Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chude lata w Stoczniowcu się skończą, jeśli wygram w totolotka

Rafał Rusiecki
Adam Petrasz odpowiada za pierwszą drużynę Stoczniowca Gdańsk od 13 stycznia tego roku
Adam Petrasz odpowiada za pierwszą drużynę Stoczniowca Gdańsk od 13 stycznia tego roku G. Mehring
Z Adamem Petraszem, prezesem spółki Stoczniowiec Gdańsk, o zakończonym w niedzielę sezonie, który był jednym z najtrudniejszych w historii klubu oraz o planach na przyszłość, rozmawia Rafał Rusiecki.

Bez mała trzy miesiące pracy w Stoczniowcu napawają Pana optymizmem?

Optymizm trzeba mieć zawsze. I tyle, jeśli chodzi o to pytanie.

A jak ocenia Pan 7 miejsce gdańskich hokeistów na koniec sezonu?

Najistotniejszą sprawą jest to, że zajęliśmy 6 miejsce w lidze [w sezonie zasadniczym, bo po play-off hokeiści Stoczniowca byli 7 drużyną - przyp. red.]. Trzeba pamiętać, że ci młodzi ludzie weszli w sezon bez odpowiednio przepracowanego okresu przygotowawczego. Jeśli ktoś oglądał mecze, to wie, że zawsze brakowało zawodnikom zdrówka w trzeciej tercji. Po analizie sezonu z trenerem można powiedzieć, że mogliśmy walczyć o piąte, a może nawet ciut wyższe miejsce w lidze. Zabrakło jednak tej podbudowy. Widzę przed tą drużyną perspektywę. Drzemie w niej potencjał. Aby jednak to wykorzystać, musi być spełnionych dużo warunków, na jakie trzeba stawiać w sporcie wyczynowym.

To był najgorszy, w ujęciu organizacyjnym, sezon w historii hokejowej drużyny Stoczniowca?

Nie wiem. Najważniejsze jest przede wszystkim to, że udało się zakończyć sezon. A przecież ciągle było pod górkę. Teraz trzeba pracować nad tym, żeby do startu następnych rozgrywek wszystko było poprawione. Aby potencjał finansowy spółki był większy. Tylko tego potrzeba. Zawodnicy z zewnątrz są nam niepotrzebni. Stoczniowiec ma dobrych wychowanków. Myślę, że są oni lepsi od dwóch Czechów, jacy grali w tym sezonie [Jan Steber i Petr Janecka - przyp. red.]. Świadomie do obcokrajowców nie zaliczam Romana Skutchana, który funkcjonuje w Gdańsku od bardzo dawna. Chcemy, aby w przyszłym sezonie prowadził szkółkę hokejową. Na razie są to jednak luźne rozmowy.

Teraz przed Panem, prezesem jednoosobowego zarządu, najtrudniejszy okres.

Trudny i nietrudny. Ja pracy się nie boję. Mam trzech kolegów w radzie nadzorczej Stoczniowca, którzy znają się na sporcie. Wspomagają mnie. Współpraca przesuwa się więc do przodu. Istotą jest teraz to, aby 15 kwietnia przedłożyć panu Andrzejowi Trojanowskiemu [dyrektor Biura Prezydenta Gdańska ds. Sportu i Euro 2012 - przyp. red.] sprawozdanie z rozliczenia środków, jakimi wsparło nas miasto Gdańsk. Jestem o to spokojny, bo wszystko przeprowadzone zostało przez bank. Małymi kroczkami idziemy do przodu. Co się wydarzy po drodze, to już ciężko przewidzieć.

Telekomunikacja Polska i PGNiG są zainteresowane wsparciem Stoczniowca?

Prowadzimy rozmowy z różnymi firmami, ale od rozmów do konkretnego wsparcia droga jest daleka. Byłem w Warszawie i złożyłem oferty między innymi we wspomnianych firmach. Trzeba jeszcze spełnić szereg warunków. Na razie lepiej więc o tym nie mówić.

Trener Tadeusz Obłój będzie prowadził klub w przyszłym sezonie?

W tej chwili dla większości zawodników zaczął się okres roztrenowania. Tematu dalszej współpracy z trenerem jeszcze nie poruszaliśmy. Zresztą musiał wyjechać do Niemiec [tam na stałe mieszka Tadeusz Obłój - przyp. red.]. Urodził mu się wnuk. Musi poza tym trochę odetchnąć. Przeżywał cały sezon, bo wierzył, że uda się to wszystko rozegrać lepiej. Sami zawodnicy powiedzieli mi, że w momencie takich problemów, jakie miał klub, zdobycie 6 miejsca po sezonie zasadniczym było jak mistrzostwo świata.

To rozmawiał Pan już z hokeistami?

To było kameralne spotkanie tuż po niedzielnym meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Spotkaliśmy się przy lampce szampana. Wypada, aby w ten sposób podziękować sobie za cały sezon. Prowadziliśmy luźne rozmowy. Bez zobowiązań.

Trener Obłój postawił jakieś warunki?

Nie. Nie rozmawialiśmy na ten temat. To nie czas i miejsce na tego typu negocjacje.
A komu z czołowych zawodników kończą się kontrakty?

Wszystkim Czechom, Przemysławowi Odrobnemu i Filipowi Drzewieckiemu. Pozostali zawodnicy mają jeszcze umowy roczne lub nawet dłuższe.

Ale zdaje Pan sobie sprawę z tego, że jeśli zawodnicy szybko nie usłyszą konkretów, to zaczną wybierać w ofertach z innych klubów?

Każdy to wie. Jak będziemy mieli konkrety, to o nich poinformujemy zawodników. Powiemy im, na czym stoimy także wtedy, jeśli tych konkretów nie będzie. Udało się zakończyć sezon. Zobaczymy, co powie prezydent Gdańska Paweł Adamowicz po zapoznaniu się z naszym sprawozdaniem z rozliczenia się z miejskich pieniędzy.

Finansowa pomoc z miasta miała być przecież jednorazowa. Coś się zmieniło?

Nie wiem, czy zmieniły się oczekiwania prezydenta. Pierwszym etapem jakichkolwiek rozmów musi być rozliczenie się z kwoty, jaką uzyskaliśmy w formie pomocy.

Część hokeistów zaczyna już szukać pracy w innych zawodach. Słyszał Pan o tym?

Uważam, że to normalne. Młodzi ludzie muszą z czegoś żyć. Tak jest na całym świecie. W Kanadzie rodzice młodych hokeistów płacą za nich. Aby być dobrym, trzeba wnieść coś na początek. Tymczasem u nas się utarło, że to klub musi płacić. Wystarczy spojrzeć na piłkę nożną, na którą idą duże pieniądze, a wyników nie ma. W Polsce brakuje systemu w sporcie wyczynowym. Za chwilę może się okazać, że połowa młodych, ambitnych ludzi odpuści uprawianie sportu. Uważam, że związki są niepotrzebne. Pieniądze m.in. z Ministerstwa Sportu powinny bezpośrednio trafiać do klubów. Związki są tutaj pośrednikiem, który zmniejsza pulę pieniędzy. W Stoczniowcu, mówiąc o całym klubie, szkolenie przebiega na dobrym poziomie. Jak już jednak dochodzimy do seniorów, to zaczynają się schody. To nie tylko nasz problem. W Zagłębiu Sosnowiec od 4 miesięcy nie płaci się zawodnikom.

Dlaczego tak ostro atakuje Pan związki?

Zawsze je atakowałem. Swój żeglarski też atakuję [Adam Petrasz wywodzi się ze środowiska żeglarskiego - przyp. red.]. Żeglarstwo na Pomorzu upada. Kto w Gdyni żegluje w olimpijskiej klasie 470? Mistrzem Polski został sportowiec z Krakowa. Co to ma znaczyć? Co będzie na igrzyskach w Londynie?

Co zatem musi się stać, aby powiedział Pan z czystym sumieniem, że w gdańskim hokeju kończą się chude lata?

Muszę wygrać w totolotka. Wtedy kupię klub na własność i poukładam to tak, że jeszcze na nim zarobię.

Pytam poważnie.

Dzisiaj każde słowo trzeba ważyć, aby komuś nie ująć, a komuś innemu nie dodać. Otoczka jest. Brakuje środków. Spotykam się z kibicami, którzy też próbują się angażować i pomagać. Zawodnicy muszą mieć jakieś gaże. Każdy z nich ma rodziny, kawałek mieszkania. Musimy im więc zapewnić pewien poziom socjalny, aby mogli mieć psychiczny luz. A dopiero potem możemy od nich wymagać czegoś w sporcie wyczynowym. Tak to już jest i nie ma się co tutaj dziwić. Wielu ludzi, działaczy tego nie rozumie. Myślę, że za miesiąc więcej spraw powinno być już jasnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki