Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś Krym, jutro Donieck, pojutrze Charków, za miesiąc Kijów, a potem...

Barbara Szczepuła
To jeszcze nie koniec walki - mówią strażnicy Majdanu. - Musimy pilnować, żeby nas znowu nie oszukali
To jeszcze nie koniec walki - mówią strażnicy Majdanu. - Musimy pilnować, żeby nas znowu nie oszukali Marek Ponikowski
- Czy to coś dziwnego, że na Krymie Rosjanie wygrali referendum? Im tam się świetnie powodzi, mają dacze ogrodzone wysokimi płotami. A Ukraińców na Krymie mało. Pracują u Rosjan za grosze - mówią na Majdanie.

Sto fotografii, każda opleciona drutem kolczastym jak cierniową koroną. Z Tatianą Mihailenko pochylam się nad zdjęciami zabitych na Majdanie, które ustawiono na długim stole w holu parlamentu w Kijowie.

Ma łzy w oczach, obie mamy łzy w oczach, Tania czyta wiersz, który ktoś umieścił pośród zdjęć: "Mamo nie płacz, wrócę wiosną,/jak ptak zapukam w okno o wschodzie słońca/albo z deszczem spadnę na próg..."

Może to będzie 19-letni Roman Guryk, może 20-latek Andrij Mowczan albo o rok od Andrija starszy Wasilij Mojsej, może 22-latek Andrij Plechanow, jedynak, chłopak tuż po dyplomie.

- Ona po prostu szła ulicą, może w odwiedziny do wnuczki, może po zakupy - Tania wskazuje zdjęcie niemłodej już kobiety o wyglądzie urzędniczki.

- Snajper wybrał z ją tłumu i wycelował... - Słyszała pani kiedyś świst kuli, która przelatuje koło głowy? - pyta. - Szłam pewnego dnia przez Majdan, bo przychodziłam tam prawie codziennie, by robić kanapki, i usłyszałam ten dziwny dźwięk, złowrogi, straszny, skuliłam się, bo to "coś" niemal otarło się o moje włosy, i spostrzegłam, że idący przede mną mężczyzna nagle padł.

***
Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu, i Grzegorz Schetyna, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu, przyjechali do Kijowa w poniedziałek, 17 marca, dzień po krymskim referendum. W tej trudnej sytuacji odbywa się posiedzenie prezydium Zgromadzenia Parlamentarnego Sejmu i Senatu RP, Sejmu Litwy i Rady Najwyższej Ukrainy.

- Referendum to brudna gra - mówi twardo do Polaków i Litwinów premier Arsenij Jaceniuk, a ciężki cień Rosji unosi się nad salą, nad parlamentem, nad całą Ukrainą, bo już wiadomo przecież, że Putin właśnie de facto zawłaszcza Krym.

Premier powtarza, że Ukrainie bardzo zależy na stosunkach z Unią Europejską. - Za to ginęli ludzie na Majdanie - podkreśla i dziękuje Polsce za zaangażowanie. Informuje, że ogłoszono częściową mobilizację. Ludzie z Samoobrony Majdanu zgłaszają się już do Gwardii Narodowej.

Nastroje są minorowe, mimo to ktoś usiłuje żartować: - Słyszeliście, jaka była frekwencja w krymskim referendum? Sto pięć procent! Bo nieważne, kto jak głosuje, istotne, kto liczy głosy.

***
Idziemy na Majdan. Barykady ułożone z opon dzielą plac na zaułki, w każdym z nich inna sotnia, niby znamy te obrazy z telewizyjnych reportaży, ale co innego oglądać je z fotela i pijąc herbatę dywagować o wolności, a co innego wejść między te hałdy opon, wśród których stoją namioty...

Przed namiotami blaszane beczki, w których buzuje ogień, bo ciągle jeszcze jest zimno, więc mężczyźni w mundurach moro grzeją się, a zapach palonego drewna unosi się w powietrzu. Ktoś przynosi jedzenie, ktoś inny pokazuje gazetę. "Wojna ili mir?" - krzyczy tytuł na pierwszej stronie "Metra".

- Czego Rosjanie od nas chcą? Dlaczego próbują urządzać nam życie po swojemu? Ja przecież nie jeżdżę do nich i nie mówię im, jak mają żyć… - denerwuje się mężczyzna siedzący przy ogniu przed spalonym budynkiem związków zawodowych.

- Będziemy walczyć - twierdzi inny. To komandos, wyszkolony jeszcze w latach 80. w Związku Radzieckim. Przyjechał tu z rejonu Iwano-Frankiwska, gdy tylko się dowiedział, że Berkut skatował na Majdanie studentów. I już został, czasem pojedzie na dzień, dwa do domu i wraca. Trzy miesiące w chłodzie, na mrozie, tydzień pod gradem kul i nadal tu jest, nadal stoi i czeka, bo sprawa nie jest skończona, choć prezydenta Janukowycza, tego bandyty, jak go nazywa, już nie ma. Wybrano nowy rząd, który znalazł akceptację ludzi zebranych na Majdanie, dlaczego więc nadal tu stoi, skoro Majdan już spełnił swoją rolę?

- Jeszcze nie koniec walki - powiada. - Musimy dopilnować, żeby nas znowu nie oszukali. Musimy czekać, co będzie z Krymem, widzi pani, że młodych teraz na Majdanie mało, pojechali na poligon, uczą się strzelać. Będą wstępować do Gwardii Narodowej, by bronić ojczyzny. Krym to część Ukrainy. Nie mogą go nam po prostu odebrać.

- Czy to coś dziwnego, że na Krymie Rosjanie wygrali referendum? Im tam się świetnie powodzi, mają dacze ogrodzone wysokimi płotami. A Ukraińców na Krymie mało. Pracują u Rosjan za grosze. Rosyjska kasta wszystko przejęła. Ale i na Putina przyjdzie kryska... - mówi jego kolega, zapalając papierosa.

- Bóg jeden wie, co będzie dalej - rozważa inny młody. - Stoimy tu i pilnujemy porządku. A rząd? Jaceniuk? Ja go nie wybierałem. Co o nim myślę? Jedni myślą tak, drudzy inaczej. A mnie chodzi tylko o normalność. Żeby na Ukrainie było spokojnie. Żeby moje dzieci nie bały się wyjść z domu, żeby żaden bandyta nie zrobił im krzywdy. Czy pracuję? Teraz nie. Czy mógłbym pracować, gdy takie rzeczy dzieją się na Ukrainie?

Idziemy od sotni do sotni, nagle z estrady w centralnej części placu rozlega się hymn Ukrainy, wszyscy stają, kładą rękę na sercu i ponad Majdanem płynie pieśń o tym, że jeszcze Ukraina nie umarła, a do Ukraińców los się w końcu uśmiechnie...

"Duszę, ciało poświęcimy dla naszej wolności/pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu".

Na Majdanie, choć to zima, jakby zakwitło tysiące kwiatów, różowych i czerwonych goździków, żółtych i białych tulipanów. Mieszkańcy Kijowa przynoszą stale kolorowe wiązanki i kładą na chodnikach i na oponach, przed drewnianymi krzyżami, które postawiono poległym, bo "wolność krzyżami się mierzy", jak w polskiej piosence spod Monte Cassino. Kwiaty przykrywają tablice z nazwiskami ofiar.

Polska delegacja składa wiązanki biało-czerwonych róż.

Sława Ukrainie, herojam sława - to zawołanie ma już zupełnie inne znaczenie niż kiedyś.

Na jednej z tablic ktoś wskazuje nam nazwisko poległego, Walerego Brezdeniuka. Był Polakiem, zginął za wolną Ukrainę. Miał 50 lat, pochodził spod Winnicy. Tyle o nim wiemy. Obok niego nazwiska zabitych Gruzina, Białorusina, Ormianina, kilku Rosjan i oczywiście Ukraińców. Nazwiska bohaterów Niebiańskiej Sotni.

- Dzięki nim wstaliśmy z kolan - mówi Tatiana. - Majdan odmienił Ukrainę.

***
Tatiana Mihailenko wyjaśnia mi, że dotychczas nikt specjalnie narodowością się nie przejmował, Związek Radziecki ludzi wymieszał, utarł jak w makutrze, lepił "człowieka sowieckiego". Ale nie udało się, każdy widział, kim jest, jakie ma korzenie, choć nawet przez lata starannie je ukrywał. To się uwidoczniło po rozpadzie ZSRR, Ukrainiec okazał się Ukraińcem, Gruzin Gruzinem, Kazach Kazachem, Rosjanin Rosjaninem.

Teraz przelana krew bohaterów Niebiańskiej Sotni sprawiła, że ci, którzy żyją na Ukrainie, poczuli się obywatelami tego kraju, niezależnie od narodowości. Tatiana ma matkę Rosjankę, ale co z tego? Ukraina jest jej ojczyzną, a Kijów jej miastem. Ma przyjaciółkę Sybiraczkę, która też się teraz czuje Ukrainką.

Ktoś dopowiada, że premier Jaceniuk ma żonę Rosjankę i rozmawia z nią po rosyjsku, ale jakie to ma znaczenie? Nie jest przez to gorszym Ukraińcem. Nie prosi Putina o pomoc dla swojej "rosyjskojęzycznej rodziny". A Kliczko? Ma matkę Rosjankę. I co z tego?

***
Dziennikarzy już na Majdanie niewielu, wszystkie oczy zwrócone są na Krym, siedzący przed namiotami opowieściami o "zielonych ludzikach" jeszcze próbują bagatelizować sprawę, choć wiedzą, że to nie żarty, ale sprawa życia i śmierci. I opowiadają o snajperach.

- Na dachu, o, tam, postawili sobie taką betonową barykadę i zza niej mierzyli do ludzi. Cały chodnik spłynął krwią. Około 30 osób tutaj padło…

Oglądamy przestrzelone metalowe słupy, zakrzepłą krew na blaszanych tarczach, do których poprzyczepiano wiązanki goździków.

- Jestem z Sambora na zachodniej Ukrainie - przedstawia się chłopak stojący przed żółtym namiotem. - Blisko Europy. My jesteśmy spokojniejsi, bo wiemy, że rodziny są bezpieczne. Polska nam może pomóc. Ale ci z Krymu, z Charkowa boją się o swoich, stale dzwonią do domu… Ale najgorsze, że rząd jakoś słabo reaguje na to, co się dzieje. Przychodzą na Majdan politycy z Europy i z innych stron, a naszej władzy nie widać. Nigdy do nas nie przyszli! Widać już nie jesteśmy im potrzebni… Ale my będziemy tu stać, aż uchwalą lustrację majątkową. Czujemy poparcie narodu. Dopóki będzie - my będziemy stali.

***
Lustracja majątkowa - ten temat często wraca w rozmowach. Ukraińcy zobaczyli, niektórzy na własne oczy, siedzibę prezydenta Janukowycza, ten przepych, kapiące bogactwo. Oglądali w telewizji paniczną ucieczkę satrapy, to pakowanie walizek, jeszcze ten dywan, jeszcze obraz Ajwazowskiego, jeszcze waza za milion dolarów czy euro, jeszcze te brylanty, sztaby złota, biżuteria, jeszcze piesek, oj, uciekła ulubiona sobaczka, która jadła lepiej niż nasze dzieci…

Przypomina się Lulu, mały piesek rasy japońskiej, ulubieniec Haile Selassie, którego opisał Kapuściński w "Cesarzu". Lulu spał w łóżku cesarza i siusiał dygnitarzom na buty.

Ale dziś już Janukowycz nikogo nie obchodzi, nie ma go, i Bogu dzięki, niech sobie siedzi u Putina za piecem.

Dla nas teraz najważniejsza sprawa to wytyczenie granicy z Rosją - powtarzają na Majdanie - obsadzenie jej pogranicznikami i pilnowanie, by jacyś polityczni turyści nie weszli na południowo-wschodnią Ukrainę. Bo jeśli znowu zrobią jakieś "referendum" w Doniecku czy Charkowie?

***
Młode kobiety rozmawiają o wojnie. Boją się o dzieci. Starają się żyć normalnie, ale ciągle myślą o jednym: wejdą, nie wejdą, wejdą, nie wejdą?

We wszystkich opowieściach powtarzają się słowa korupcja i bezprawie. Człowiek był dla władzy niczym, nie liczył się. Jak to mogło się stać, że prezydentem wybranym w niby-wolnych wyborach został zwykły rzezimieszek, karany za kradzież i rozbój - Janukowycz? - denerwuje się Tatiana Mihailenko. - Putin go popierał, bo im gorszy, tym łatwiej nim manipulować. Nie miała Ukraina szczęścia do prezydentów, oj, nie miała. Krawczuk oddał broń atomową za bezdurno, za Kuczmy rozplenili się oligarchowie, zatracili miarę w rabowaniu kraju, Juszczenko, zamiast wprowadzać nas do Europy, skupił się na walce z Tymoszenko, i tak długo koty darli, aż przyszedł bandyta Janukowycz! Wie pani, czego wam najbardziej zazdroszczę? Jadę w Polsce drogą i widzę tablicę: "Zbudowano dzięki funduszom z Unii Europejskiej". Nie rozkradli tych pieniędzy - myślę sobie - nie przelali na prywatne konta w Szwajcarii, tylko drogę zbudowali! Może - proszę Boga - i u nas tak kiedyś będzie?

***
W parlamencie marszałek Borusewicz i przewodniczący Schetyna rozmawiają z szefem Rady Najwyższej Ukrainy, pełniącym zarazem obowiązki prezydenta, Ołeksandrem Turczynowem. Dziękuje Polsce za aktywność w Unii Europejskiej, za wsparcie, które jest niezwykle ważne, bo członkostwo w Unii to dla Ukrainy priorytet. Siłą rzeczy rozmowy dotyczą przede wszystkim krymskiego pseudoreferendum.

Gospodarz i goście podpisują oświadczenie potępiające agresję rosyjską. Marszałek Borusewicz deklaruje, że całe społeczeństwo polskie ponad podziałami popiera Ukrainę. Państwa europejskie nie mogą akceptować podważania granic państwowych. Rosja wykopuje w ten sposób rów nieufności między sobą a Unią Europejską, a odpowiedzialny za to jest jej prezydent.

Witalij Kliczko, lider Udaru, woła podczas spotkania z polskimi parlamentarzystami: - Pomóżcie nam! Potrzebujemy nie tylko wsparcia moralnego, ale i sankcji! Jeśli świat nie zareaguje na to, że dziś Rosjanie zajmują Krym, jutro przyjdzie kolej na Donieck, pojutrze na Charków, za miesiąc na Kijów, potem na Bałtów, a za jakiś czas na Polskę, która też kiedyś wchodziła w skład imperium.

***
Gdy wychodzimy z parlamentu, jest już ciemno. Przed budynkiem siedzi przy koksowniku mężczyzna z Samoobrony Majdanu.
Dorzuca drewna do ognia i pilnuje Rady Najwyższej Ukrainy.

Symboliczny obraz: jeden Ukrainiec przeciwko uzbrojonemu po zęby Putinowi i całej jego militarnej potędze.

A może ten symbol ma inną wymowę niż się nam teraz wydaje? Kilka godzin wcześniej na Majdanie słyszałam takie proroctwo: - Putin będzie miał wkrótce "majdan" u siebie, bo Rosjanie też chcą normalnie żyć. Najpóźniej za rok!

***
W samolocie lecącym do Warszawy czekają na nas dzieci z Krymu. Jadą ze swoimi matkami do Legionowa. Jedenaście osób.
Narkiza jest Tatarką, jej rodzina, zesłana podczas wojny przez Stalina w okolice Taszkentu, dopiero w 1992 roku wróciła na Krym. Teraz ona razem z małą Kamilką musi uciekać. Boi się żołnierzy, którzy chodzą po ulicach, boi się helikopterów krążących nad głowami, wie, że ludzie znikają tu bez śladu. Jedzie do Polski, inne Tatarki z dziećmi pojechały do Lwowa i Tarnopola, bo w domach nie czują się bezpiecznie.

Ukrainka, która siedzi obok Narkizy, nie chce podać nawet swojego imienia. Na Krymie zostali jej mąż i rodzice, boi się o nich. Inna kobieta mówi mi, że uprowadzono trzech księży greko-katolickich, ktoś wdarł się do mieszkania jej znajomych...

***
18 marca 2014 roku prezydent Putin ogłasza na Kremlu inkorporację "zawsze rosyjskiego" Krymu do Rosji. Zgromadzeni w wielkiej Sali Gieorgijewskiej urządzają mu owację na stojąco. Rozbrzmiewa rosyjski hymn.
Niektórzy uczestnicy śpiewają: "Sojuz nieruszymyj respublik swobodnych…" Jak kiedyś - w ZSRR.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki