MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzięki nowatorskiej operacji ma szansę wrócić do pełni zdrowia

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Szpital Wojewódzki im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku - Copernicus. Oddział neurochirurgii. Na zdjęciu neurochirurg dr. Wojciech Wasilewski z pacjentką panią Dorotą.
Szpital Wojewódzki im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku - Copernicus. Oddział neurochirurgii. Na zdjęciu neurochirurg dr. Wojciech Wasilewski z pacjentką panią Dorotą. Przemyslaw Swiderski
Tylko własnym oszczędnościom, szczęśliwemu splotowi okoliczności i nowatorskiej operacji, a nie systemowi ochrony zdrowia, na który co miesiąc odprowadzała zdrowotną składkę, zawdzięcza młoda kobieta szansę na dalsze leczenie i pokonanie ciężkiej choroby.

Dzięki odłożonym na czarną godzinę kilku tysiącom złotych mogła ominąć gigantyczne kolejki w publicznej służbie zdrowia i za niezbędne badania, wykonane szybko w prywatnej placówce, zapłacić z własnej kieszeni. Przypadek sprawił też, że podczas wędrówki po przychodniach i szpitalach trafiła nie tylko na doskonałego specjalistę, ale i odważnego lekarza, który nie bał się dla dobra chorej zaryzykować i zastosować nowatorskiej metody leczenia.

Gehenna pani Doroty, 29-letniej mieszkanki Brzeźna, zaczęła się około półtora roku temu. Wtedy to młodej kobiecie, mamie dwojga dzieci, zaczęły utrudniać codzienne życie dziwne objawy.

- Pojawiły się bóle głowy i zawroty i nikt nie wiedział, co mi jest - wspomina pani Dorota. - Początkowo zdarzały się od czasu do czasu, potem się nasiliły.

Lekarz rodzinny, od którego zaczęła się jej wędrówka po lekarzach, orzekł, że przyczyną tych dolegliwości może być kręgosłup szyjny i potrzebna będzie konsultacja neurochirurgiczna. Neurochirurg obejrzał Dorotę i doradził, by zapisała się na basen. Gimnastyka w wodzie zadziałać miała w przypadku zmian zwyrodnieniowych zbawiennie. - Zaczęłam więc chodzić na ten basen i to regularnie, ale zamiast być lepiej, było tylko gorzej. Zaczęły mi drętwieć ręce i nogi, raz cierpiałam z powodu rwy barkowej, a potem kulszowej. Zdarzały się też incydenty nagłej, chwilowej utraty wzroku - opowiada 29-latka, z zawodu fryzjerka, która musiała przerwać pracę.

Gdy ból nóg był tak silny, że nie mogła na nich ustać, trafiła na jeden ze szpitalnych oddziałów ratunkowych. Tam poradzono jej, by zrobiła sobie rezonans kręgosłupa w odcinku szyjnym i lędźwiowym. Oba te badania pani Dorota wykonała na własny koszt.

- Już w rezonansie odcinka szyjnego było widać, że coś jest w głowie - przyznaje gdańszczanka.

Wkrótce potem młoda kobieta straciła przytomność i z obrzękiem mózgu trafiła na KOR w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym. Tam zlecono jej dodatkowo badanie rezonansem magnetycznym całej głowy. Jego wynik pani Dorota odebrała na początku kwietnia br. Był jak wyrok śmierci. Guz, który był przyczyną tych wszystkich dolegliwości, ze względu na swoje położenie był nieoperacyjny. Lekarz bezradnie rozłożył ręce. Siostra namówiła wtedy panią Dorotę, by poszła jeszcze do onkologa.

I wtedy los się do niej uśmiechnął. Lekarz poprosił o jeszcze jedną konsultację kolegów z Oddziału Neurochirurgii w gdańskim Szpitalu im. Mikołaja Kopernika. Tym sposobem Dorota trafiła do dr. Wojciecha Wasilewskiego.

- Według opisu radiologa, patologiczna zmiana, którą wykryto u pacjentki, była co prawda niewielka, o wymiarach 1,5 cm długości i 0,8 cm, ale umiejscowiona bardzo głęboko, w pniu mózgu - opisuje dr Wasilewski. - Guz położony w śródmózgowiu uwypuklał do komory trzeciej, tam, gdzie znajdują się szlaki wzrokowe. To tłumaczyło incydenty nagłej, trwającej kilka sekund utraty widzenia, na które skarżyła się pani Dorota. To szczególne miejsce, trudno tam wsadzić szpilkę. Dosłownie na obszarze wielkości jednego centymetra znajduje się tam wszystko, co jest niezmiernie ważne. Krzyżują się tam szlaki przekazujące z półkul mózgu sygnały do niższych ośrodków wykonawczych, np. to, że chcemy się ruszać, to, co myślimy, oraz nerwy wzrokowe. Tuż pod komorą trzecią, w tzw. moście, znajduje się też ośrodek czuwania, tzw. twór siatkowaty, który zawiaduje naszą świadomością.

Na pierwszy rzut oka również doktorowi Wasilewskiemu wydawało się, że sprawa jest beznadziejna.

- Operacja guza w tej lokalizacji jest obarczona ogromnym ryzykiem, bo albo się uda i będzie w miarę dobrze, albo chora może zginąć. Wystarczy uszkodzić drobne naczynie krwionośne, krew zacznie wylewać się do pnia mózgu, a to oznacza koniec. Nawet gdyby pacjentka to przeżyła, byłaby jak roślina. Bezpieczniej dla lekarza byłoby nic nie robić, ale za rok, dwa rezonans pokazałby, że guz ma już 3 cm i nic nie da się już z nim zrobić. Widząc tę młodą, uśmiechniętą kobietę, nie sposób było się z tym pogodzić. W całym moim życiu zawodowym to była pierwsza operacja, którą tak mocno przeżywałem - przyznaje doktor Wasilewski. - Gdy w końcu na pierwsze pytanie: czy operować - odpowiedziałem sobie „tak”, pojawiło się drugie - jeśli operować, to jak? Jedyną możliwą do zastosowania w tym przypadku techniką jest operacja neuroendoskopowa.

Takie operacje, polegające na ingerencji w krążenie płynu mózgowordzeniowego, wykonuje się w kilku ośrodkach w kraju, m.in. w Szczecinie, Warszawie, Katowicach czy w Lublinie. O usuwaniu tym sposobem takich guzów jak Doroty w ogóle dotąd nie było mowy. Również bardzo dużo operacji endoskopowych, ale tylko guzów przysadki (przez nos), przeprowadza się też w Gdańsku i Warszawie. Dr Wojciech Wasilewski specjalizuje się w operacjach endoskopowych od 15 lat, ma więc w nich ogromne doświadczenie.

- Przeanalizowaliśmy, jakie mamy możliwości. Mamy neuronawigację, więc wizualizacja jest bardzo dobra, mamy doświadczenie, pozostała kwestia narzędzi. Szpital nimi nie dysponuje, na szczęście firma, która je produkuje, chętnie je wypożyczyła - mówi lekarz.

2 maja br. dr Wojciech Wasilewski wraz z zespołem (dr Stanisław Adamski, asystent Patryk Kurlandt, dr Beata Szopa - anestezjolog, pielęgniarki: Barbara Czaja, Anita Kizimowicz, Ewa Szymanek-Kaczmarek) wykonał Dorocie nowatorską operację endoskopową z wykorzystaniem lasera holmowo-jagowego.

- Przez nawiercony otwór trepanacyjny o średnicy około 1 cm wprowadziliśmy endoskop na głębokość ok. 8 cm od powierzchni głowy do środka mózgu - wyjaśnia dr Wasilewski. - Guz został „namierzony” za pomocą neuronawigacji. Następnie pobraliśmy wycinek do badania i wykonaliśmy tzw. cytoredukcję, czyli zmniejszyliśmy jego wielkość na ile się dało. Do usunięcia resztek guza na obrębie użyliśmy wypożyczonego od chirurgów dziecięcych lasera holmowo-jagowego.

Po operacji pani Dorota odzyskała nadzieję na powrót do zdrowia. W jaki sposób będzie dalej leczona, zależy od wyniku badania histopatologicznego materiału pobranego w trakcie operacji. Gdyby do niej nie doszło, nie miałaby najmniejszej nawet szansy pokonać choroby.

Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki