Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co słychać u znanego pomorskiego piłkarza Janusza Kupcewicza?

Janusz Woźniak
Janusz Kupcewicz od 15 lat uczy wychowania fizycznego w gdyńskiej szkole
Janusz Kupcewicz od 15 lat uczy wychowania fizycznego w gdyńskiej szkole Robert Kwiatek/Archiwum
Janusz Kupcewicz - znany pomorski piłkarz, którego sportową wizytówką jest zdobycie Pucharu Polski z Arką, mistrzostwa kraju z Lechem Poznań i gol zdobyty na mundialu w Hiszpanii w słynnym meczu o trzecie miejsce z Francją. Życie piłkarzy po zakończeniu boiskowej kariery bywa trudne, ale Kupcewicz nie czuje się pokrzywdzony przez los. Był m.in. trenerem gdańskiej Lechii, pracował też z młodzieżą w gdyńskiej Arce. A teraz co u niego słychać?

Życie po życiu, czyli po zakończeniu kariery, byłego piłkarza bywa trudne. Nie wszyscy ten egzamin potrafią zdać. Tobie się udało?
Nie było łatwo, chociaż na pewno nie czuję się pokrzywdzony przez los. W naturalny sposób szukałem swojego miejsca w futbolu. Byłem trenerem II-ligowej Lechii, ale akurat przy Traugutta trafiłem na fatalny okres w historii biało-zielonych. Pracowałem z młodzieżą w Arce, byłem trenerem reprezentacji Polski w futsalu i razem z Lesławem Ćmikiewiczem prowadziłem reprezentację Polski U-21. Prowadziłem też kilka zespołów z niższych lig w naszym regionie.

Czytaj także: Kupcewicz i Korynt ponownie w Arce Gdynia
A teraz w życiu zawodowym co u Ciebie słychać? Co dostarcza Ci satysfakcji?
Cieszy mnie, że nieprzerwanie od 15 lat jestem nauczycielem wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 10 na gdyńskiej Chyloni. Ponadto już drugą kadencję jestem prezesem pomorskiego oddziału Olimpiad Specjalnych, co oznacza, że nie stronię także od działalności charytatywnej.

Kilka dni temu pojawiła się informacja, że wracasz do Arki jako doradca zarządu klubu...

Nie wiem, czy zarządu klubu, bo mnie i Tomkowi Koryntowi taką propozycję złożył wiceprezes do spraw sportowych w Arce Michał Globisz. Bardziej chyba mamy być jego doradcami. Wyraziliśmy gotowość pomocy, bo los Arki nigdy nie był i nie będzie mi obojętny. Jak się ta współpraca ułoży dopiero zobaczymy.

Wracając do Twojej kariery poza boiskiem. Pamiętam Cię także z list wyborczych. Oddawałeś swoje nazwisko partiom politycznym, bo modne było mieć znanego sportowca na liście...
Rzeczywiście mam i taki epizod, chociaż działaczem partyjnym nigdy nie byłem. Dwukrotnie startowałem natomiast w wyborach do Sejmu RP. Raz z listy PO, a później z PSL. Można powiedzieć, że poruszałem się w gronie koalicjantów. Powiedzmy jednak, że z braku funduszy moje kampanie wyborcze nie były… natrętne. Trochę głosów jednak dostałem, co przyniosło mi sporo satysfakcji.
Jesteś też stałym gościem amerykańskiej Polonii... Szanują i lubią mnie za oceanem. Pamiętają moje reprezentacyjne występy. To miłe. Ostatnio policzyłem, że do USA byłem zapraszany, na koszt organizacji polonijnych, 15 razy. I pewnie jeszcze tam pojadę, jak czas pozwoli.

Janusz, w zasadzie Ty od urodzenia byłeś skazany na futbol, prawda?

Można tak powiedzieć. Mój tata Aleksander był piłkarzem Lechii, a podobno pierwszy prezent, jaki mi przyniósł, to była piłka włożona do kołyski. Starszy o 2,5 roku brat Zbyszek pierwszy trafił na boisko, ale ja tuż za nim. Zaczynaliśmy grać w Olsztynie, a ja z miejscowego klubu Warmia trafiłem na długie lata do Arki. To w Gdyni zostałem zawodowym piłkarzem, chociaż oczywiście w tych czasach nikt w Polsce o zawodowym sporcie oficjalnie nie mówił.

Czytaj także: Janusz Kupcewicz o mundialu 2010
Właśnie, w którym momencie uwierzyłeś, że z piłki można żyć, że to może być Twój zawód.
Bardzo długo nie myślałem w ten sposób. Najważniejsza była radość z gry, ta adrenalina, która towarzyszy każdemu meczowi, dowody sympatii kibiców. Oczywiście miałem z tego grania pieniądze, ale dopiero jak podpisałem pierwszy zagraniczny kontrakt we francuskim Saint-Etienne, uzmysłowiłem sobie, jak duże pieniądze można zarobić na boisku. Z tym, że wówczas miałem już 29 lat i bliżej mi było do końca kariery niż jej rozkwitu. Chociaż udało mi się jeszcze zagrać także w lidze greckiej i tureckiej.
Piłkarską wizytówką Janusza Kupcewicza nadal pozostaje zdobycie Pucharu Polski z Arką, mistrzostwa Polski z Lechem Poznań i gol zdobyty na mundialu w Hiszpanii, w wygranym przez Polskę 3:2 meczu o trzecie miejsce z Francją?
Tak. To wspomnienia, które dają mi satysfakcję, że nie zmarnowałem tych lat spędzonych na boisku. Ciągle też o tych dokonaniach pamiętają kibice, a teraz jest to już pamięć przekazywana z pokolenia na pokolenie. Zresztą to fani mnie docenili w miły sposób, umieszczając w "11" wszechczasów dwóch klubów Arki i Lecha. A w Poznaniu grałem przecież tylko przez jeden sezon.

Zostawmy na chwilę piłkę. Byłeś znanym piłkarzem, młodym, przystojnym mężczyzną. Na brak powodzenia u kobiet chyba nie mogłeś narzekać?
Jasne, ułomny przecież nie byłem i nie jestem. Zabawowy też za bardzo nie byłem. Najwięcej czasu zajmowała mi piłka. Grałem, studiowałem na gdańskim AWF, za panienkami specjalnie się nie rozglądałem. Przyszłą żonę, Mirosławę, poznałem jeszcze w Olsztynie. Dziś żałuję, że nasze małżeństwo nie przetrwało próby czasu i zakończyło się rozwodem w 1997 roku. Z tego związku mam jednak dwóch wspaniałych synów, dziś już dorosłych mężczyzn, Sebastiana i Aleksandra. Obaj próbowali swoich sił na boisku, ten drugi grał nawet w ligowej Arce.

WSZYSTKO O POMORSKIM SPORCIE
A Ty dzisiaj jesteś nadal facetem do wzięcia?
Próbowałem po rozwodzie ułożyć sobie od nowa życie osobiste. Byłem nawet bardzo bliski zawarcia drugiego małżeństwa, ale… z perspektywy czasu nie żałuję teraz, że do niego nie doszło.

Wspominałeś wcześniej o studiach na gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. To też historia godna uwagi.
Wiem, dlaczego tak myślisz (śmiech). Studentem byłem ambitnym, ale… specyficznym. Chyba zapisałem się w historii obecnej AWFiS jako swoisty rekordzista. Od czasu rozpoczęcia studiów do obrony pracy magisterskiej minęło bowiem 14,5 roku. Dziękuję kolejnym rektorom za zrozumienie, cierpliwość i umożliwienie mi kontynuowania studiów. Dopiąłem jednak swego. Mam tytuł magistra wychowania fizycznego i tytuł trenera piłki nożnej.

Na zakończenie wróćmy jeszcze na chwilę do futbolu. Przed nami przecież Euro rozgrywane w Polsce i na Ukrainie. Jeżeli chodzi o szanse polskiej reprezentacji jesteś urzędowym optymistą czy raczej spodziewasz się klęski ekipy Franciszka Smudy?
Jeżeli w trakcie spotkań na Mistrzostwach Europy towarzyszyć nam będzie takie szczęście jak w trakcie losowania grup, to powinno być dobrze. Pytanie tylko, czy do sukcesu wystarczy dobra gra trzech polskich gwiazd występujących w Dortmundzie, bo za wielu piłkarzy, których moglibyśmy zaliczyć do europejskiej czołówki, to my nie mamy. Wyjście z grupy będzie sukcesem i… jest możliwe. Tyle, że podobnie o wynikach losowania i swoich szansach na awans do drugiej fazy Euro myślą oczywiście piłkarze reprezentacji Grecji, Rosji i Czech.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki