na bóle kręgosłupa, gra na wiolonczeli, ale członkami kwintetu pomiata. Narzuca im nieznośną dyscyplinę. Wnuczce (tańczącej w cyrku na linie), za niesubordynację grozi czterema dniami kartoflanki. Żonglera bez ustanku upokarza strącając złośliwie na podłogę kostkę kalafonii, którą Żongler musi z pokorą podnieść. Sam zaś - na stronie - z cyniczną satysfakcją szepcze: „Tylko dureń jeszcze wierzy artyście”.
Choroba na władzę
Bernhard w innych swoich dziełach z należnym hołdem traktuje takie sławne osobistości, jak Pascal i Schopenhauer, Bach czy Wittgenstein. Caribaldi to postać fikcyjna. To ofiara uporczywej manii i żałosnej megalomanii w absurdalnym poszukiwaniu perfekcyjnej formy w utworze odtwarzanym przez kwintet.
Dzieło sceniczne - sądzimy zwykle - ma sprzyjać zrozumieniu motywów działania bohaterów sztuki. W „Sile przyzwyczajenia” zrozumienie tych motywów nie jest możliwe. Diagnozy na chorobę posiadania władzy postawić nie sposób.
Z przytupem
André Ochodlo w swoim reżyserskim odczytaniu tekstu Benharda sięga po ekspresję wstrząsową. Z przytupem wyciska przejawy koszmarnej paranoi cynicznego dyrektora. Caribaldi znęca się nad zatrudnianym zespołem, znajdując osobistą satysfakcję w samym znęcaniu. Korzysta z władzy nad personelem zależnym od jego bzdurnych kaprysów. Perwersyjne zadawanie bólu podwładnym sprawia mu dziką rozkosz. Szlifowanie „artystycznej perfekcji” to dla Caribaldiego jedynie pretekst do wyżywania się na współpracownikach. Pogromca dzikich zwierząt w cyrku, bliski krewny Caribaldiego, ostrzega Błazna przed krwiożerczymi instynktami swego nieznoszącego sprzeciwu wuja. Caribaldi nie uprawia sztuki dla sztuki, on obłędnie szlifuje na wiolonczeli od lat wciąż ten sam utwór, czerpiąc dziwaczną rozkosz z samego szlifowania.
A jednak perfekcja
André Ochodlo w tworzeniu spektaklu znalazł wyśmienite porozumienie z Adamem Żuchowskim, który na motywach kwintetu „Pstrąg” Schuberta opracował w sopockim przedstawieniu - nie trzeba obawiać się tego słowa - perfekcyjną partyturę muzyczną.
W niewdzięcznej roli dyrektora cyrku wystąpił Michał Kula, Wnuczkę zagrała Sylwia Oksiuta-Warmus, Żonglerem był Waldemar Cudzik, Błaznem - Bartosz Kopeć.
W postać, z pozoru diabolicznego Pogromcy, wcielił się Adam Hutyra.
Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:
POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:
- Kalendarz niedziel handlowych w 2019 roku. Sprawdź!
- Dyskonty nie będą mogły sprzedawać produktów marek własnych?
- Po raz trzeci padła główna wygrana w "Milionerach"!
- TOP 100 największych firm na Pomorzu [RANKING]
- Tak mieszka Robert Lewandowski [zdjęcia]
- Nauczyciel płakał, jak poprawiał. Zobacz najlepsze teksty uczniów i nauczycieli
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?