Owszem, podobnie jak Jarek Janiszewski, który tej samej sprawie poświęcił wczorajszy felieton, też cieszę się z wprowadzenia zakazu, ale od tego miejsca, niestety, nasze drogi się rozchodzą.
Czytaj felieton Jarka Janiszewskiego na temat uboju rytualnego
Trudno mi bowiem jakoś uwierzyć, że to społeczny wybuch, "walnięcie pięścią w stół" wystraszyło polityków i doprowadziło do takiego rezultatu głosowania. Było przecież społeczne walnięcie pięścią i przy okazji podwyższenia wieku emerytalnego, i obniżenia wieku szkolnego, a i tak "rząd zrobił, jak chciał" - by przywołać klasyka.
Czyżby los własny, swoich dzieci i rodziców był dla wyborców mniej ważny niż los bydła, któremu podrzyna się gardła bez wcześniejszego ogłuszenia? A może to jednak polityczne kalkulacje i zakulisowe gierki pokierowały rękami posłów. - Po głosowaniu rozum się smucił, serce cieszyło - podsumował głosowanie premier Tusk. I kto to mówi? Wilk w owczej skórze? Jagnię o wilczym spojrzeniu? A może lisek chytrusek, który wyborców ma za stado baranów?
Środowiskom obrońców zwierząt kibicuję z umiarkowanym zapałem. Mam bowiem świadomość, że o ile w powiedzeniu "nieczułego na niedolę zwierząt i niedola ludzka nie wzruszy" jest dużo racji, to niestety, nie ma ono charakteru imperatywnego w drugą stronę. To znaczy, że nie zawsze ten, kto jest czuły dla zwierząt, bywa taki dla ludzi. I nawet nie będę się tu powoływał na przykład Adolfa Hitlera, wegetarianina rozkochanego w swojej suce Blondi do tego stopnia, że pozwalał jej spać w swojej sypialni.
Myślę, że każdy z nas zna przynajmniej jedną taką osobę, która niepowodzenia na płaszczyźnie kontaktów międzyludzkich rekompensuje sobie czułą relacją z czworonożnym pupilkiem. Zwierzę łatwiej kochać, bo po pierwsze - jest "niewinne", w przeciwieństwie do człowieka, któremu zawsze można coś zarzucić.
Po drugie - i najważniejsze - zwierzę ma wobec swojego pana/pani znacznie mniejsze wymagania niż partner gatunku homo sapiens. Miłość do zwierząt bywa czasem po prostu pójściem na łatwiznę. Różnego stopnia zresztą. Emocjonalny związek z psem kanapowcem niesie niewątpliwie mniej stresujących sytuacji niż relacja między rekinem a pływającą z nim w jednym akwarium treserką. Ale - jak doskonale wiedzą czytelnicy "Życia Pi" oraz ci, którzy widzieli film na jej podstawie w kinie lub nielegalnie ściągnęli go sobie z sieci - nawet tygrys bengalski bywa znakomitym kompanem wielotygodniowej podróży przez ocean.
Zakaz uboju rytualnego to, kto wie, czy nie pierwsza w dziejach decyzja, która wywołuje jednocześnie niezadowolenie zarówno polskich chłopów (a przynajmniej części z nich), jak i polskich Żydów. Peeselowski minister Kalemba przypomniał przy tej okazji o "wielowiekowej tradycji tolerancji w Polsce". Ciekawe, że w styczniu, przy okazji głosowania nad legalnością związków partnerskich, jakoś o tym nie pamiętał. Protest naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha wpisuje się w tę samą logikę. Czyżby okrucieństwo wobec zwierząt, jeśli ma uzasadnienie religijne, miałoby być wyjęte spod oceny moralnej i działania prawa?
I wreszcie sprawa najważniejsza. Wszyscy, których sumienia zostały uspokojone po wprowadzeniu zakazu, powinni zadać sobie odrobinę trudu w celu sprawdzenia, jak to jest z ubojem nierytualnym - zarówno przemysłowym, jak i domowym. A jeśli nie, to przynajmniej zapoznać się z wydaną niedawno książką autorstwa Jonathana Safrana Foera, "Zjadanie zwierząt", która traktuje właśnie na ten temat.
Czytaj więcej felietonów Dariusza Szretera
Nie oszukujmy się: każdy ubój jest okrutny. A i sama hodowla także. "Jedzenie jest tak tanie, że rolnicy muszą obniżać koszty produkcji do minimum, co wiąże się z pogorszeniem warunków, w których trzyma się zwierzęta. Straty są z góry wkalkulowane w ten system. Po prostu zakłada się, że z 50 tysięcy kurczaków kilka tysięcy umrze w pierwszych tygodniach" - mówi jeden z rozmówców Foera. To zresztą tylko jeden z wielu przykładów ciemnej strony mięsożerności przytaczanych w tej książce.
Oczywiście nikt rozsądny nie będzie postulował zakazu hodowli ani jedzenia mięsa. Ale może warto robić to ostatnie w sposób bardziej świadomy.
Mark Zuckerberg powiedział kiedyś, że jada tylko te zwierzęta, które zabił własnoręcznie, w związku z czym zjada ich niewiele. Myśl ekscentryczna, jak i sam jej autor, ale - moim zdaniem - zdecydowanie bardziej ludzka niż jego sztandarowy wynalazek - Facebook.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?