Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyskusja na temat spektaklu "Golgota Picnic". Polsko-polska wojna pod Golgotą [KOMENTARZ]

Prof. Marcin Kaleciński
Prof. Marcin Kaleciński
Prof. Marcin Kaleciński mat. prasowe UG
Organizatorzy festiwalu Malta w Poznaniu zapewne pochopnie zdecydowali o odwołaniu spektaklu Rodriga Garcii "Golgota Picnic". Spotkali się wcześniej z gwałtowną krytyką środowisk katolickich, bezprzykładną ingerencją miejscowego metropolity katolickiego, a nade wszystko biernością policji i wyrachowanego politycznie prezydenta miasta.

Musimy się pocieszyć szybką reakcją na tę wymuszoną decyzję, jaką był list protestacyjny Obywateli Kultury oraz akcja swoistego odzyskiwania spektaklu dla widzów - czytania w plenerze scenariusza spektaklu i pokazów w teatrach w całym kraju filmowej wersji przedstawienia. Tym ostatnim działaniom towarzyszyły głośne protesty fundamentalistów katolickich i zwolenników skrajnej prawicy, próbowano przy tym uniemożliwić chętnym dotarcie na spektakle.

Najchętniej podzieliłbym się refleksjami dotyczącymi samej sztuki Rodrigo Garcii, problem w tym jednak, że ona sama wydaje się jedynie pretekstem do kolejnej potyczki w nieustającej wojnie polsko-polskiej. Reakcje na "Golgota Picnic" to symptom choroby objawiającej się cyklicznie w życiu społeczno-religijnym w Polsce, przy okazji obnażający kondycję Kościoła katolickiego, bezradność władzy i niewydolność systemu demokratycznego.

Zaplanowane poznańskie spektakle miały mieć charakter zamknięty, upubliczniona wiedza o charakterze widowiska nie pozostawiała wątpliwości tym, którzy kupili bilety - zarówno obeznanym z językiem współczesnego teatru, jak i tym, którzy przyszliby na własne ryzyko. Słowem, spektakl mogli zobaczyć ci, którzy pragnęli zetknąć się ze sztuką Garcii.

"Golgota Picnic" w Gdańsku. Próby zakłócenia spektaklu i modlitwa [ZDJĘCIA, WIDEO ]

Komu zatem to przeszkadzało - ano tym, którzy za cel w życiu obrali to, by nie pozwolić innym grzeszyć, tym, których uczucia religijne obraża sam fakt, iż ktoś z własnej woli ogląda ów spektakl. Działał tu ten sam mechanizm, który pozwala określać aspiracje osób homoseksualnych do legalizacji ich związków jako atak na spójność rodziny. Krzykliwa część społeczności katolickiej, która spektaklu nie widziała, a uwierzyła, że obraża on Jezusa Chrystusa, nie była w stanie zdobyć się na jakąkolwiek merytoryczną dyskusję - jej podstawowym i ostatecznym argumentem jest to, że robią tylko to, co chce Bóg.

Notabene zawołanie: Dieu le veut ("Bóg tak chce") to hasło pierwszej krucjaty (1096-99). Swoistą krucjatę oglądaliśmy w ostatnich dniach przed teatrami w kilku polskich miastach ("boży raban" zwołał m.in. jeden z katolickich publicystów). W barwnej gawiedzi nie mogło zabraknąć niezawodnej Młodzieży Wszechpolskiej i ONR-owskiej, zawsze gotowych bić za ojczyznę katokiboli, radiomaryjnych pań siwowłosych uzbrojonych w krucyfiksy i różańce, członków Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę i Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą. Radio Maryja i felietoniści katolicko-narodowi okazali zachwyt nad determinacją rozmodlonych tłumów protestujących pod flagami biało-czerwonymi i hasłem: "Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak - Polakiem". Znów przemówiły masy, choć nie były to miliony na Błoniach czy rzeka ludzka z pochodniami, znów niektórzy "mogli się policzyć", niejako zawołać: wasze teatry, nasze ulice!

Zdyscyplinowane wyznawczynie Ojca Dyrektora, gdyby tylko mogły, w szczerości serca dorzuciłyby chrustu do stosu dla bluźnierczych artystów, zwłaszcza że wówczas Dobry Bóg z pewnością dostrzegłby je w tłumie (i w odpowiednim momencie przypomniał sobie o nich).

Publiczne manifestacje i akty strzeliste, doraźne egzorcyzmy i modlitwy różańcowe wykrzyczane wrogom w twarz - to zdają się być ulubione dyscypliny części polskich katolików, choć mistrz nauczał: "Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać". W każdym razie wydaje się, iż w chwili wzmożenia narodowo-katolickiego nikt nie powinien zostać sam - samotnicze rozmyślania mogą przysporzyć jedynie wątpliwości.

Treść transparentów i bojowych okrzyków sprowadza się do następujących konstatacji: obrażono Pana Boga i opluto katolików, dobry i prawdziwy Polak to katolik, obrażono katolików, zatem zaatakowano Polaków i Polskę. Wroga i jego cele demaskuje w "Naszym Dzienniku" ks. prałat dr Roman Kneblewski, wyrażając przy tym kwintesencję poglądów swego środowiska: "Z pewnością mamy do czynienia z zamierzoną prowokacją. Nie sądzę, aby ta prowokacja wynikała wyłącznie z chamstwa i głupoty. Ma ona najwyraźniej szerszy, antykatolicki i antypolski wymiar oraz zdecydowanie sataniczny podtekst.

A to się dzieje w naszym katolickim, polskim domu, w dodatku za nasze pieniądze - za pieniądze wiernych katolików i Polaków. Proszę zwrócić uwagę, że u nas, w katolickiej Polsce, nikomu na myśl by nawet nie przyszło w podobny sposób obrażać żydów czy muzułmanów". W tego rodzaju argumentacjach pojawiają się dyżurni "żydzi" (Żydzi), wszak gdyby to chodziło o obrażanie świętości żydowskich, to redaktorzy "Gazety Wyborczej" z pewnością stanęliby w ich obronie. Tego rodzaju poglądy w ostatnich dniach uzyskały swoiste dopełnienie w "kazaniu sejmowym" wygłoszonym w imieniu PiS przez posła Krzysztofa Szczerskiego. Wybranych w demokratycznych wyborach posłów i członków rządu odpowiedzialnych za państwo polskie zdefiniował en masse w kontekście afery podsłuchowej następująco: "Jesteście jak ten obcy, który przyssał się do Polski i żyje jej kosztem" [...] "Nie mamy dla was współczucia, bo gardzicie Polakami [..]. "Nie znosicie Polaków i Polski. Nie szanujecie ich, nie znacie naszej wartości, jesteście tutaj obcy". "My Polacy" i "wy obcy", pasożytujący na naszej ojczyźnie - tego rodzaju rozróżnienia mają endecki rodowód, bliskie są retoryce partii z marca 1968 r.

Nie można równocześnie nie zauważyć, iż organy państwa zrejterowały wobec pogróżek i agresywnych zachowań tłumów. Niepokoi w ostatnich dniach bezsilność policji zarówno wobec katolickich manifestantów, próbujących ograniczyć wolność widzów, jak i na przykład wobec wrzaskliwej grupy dziennikarzy w siedzibie tygodnika "Wprost", gdzie kilkunastu policjantów de facto odmówiło ochrony wykonujących swe obowiązki prokuratorów. Pozostaje zaapelować do ministra spraw wewnętrznych: "Idźcie po nich", bo jak nawiedzeni rodacy w walce z "artystami-bluźniercami" staną się jak te "kamienie przez Boga rzucane na szaniec" to zaiste zostanie "kamieni kupa".

Dyskusja na temat spektaklu "Golgota Picnic". LIST do Adama Nalepy
Na tym tle budująca jest postawa minister kultury i dziedzictwa narodowego profesor Małgorzaty Omilanowskiej, która jednoznacznie stanęła po stronie konstytucyjnych praw artystów do wolności i autonomii, dostrzegła niebezpieczeństwo autocenzury, którą mogą zrodzić coraz bardziej agresywne naciski na instytucje kultury. Należała poza tym do nielicznych, którzy nim wypowiedzieli się o spektaklu Garcii, obejrzeli go.

Prof. Marcin Kaleciński jest historykiem sztuki, pracownikiem naukowym w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki