Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chory Kubuś Walkowiak znów w szpitalu. Stanęło jego małe serce

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Gdy opisaliśmy historię Kubusia, uruchomiliśmy lawinę wsparcia ze strony naszych Czytelników
Gdy opisaliśmy historię Kubusia, uruchomiliśmy lawinę wsparcia ze strony naszych Czytelników Przemek Świderski/archiwum
W najbliższych dniach lekarze z gdańskiej Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży w porozumieniu z lekarzami ze Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu zdecydują, czy blisko 10-letni dziś Kubuś Walkowiak zostanie przetransportowany na kolejną operację do Gdańska.

W listopadzie miną dwa lata od naszej pierwszej publikacji o małym chłopcu, któremu chirurdzy dziecięcy z Gdańska musieli amputować całą rękę wraz z częścią barku z powodu gigantycznej malformacji naczyniowej. Historia Kubusia z Krzyża Wielkopolskiego poruszyła serca Czytelników. Na ścianie obok jego szpitalnego łóżeczka zawisły setki rysunków i kolorowych kartek - znak, że obcy ludzie mocno trzymają za chore dziecko kciuki. To wsparcie było Kubie potrzebne, bo przez wiele miesięcy czuwał przy nim tylko tata Jarosław Walkowiak. Mama zmarła na raka.

Odetchnęliśmy z ulgą, gdy po czterech miesiącach pobytu w szpitalu Kubusia wypisano do domu. Po usunięciu naczyniaka chłopiec odżył. Mógł skakać, biegać, wszędzie było go pełno. Nadal uczył się w domu, poza tym jednak żył normalnie, jak wszystkie zdrowe dzieci.

Gdańsk: NFZ zapłaci tylko połowę za leczenia Kubusia Walkowiaka. Dlaczego?

Stało się jednak to, czego obawiał się dr Dariusz Wyrzykowski, wybitny specjalista od różnego rodzaju malformacji naczyniowych, który operował i prowadził Kubusia. Podczas zabiegu nie udało się usunąć z klatki piersiowej chłopca niewielkiego fragmentu naczyniaka.
- Po jakimś czasie kontrolne badania wykazały, że pojawiła się wznowa w tkankach miękkich oraz w kręgosłupie - tłumaczy dr Wyrzykowski. W czerwcu wystąpiły u Kuby pierwsze objawy neurologiczne. Rezonans magnetyczny całego kręgosłupa wykazał zmianę w odcinku szyjnym, która uciskała na rdzeń kręgowy. Gdyby udało się ją usunąć, ucisk powinien się zmniejszyć. Lekarze zastanawiali się nad taką operacją, tymczasem Kubuś czekał na ich decyzję w domu. Przez cały czas był rehabilitowany.
Tydzień temu, gdy wracał z tatą z zajęć, stracił na ulicy przytomność. Jego serce, bardzo obciążone długotrwałą chorobą, stanęło. Reanimował go ojciec. Karetka zawiozła Kubę do Poznania. Chłopiec jest pod respiratorem, w stanie farmakologicznej śpiączki. W sobotę poznańscy lekarze chcieli podjąć próbę wybudzenia. Są w kontakcie z ośrodkiem w Gdańsku.

W listopadzie 2013 roku Kubuś przeszedł w gdańskiej klinice niezwykle ciężki, 22-godzinny zabieg chirurgiczny. Dr Dariusz Wyrzykowski, który przez ten czas praktycznie nie odchodził od stołu operacyjnego, przyznaje - były obawy, że chłopczyk może nie przeżyć. Kubie spadało ciśnienie, musieli robić przerwy, przetoczono mu aż 16 jednostek krwi. Zabieg był bardzo rozległy - z powodu rzadko występującej tzw. malformacji tętniczo-żylnej trzeba było chłopcu amputować całą lewą rękę z obręczą barkową, z obojczykiem, łopatką, mięśniami klatki piersiowej.

Okaleczającej chłopca operacji specjaliści z Gdańska starali się uniknąć przez kilka lat.
- Synek ważył po urodzeniu blisko 4 kg, tylko lewą rączkę miał chudszą od prawej - wspomina Jarosław Walkowiak, tata Kubusia. Jeździli po lekarzach. Z Poznania skierowano ich do Gdańska, gdzie są najlepsi specjaliści od malformacji naczyniowych. - Gdy Kuba miał trzy latka, naczyniak zaczął się gwałtownie rozrastać od szyi po palce dłoni, objął całą rękę. Skóra była napięta, łatwo pękała i bardzo krwawiła. Kubuś całe dnie spędzał w domu. Przez okno patrzył jak dzieci grają w piłkę, bawią się w chowanego. Nie mógł chodzić na basen. Panie z przedszkola odwiedzały go w domu. Teraz, jako pierwszoklasista, korzysta z indywidualnego nauczania początkowego. Na dwór wychodził tylko z tatą, po jego powrocie z pracy. Coraz cięższą i bezwładną rączkę nosił na temblaku. Spać mógł tylko w jednej pozycji, na wznak. Główkę układał na chorym ramieniu. Jego mama - Ania, już w tym czasie ciężko zachorowała i wkrótce umarła.

Amputacji rączki nie udało się uniknąć. - Kuba ważył 22 kg, a jego lewa ręka 4-5 kg - tłumaczy dr Wyrzykowski. - Jego serce zaopatrywało ją w krew, pompowało 16 litrów na minutę. To cztery razy więcej niż było w stanie. Robiło się coraz słabsze, niewydolne. Gdyby nie amputacja, Kuba by umarł.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki