Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co nam dało Euro 2012 cztery lata po mistrzostwach

Łukasz Kłos
Żeby zbudować stadion w europejskim standardzie, samorząd Gdańska musiał zadłużyć się na 375 mln złotych. Zobowiązanie to będziemy spłacać jeszcze przez osiemnaście lat. Niemniej na tę inwestycję należy spojrzeć w szerszej perspektywie - na odbywających się w nim wydarzeniach korzysta pośrednio cały region
Żeby zbudować stadion w europejskim standardzie, samorząd Gdańska musiał zadłużyć się na 375 mln złotych. Zobowiązanie to będziemy spłacać jeszcze przez osiemnaście lat. Niemniej na tę inwestycję należy spojrzeć w szerszej perspektywie - na odbywających się w nim wydarzeniach korzysta pośrednio cały region Tomasz Bołt
Czy opłacało się zadłużyć na 375 mln złotych, by zbudować gdański stadion? Czy warto było stać w korkach, gdy drogowcy rozbudowywali Trasę Słowackiego? Czy hotelarze dostrzegają „efekt Euro 2012”? Cztery lata po mistrzostwach bilans jest przejrzysty.

Wielu pukało się w czoło, gdy zgłosiłem Gdańsk jako miasto, w którym mogą odbyć się mistrzostwa Europy w piłce nożnej - wspomina dziś Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska. - Gdy wymarzyliśmy sobie Euro 2012, nie mieliśmy stadionu, pierwszoligowej drużyny piłkarskiej, wystarczającej liczby hoteli i odpowiedniego układu drogowego łączącego lotnisko ze Śródmieściem. Nie mieliśmy też doświadczenia organizacyjnego na taką skalę. Ale marzyliśmy i chcieliśmy. I wygraliśmy to Euro! Nie wygrali go piłkarze, lecz drużyna Gdańsk!

Ci, którzy bezpośrednio pracowali przy realizacji tamtych marzeń, przyznają, że to był skok do basenu, bez pewności, że znajdzie się w nim wodę. A zarazem próżno dziś szukać drugiej takiej imprezy, drugiego takiego przedsięwzięcia, co do którego oceny byłyby w stolicy Pomorza tak zgodne. Euro 2012 nam się po prostu udało. Tamte mistrzostwa wygraliśmy organizacyjnie, zdaliśmy też test z gościnności. Kiedy na francuskiej ziemi trwa kolejny bój o tytuł mistrza Europy, pozostało odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie: czy Euro 2012 się opłacało? Bo zachwyt zachwytem, ale ostatecznie „kasa musi się zgadzać”! Rachunek początkowo nie był prosty, gdyż koszty i zyski dzielone były między rozmaite podmioty. Jednak w cztery lata po „naszym” turnieju ten bilans staje się już przejrzysty.


Bursztyn wśród pereł

Podstawowym bezpośrednim kosztem związanym z organizacją Euro 2012 było zapewnienie stadionu w europejskim standardzie. W gdańskich realiach wiązało się to z inwestycją od całkowitych podstaw. Za uprzątnięcia terenu po dawnych ogrodach działkowych na Letnicy, za gigantyczne prace ziemne, za projekt najpiękniejszego stadionu (The Stadium Business Awards 2012) i te 18 tys. bursztynowych płytek składających się na czaszę gdańskiej areny zapłaciliśmy 863 mln złotych. Kwota ta jest porównywalna z kosztami budowy nowych obiektów na potrzeby mistrzostw Euro 2016 we Francji. Austria z Węgrami we wtorek, a wcześniej Walia ze Słowacją zmierzyły się na stadionie Bordeux - bliźniaczym z gdańską areną zarówno pod względem pojemności (42 tys. miejsc siedzących), jak też ceny (na oddany w ubiegłym roku obiekt Francuzi wydali 184 mln euro). Podobnie jest w przypadku szczęśliwej dla Polaków Nicei. Trzyletni Stade de Nice z miejscami dla 35 tys. kibiców kosztował 204 mln euro. Stadionową wyliczankę dopełnić może wspomnienie Stadionu Krestowskiego w Sankt Petersburgu. Siedemdziesięciotysięczny obiekt jest na ukończeniu. W 2018 zostaną rozegrane na nim mecze mundialu, a dwa lata później - cztery mecze Euro 2020. Na tę inwestycję Rosjanie poświęcili ponad 1 mld dolarów. To suma przekraczająca koszt... trzech nowych polskich stadionów na Euro 2012 - gdańskiego, wrocławskiego i Stadionu Narodowego.

To nie znaczy, że budowa obiektów nie była obciążeniem dla lokalnych budżetów. Dla Gdańska wiązała się z koniecznością zaciągnięcia kredytu na 375 mln złotych. Jak podaje skarbnik miasta Teresa Blacharska, do spłaty pozostało 290,3 mln złotych kapitału (całość długu z odsetkami sięgnie 600 mln zł). Termin ostatniej raty przypada na 2024 rok, a najbliższej - w tym miesiącu.

Radny miejski Kazimierz Koralewski z PiS przyznaje z perspektywy czasu, że gdyby on i jego klubowi koledzy mieli pełną świadomość ogromu wydatków, zapewne wątpliwości wobec zaangażowania w Euro 2012 przeszłyby w sprzeciw.

- Pamiętam, jak prezydent Adamowicz na pytania o koszty mistrzostw dla miasta wymieniał grunty oddane pod budowę stadionu i „jakieś 10 milionów” na początek. Budowę stadionu miało finansować państwo. Potem okazało się, że to gdańszczanie musieli go dla państwa wybudować, a z budżetu centralnego dołożono raptem 144 mln zł. Nie słuchano nas, gdy postulowaliśmy, żeby stadion był mniejszy. Paweł Adamowicz przekonywał, że tylko takie gabaryty dają szansę na zostanie gospodarzem mistrzostw. Tyle że kredyt jeszcze długo będziemy spłacać z gdańskich pieniędzy, a stadion wciąż nie zarabia na siebie - mówi Koralewski. - Niewątpliwie jednak Gdańsk dał radę. Wszystko odbyło się porządnie. To był piękny czas! Do dzisiaj jestem pod wrażeniem, jak gdańszczanie przyjęli kibiców z zagranicy.

Koralewski chętnie mówi też o pewnym odczarowaniu środowiska kibicowskiego, dotąd nader często postrzeganego przez pryzmat burd stadionowych, o przyjaźniach, jakie zadzierzgnęły się w trakcie mistrzostw. Te obserwacje i przeczucia, nie tylko przecież Koralewskiego, znajdują swoje odzwierciedlenie w rezultatach badań społecznych, jakie w trakcie mistrzostw przeprowadzała PBS wraz z międzynarodową ekipą badaczy opinii publicznej SCORE. 93 proc. respondentów uznało atmosferę w Gdańsku podczas turnieju za doskonałą lub bardzo dobrą, 88 proc. poleciłaby go jako cel urlopu, a 83 proc. pytanych odpowiedziało, że czuło się w mieście bezpiecznie.

Warto pamiętać, że stadionowe koszty inwestycyjne to jedno, ale obiekt musi żyć i zarabiać na swoje utrzymanie. I chociaż władze Arena Gdańsk Operator - miejskiej spółki celowej powołanej do zarządzania obiektem - regularnie zapewniają, że obiekt wykorzystywany jest możliwie najwydajniej, to pojawiły się kłopoty z dopięciem budżetu. Zyski z działalności stadionu miały pokrywać raty bankowego zobowiązania. Do niedawna nie pokrywały, a miasto co roku dokładało do jego działalności. Dwa lata temu wiceprezydent Gdańska Andrzej Bojanowski wskazywał na 2016 rok jako graniczny dla osiągnięcia rentowności obiektu. Jak wypadł 2015 rok, tego władze spółki nie chcą ujawnić.

Karol Spieglanin z pozarządowego Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej zwraca jednak uwagę, że na koszty generowane przez stadion należy patrzeć w szerszej perspektywie: - Bez stadionu Euro po prostu u nas by się nie odbyło. A bilans całościowy turnieju jest dla naszego regionu jednoznacznie pozytywny. Proszę też pamiętać, że tego typu obiekty przynoszą przede wszystkim pośrednie, a nie bezpośrednie korzyści dla regionu. Nawet jeżeli stadion nie zarabia sam na siebie, to odbywające się w nim wydarzenia przekładają się na rozpoznawalność i promocję regionu, zyski w branży turystycznej itp. Myślę, że zdecydowana większość mieszkańców faktycznie jest z niego dumna.

Przyspieszamy z opóźnieniem

Stadion to niejedyna pozycja w wielkim rachunku za Euro 2012. Rewitalizacji poddana została sama Letnica (5 mln zł). Miasto wzięło też na siebie chociażby przebudowę Trasy Słowackiego (kolejne 100 mln złotych). Te inwestycje zostały już spłacone dotacjami unijnymi.

- Gdyby nie Euro, nie otrzymalibyśmy tak wielkiej pomocy finansowej z Unii Europejskiej, a nasze wielkie inwestycje toczyłyby się wolniej lub nie mogłyby być zrealizowane - mówi prezydent Paweł Adamowicz. - A przecież te inwestycje nie powstały tylko dla tej jednej imprezy. Nie tylko dla potrzeb jednorazowego turnieju wybudowaliśmy szesnaście boisk przyszkolnych w ramach specjalnego programu „Junior Gdańsk 2012”. Nie tylko dla kilkunastu piłkarzy budowaliśmy trasy W-Z, Słowackiego i Sucharskiego. Nie tylko na kilka meczów kupiliśmy nowe autobusy i tramwaje, odnowiliśmy Letnicę, rozbudowaliśmy port lotniczy. Te wszystkie inwestycje służą Gdańskowi i jego mieszkańcom i będą służyć przez dziesiątki lat. Cieszą i napawają dumą.

Czym innym jest sam fakt budowy dróg, a czym innym ich ostateczny kształt. Choć Euro 2012 niewątpliwie przyspieszyło część inwestycji i zmotywowało do znalezienia źródeł finansowych, to trudno uniknąć wrażenia, że niektóre z inwestycji kreślone były z monumentalnym rozmachem - jak choćby węzeł Karczemki.

- W Gdańsku wciąż żywe są planistyczne demony epoki słusznie minionej i większość zrealizowanych oraz wciąż planowanych inwestycji infrastrukturalnych to inwestycje antymiejskie, które w podobnym kształcie powstawały na Zachodzie 50 lat temu i które już od 20 lat się tam poprawia - ocenia Spieglanin. - Szkoda, że pod tym względem nie uczymy się na cudzych błędach, tylko za wszelką cenę testujemy je na sobie, powtarzając z uporem maniaka.

Nie wszystko jednak poszło jak po maśle. Najbardziej zauważalny był brak Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. Jeszcze w 2011 oceniano, że pierwszy etap budowy PKM powinien zostać oddany na przełomie maja i czerwca 2012, tak by kibice kolejką mogli dojechać aż pod stadion. Tymczasem pierwsi pasażerowie z Portu Lotniczego wsiedli do pociągu dopiero... trzy lata po mistrzostwach. Równie spektakularne okazało się opóźnienie w budowie kolejnych odcinków autostrady A1. Faktem jest jednak, że pomimo rozmaitych tąpnięć miejsce Gdańska na mapie Polski cztery lata po mistrzostwach jest diametralnie inne. Przykładem niech będzie skrócenie podróży samochodem z Gdańska do Poznania o około godzinę i 20 minut, do Wrocławia o półtorej godziny i tyle samo na trasie do stolicy.

Bilans marzeń

Ale ten swoisty „zysk” komunikacyjny dla Gdańska i całego Trójmiasta najbardziej widać w gdańskim porcie lotniczym. 2012 rok przyniósł - oczywisty skądinąd - pik w statystykach przylotów i obsłużonych pasażerów. - Okres Euro 2012 w sposób oczywisty przyczynił się do zwiększenia liczby pasażerów obsłużonych przez nasze lotnisko. Był pierwszym rokiem, w którym zbliżyliśmy się do wyniku 3 milionów pasażerów rocznie - mówi Michał Dargacz z Portu Lotniczego w Gdańsku. - Już w 2014 roku ta „magiczna” liczba została przekroczona o przeszło ćwierć miliona. Zeszły rok zakończyliśmy kolejnym, aż 13-proc. wyższym rekordem liczby obsługiwanych pasażerów. W 2016 roku ze średnim wzrostem na poziomie 8,1 proc. stajemy przed kolejnym celem przekroczenia progu aż czterech milionów pasażerów.

Gdańsk ma dziś trzeci, pod względem ruchu pasażerskiego, port lotniczy w kraju, ze wzrostami dwukrotnie większymi niż w drugim Krakowie. I tu przechodzimy już do „żywych” zysków, bowiem większy ruch odnotowywany jest nie tylko na lotnisku, ale też w branży hotelarskiej. Od 2008 GUS notuje nieprzerwany wzrost liczby zagranicznych gości odwiedzających stolicę Pomorza. Choć największy wzrost przypadł na 2012, to w kolejnych latach tylko nieznacznie wyhamował. W 2014 nocowało w Gdańsku o 20 proc. więcej zagranicznych turystów niż w 2012 i aż o ponad 60 proc. więcej niż w 2011. Warto pamiętać, że wydatki samych tylko gości Euro 2012 w trakcie mistrzostw w Gdańsku kancelaria Deloitte oszacowała na 310 mln złotych.

- Euro było szansą, jaką wyrwaliśmy losowi i którą potrafiliśmy wykorzystać. Osiągnęliśmy jako miasto ogromne korzyści wizerunkowe, co przekłada się także na rosnącą liczbę turystów - mówi Paweł Adamowicz. - Ale dla mnie osobiście ważne jest przede wszystkim to, że zgromadziliśmy wtedy duży kapitał społeczny. Okazało się, że umiemy grać jako jedna zwarta drużyna. To procentuje i będzie procentować dalej, także przy organizacji kolejnych dużych wydarzeń.


[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki