18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy namiętność może trwać po grób? Rozmowa z psychologiem prof. Bogdanem Wojciszke

Dorota Abramowicz
Prof. Bogdan Wojciszke
Prof. Bogdan Wojciszke Archiwum prywatne
Namiętność trwa krótko - gwałtownie rośnie i równie szybko spada. Intymność rośnie wolniej, ale za to jeszcze dłużej opada. Ten składnik miłości może trwać dziesiątki lat - mówi prof. Bogdan Wojciszke.

Czym jest miłość?
Mieszanką trzech składników: intymności, namiętności i zaangażowania. Najgorsza z tego wszystkiego jest namiętność.

Najgorsza? Dlaczego? Przecież to najważniejszy wyróżnik wielkiej miłości, dający nam najsilniejsze wzruszenia!
Namiętność często bywa tragiczna. Chociaż dominują w niej pragnienia erotyczne, to jest również skutkiem wychowania w kulturze, w której istotną rolę pełni ideał miłości romantycznej. Jak dobrze wiadomo, przeważnie nieszczęśliwej.

Za to siła uczucia bywa ogromna.
Niektórzy uważają, że można ją porównać z uzależnieniem od narkotyków. Namiętność trwa jednak krótko - gwałtownie rośnie, po czym równie szybko spada.

Czy można ją jakoś sztucznie podtrzymać?

Nie, choć znane są czynniki dobrze służące namiętności. Jest to chociażby idealizowanie partnera. To, że nie widzimy jego wad, ma zresztą swoje biologiczne podłoże. W naszym mózgu są rejony, odpowiedzialne za krytyczne myślenie. Okazało się, że ich aktywność spada, gdy kogoś pokochamy. Inne zjawisko występujące u osób zakochanych to spadek atrakcyjności alternatywnych partnerów. Nawet bardzo piękne kobiety wydają się zakochanemu mężczyźnie mniej ładne niż jego nie zaangażowanym kolegom. Jestem skłonny sądzić, że są to wymuszone przez ewolucję swoiste biologiczne mechanizmy, zapewniające monogamię u człowieka. Nie na całe życie, ale kilka lat.


Dlaczego na tak krótko?

Po to, by wspólnie odchować dzieci, które kilka lat po urodzeniu nie mogą samodzielnie funkcjonować. Tym się różnimy od zwierząt, które są rozpustne i rozwiązłe. Jedynie trzy procent zwierząt jest monogamicznych, nawet przereklamowane łabędzie zdradzają swoje partnerki. My jesteśmy monogamistami, ale bardziej seryjnymi niż na całe życie. Człowiek, zwłaszcza gdy jest młody, żyje niewiarygodnie szybko. Pary schodzą się, rozchodzą, pobierają i rozwodzą, by znów wejść w kolejny związek. Tak jest nie tylko w Polsce.

Czy takie święta jak walentynki pomagają przetrwać miłości?

Obchodzenie walentynek kładzie nacisk na namiętność, która jest mocno związana z biologią i występuje, niezależnie od kultury, u ludzi na całym świecie.

Co nam zostaje, gdy zaczyna zanikać namiętność?

Intymność. Składa się na nią między innymi pragnienie dbania o dobro drugiej osoby, przeżywanie szczęścia w jej obecności, szacunek, zrozumienie, dzielenie się dobrami i przeżyciami. Intymność rośnie wolniej niż namiętność, ale za to jeszcze dłużej opada. Czasem zanika, wcześniej zamieniając się w pusty związek, czasem trwa do śmierci jednego z partnerów.

Nagle, wśród tysięcy ludzi, trafiamy na tego jednego, jedynego człowieka, z którym chcemy być. Dlaczego akurat jego obdarzamy uczuciem?
Oto jest pytanie! Jedna z teorii mówi, że miłość pojawia się przez pomyłkę, przez fałszywe interpretowanie emocji. Przed czterdziestoma laty dwaj kanadyjscy uczeni przeprowadzili słynne badanie z dwoma mostami i piękną dziewczyną. Dziewczyna prosiła o wypełnienie ankiety zarówno panów, przechodzących przez zwykły, betonowy most, jak i mężczyzn próbujących przedostać się przez niezbyt bezpieczny most, kołyszący się kilka metrów nad górskim strumieniem. Przejście przez niestabilny most wywoływało emocje - niepokój, nawet strach, którego objawem było szybsze bicie serca. Okazało się, że skojarzenia erotyczne pojawiały się znacząco częściej u mężczyzn poruszających się ryzykowną trasą. W dodatku w tej grupie co drugi mężczyzna szukał później kontaktu z uroczą ankieterką. Wśród panów przechodzących przez stabilny most, dzwonił do niej co dziesiąty ankietowany.

Czyli wystarczy wyruszyć z upatrzonym kandydatem na partnera na niebezpieczną wyprawę?
Pojawienie się uczucia jest mimo wszystko zjawiskiem losowym. Na to, że mamy do czynienia z czymś nieprzewidywalnym, wskazują rzeczy, których... nie ma. Nie można na przykład przewidzieć, w kim się zakochamy, kto komu przypadnie do gustu.

To jak wobec tego funkcjonują biura matrymonialne, dobierające kandydatów na małżonków?
Każde z nich twierdzi, że ma swoje - tajemne - metody, pozwalające przewidzieć, że kojarzona para zapała do siebie miłością. Jednak z prowadzonych przez ostatnie 70 lat badań wynika coś innego. Dobieranie ludzi pod względem zawodów, zainteresowań, kojarzenie osób dominujących z uległymi - albo dają rezultaty, albo nie. Wyniki nie układają się w logiczny ciąg. Podobnie wnioski można wyciągnąć z badań nad bliźniętami jednojajowymi, identycznymi genetycznie. Nawet jeśli takie bliźnięta zostały rozdzielone w dzieciństwie i były wychowywane w różnych rodzinach, to jako osoby dorosłe wykonują podobne zawody (jeśli jeden jest strażakiem, to drugi też strażakiem lub policjantem, ale nigdy księgowym), mają podobne zainteresowania, ulubione kolory, zespoły muzyczne, nawet marki samochodów. Różnią się tylko jednym - ich partnerzy matrymonialni wcale nie są do siebie podobni.

Może przyciągają nas do siebie feromony, hormony?
Owszem, ale to tylko mechanika. Nie można przewidzieć, czy związki znajdujące się w ludzkim pocie zadziałają, czy też nie.

W Rosji działają specjalne szkoły dla młodych kobiet, które polują na męża-miliardera. Dziewczyny uczą się języka ciała, pewności siebie i psychologii zachowań, a niektóre zdolne absolwentki z sukcesem "odbijają" bogatego mężczyznę z rąk poprzedniej żony. Czy nie oznacza to, że jednak miłość można sprowokować?
To nie są szkoły miłości, a jedynie usidlania. Można uwieść drugą osobę, ale niekoniecznie uda się doprowadzić do tego, by obdarzyła nas uczuciem. Nie ma wiarygodnych badań, pokazujących kto z kim w przyszłości zbuduje dobry związek. Za to, badając osoby będące już w związkach, można przewidzieć, czy przetrwają, czy się rozpadną.

W jaki sposób?
Jedno z badań polegało na sprawdzeniu, jak druga osoba reaguje na przedstawiony przez partnera problem. Jeden z partnerów skarży się np. na nieprawidłowe relacje z szefem lub silny ból głowy. Jeśli druga osoba zajmie się tym, spróbuje szukać rozwiązań, to szanse na utrzymanie związku są duże. Jeśli odpowie swoim problemem ("Mój szef jest jeszcze gorszy", "Czy wiesz, jak dziś bolą mnie plecy?"), to można przewidzieć rozpad.

Niektórzy utożsamiają siłę uczucia z poziomem zazdrości, twierdząc: jeśli partner nie jest zazdrosny, to nie kocha. Z drugiej strony taki Otello może skutecznie zniszczyć każdą miłość.
Trzeba zadać pytanie: czy to jeszcze jest miłość? Zazdrość nie wynika z uczucia do drugiego człowieka, ale z niedomagania miłości do siebie. Osoba zazdrosna jest niepewna uczuć partnera, ma poczucie niskiej wartości. Boi się. Błędem jest traktowanie braku zazdrości jako objawu obojętności.

Czy istnieje przepis na miłość do końca życia?
Zależy, co pani rozumie przez słowo "miłość". Jeśli ma to być namiętność, to czarno to widzę. Namiętność wymaga bardzo wysokich nakładów i nie może trwać długo. Większość z nas zdaje sobie z tego sprawę i stawia na intymność. Poziom satysfakcji ze związku rośnie wraz ze wzrostem intymności. Ten składnik miłości może trwać dziesiątki lat, chociaż w miarę upływu czasu jego poziom nieuchronnie spada.

Widzi Pan jakieś perspektywy dla miłości?
Wszystko wskazuje, że nasili się seryjność monogamii. Będziemy obserwować częstszą niż dotychczas wymianę partnerów. To zresztą nic nowego.

Dawniej małżeństwa były bardziej trwałe, chociażby ze względu na brak akceptacji dla rozwodów.
Przed 50-100 laty ludzie żyli krócej. Z tego powodu żadna miłość nie trwała dłużej niż kilkanaście lat, czyli do momentu śmierci jednego z partnerów. Potem wdowy i wdowcy łączyli się w kolejne związki. Z tego wynika, że i dawniej wielożeństwo było częstą praktyką. Osoby żyjące 90 lat, w tym ponad 60 z tym samym partnerem, były i są rzadkością.

A jednak i dziś widzimy starsze pary, trzymające się za ręce, odnoszące się do siebie z uczuciem.
Szczęściarze. Prawdopodobnie już wcześniej byli szczęśliwi. Badania pokazują, że osoby żyjące w długotrwałych związkach, z upływem czasu upodobniają się do siebie. Amerykański psycholog społeczny polskiego pochodzenia, Robert Zajonc, poprosił magistrantów, by przynieśli zdjęcia swoich rodziców z czasów, gdy się poznali i późniejsze, wykonane 25 lat po ślubie. Potem poprosił obce osoby, by dopasowały zdjęcia w pary, dobierając męża do żony. O ile dobór zdjęć przedstawiających młode osoby miał charakter losowy, to liczba trafień w przypadku fotografii małżeństw z długim stażem była bardzo wysoka. Po prostu małżonkowie stali się do siebie bardzo podobni.

Może to podobieństwo - nie tylko fizyczne, ale obejmujące charakter, poglądy, upodobania - jest patentem na długi, szczęśliwy związek?
Stwierdzono już, że wpływ na stałość związku mają czynniki nie tyle psychologiczne, co socjologiczne. Jest to między innymi wyznawanie tej samej religii, pochodzenie z tej samej klasy społecznej, nawet podobne wykształcenie. Para, która zgodnie głosuje na PiS lub na PO, chodzi razem do kościoła, lubi to samo kino itp. dłużej będzie razem.

I takie pary częściej niż ludzie młodzi naprawdę nie mogą bez siebie żyć. Znałam dojrzałe małżeństwa, w których po śmierci jednego z małżonków, bardzo szybko umierał drugi. Taka miłość aż po grób...
Niewykluczone, że mają na to wpływ czynniki psychiczne. Są badania pokazujące, że znacznie więcej starych ludzi umiera po świętach niż przed świętami. Po prostu ci ludzie chcieli dożyć świąt. Podobny mechanizm może pojawiać się, gdy odchodzi partner, z którym było się kilkadziesiąt lat. Wstrząsające jest, gdy stary człowiek zostaje sam, wśród ludzi, z którymi nie ma już więzi pokoleniowej, wspólnych wspomnień, przeżyć. Wtedy czasem nie chce już dalej żyć.

Czy w ogóle można żyć bez miłości?
Można, ale krócej. Miłość ma jedną ogromną zaletę - daje poczucie wsparcia i więzi. Jest dużo opracowań pokazujących znaczącą rolę więzi społecznych w naszym życiu. Ludzie, którzy mają silne więzi społeczne - wystarczy, że z jedną osobą - żyją dłużej i dłużej cieszą się zdrowiem. Dlatego kiedy związki się kończą, takie osoby szybciej umierają.

Z tego wynika, że trzeba trzymać się miłości.

Trzeba.

Prof. Bogdan Wojciszke jest pierwszym polskim psychologiem społecznym, który postanowił naukowo podejść do skomplikowanej kwestii uczuć. Dwukrotnie wydana "Psychologia miłości" (w 1992 i w 2009 r. jako wydanie poszerzone) stała się bestsellerem wydawniczym.

Walentynki to obchodzone od średniowiecza w Europie południowej i zachodniej święto zakochanych, przypadające w dzień wspomnienia liturgicznego św. Walentego. W Polsce znane od ok. 20 lat, bywa krytykowane za swój komercyjny charakter.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki