Nie można powiedzieć, że po dwóch latach PiS straciło władzę przez gospodarkę, choć na wyniku kluczowej w tamtej kampanii debaty Tusk-Kaczyński w jakimś stopniu zaważyła nieznajomość cen podstawowych produktów przez tego drugiego.
Na kolejną zmianę politycznej warty, tę z ubiegłego roku, gospodarka też miała wpływ, ale pośredni. Rząd chwalił się świetnymi wskaźnikami wzrostu, niebywałym rozwojem infrastruktury transportowej, spadkiem cen i poziomu bezrobocia. PiS - przeciwnie - mówił, że Polska jest w ruinie, ale z tej ruiny da się mimo wszystko wycisnąć po 500+ na drugie dziecko, obniżyć wiek emerytalny, zwiększyć kwotę wolną od podatku... Po wygranych wyborach dało się tylko to pierwsze, a poza tym główna aktywność „dobrej zmiany” skupiła się na upartyjnianiu struktur państwa. Tymczasem po niespełna roku „kołderka” w gospodarce robi się za krótka. Mamy największy w dziejach deficyt budżetowy, kłopoty z giełdą. Drożeją usługi bankowe. Niebawem czeka nas podwyżka gazu, prądu, wody, OC i AC. A pieczę nad finansami przejął minister ds. rozwoju, czyli potencjalnie pierwszy „wyda-wacz” Rzeczypospolitej.
Czerwona lampka na Nowogrodzkiej powinna pulsować na najwyższej częstotliwości. O ile bowiem liczba Polaków rozumiejących konsekwencje podporządkowania rządowi TK jest ograniczona, to tych, którzy szybko zorientują się, że za włożone do jednej kieszeni 500+, władza zabiera im gdzie indziej - jest dużo, dużo więcej.
Czytaj więcej felietonów i tekstów Dariusza Szretera
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?