Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edukacyjny biznes zaczyna się we wrześniu. Za korepetycje i kursy rodzice płacą tysiące

Anna Mizera-Nowicka
Kursów jest coraz więcej, a chętnych nie brakuje. Nauka, niestety, opuszcza mury szkoły
Kursów jest coraz więcej, a chętnych nie brakuje. Nauka, niestety, opuszcza mury szkoły www.sxc.hu
Testy szóstoklasisty, gimnazjalne, matury. Sposobów, by sprawdzić wiedzę ucznia, jest coraz więcej, a wraz z nimi wzrasta liczba ofert korepetycji i kursów przygotowujących do egzaminów. Edukacyjny biznes nakręcają już nie tylko prywatne firmy oraz korepetytorzy, ale i część trójmiejskich uczelni wyższych, które oferują uczniom kursy nawet za kilka tysięcy złotych. Wszyscy zgodnie tłumaczą, że cel jest szczytny i chodzi o to, by pomóc uczniowi.

- 84 godziny z każdego przedmiotu plus 8 lekcji poświęconych eksperymentom fizycznym i wszystko stanie się łatwiejsze. Zdążysz powtórzyć wielomiany, ciągi liczbowe, funkcje, przypomnisz sobie, jak stosować wzory Viete'a i rozszyfrujesz wiele innych, interesujących matematycznych zagadnień - tak uczniów, którzy przygotowują się do matury, zachęcają władze Politechniki Gdańskiej do kursów przedmaturalnych z matematyki i fizyki za jedyne 1700 zł za dwa semestry z obu przedmiotów.

Z podobnym projektem wyszła też Akademia Morska w Gdyni. W tym semestrze dla studentów pierwszego roku, by nadrobili braki ze szkoły, organizuje płatne zajęcia dodatkowe, a od wiosny startuje z kursami dla maturzystów. W zeszłym roku w ofercie miała m.in. kurs z języka polskiego, historii czy matematyki - 42 godziny za 320 zł albo 54 godz. za 420 zł.

Ale to dopiero wierzchołek góry edukacji pozaszkolnej. Do tego dochodzą kursy z języków obcych. W tym roku szkoły językowe oferują semestr za 1- 1,3 tys. zł. Chyba że ktoś woli korepetycje indywidualne. Tu ceny wahają się od 20 zł za godzinę nauki do 80 zł, bez znaczenia, o jaki przedmiot chodzi. Cena zazwyczaj zależy od doświadczenia nauczyciela. - Ja za lekcję biorę 30 zł. Ale rodzice widzą po nich efekty. Bo w szkole, gdy jest 30 osób i nie ma podziału na grupy, nie da się rady nauczyć, choćby się stanęło na głowie - mówi nauczycielka języka angielskiego z Sopotu. - W tygodniu udzielam ok. 15 godz. korepetycji. Czysta pensja jest zbyt niska, więc muszę dorabiać.

Ale jak przekonują rodzice, oni też zostali zmuszeni do posyłania swoich dzieci na kursy i korepetycje. - Mój syn poszedł na dodatkowy angielski dopiero w gimnazjum. W podstawówce nie było potrzeby, bo na lekcjach więcej było zabawy niż trudnych zadań - opowiada pani Agnieszka z Sopotu. - Niestety, w gimnazjum okazało się, że większość klasy chodziła na kursy. Nauczyciel poziom dostosował do nich, a syn albo siedział zielony, albo wagarował.

W podobnym tonie wypowiada się również pani Ewa z Gdańska, matka czwartoklasisty. - Do Tomka pani korepetytorka przychodzi od roku. SOS pojawiło się, gdy syn przyszedł z płaczem, że nic nie rozumie, gdy pani i dzieci mówią po angielsku. Okazało się, że połowa rodziców od dawna posyła maluchy na dodatkowy angielski.
Ale podobna sytuacja dotyczy też przyszłych maturzystów, którzy masowo korzystają z kursów. - Dzięki nim są w stanie zmobilizować się do nauki. Zresztą w szkole nie zawsze uzyskują taki poziom i formę nauki, jakiej by oczekiwali - tłumaczy Wiktor Kuźnicki, dyrektor firmy Indeks, która od lat w Trójmieście prowadzi kursy. - Nie chodzi o zły sposób nauczania nauczycieli, ale warunki, w jakich uczą.

Także uczelnie wyższe tłumaczą, że kursy organizują, by pomóc uczniom. - Organizowanie kursu nie może być traktowane jako sposób na podreperowanie budżetu uczelni - zapewnia dr Leszek Wicikowski z PG, który prowadzi kursy. - Z kursów przygotowawczych korzystają głównie ci, którzy są świadomi swoich braków z matematyki i fizyki. Często są osoby, które chcą nie tylko dobrze przygotować się do matury, ale i deklarują chęć podjęcia studiów na PG.

Jego zdanie popiera dyrektor Fundacji Rozwoju Akademii Morskiej w Gdyni. - To nie sposób na biznes. Uczniowie są źle przygotowani. Ich wiedza z matematyki jest marna. To nie ich wina, lecz systemu edukacji.
Rozumie to nauczyciel matematyki z I LO w Gdańsku.

- W obecnym programie nauczania nie ma np. rachunku różniczkowego, czego wymagają uczelnie. Kursy nie byłyby potrzebne, gdyby dostosować program szkolny do programów uczelni. A to ma mieć miejsce od 2015 r. - mówi Hanna Schulte-Noelle.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki