Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłam zakochana w pannie S., ale ciągle nie wiem, kto przeskoczył przez płot

Barbara Szczepuła
31 sierpnia 1980 roku. Słońce pali niemiłosiernie, ale mieszkańcy Trójmiasta, zamiast spędzać niedzielę na plaży, stoją pod bramą Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Mają poczucie wielkości chwili. Podpisanie Porozumień Sierpniowych prowadziło do narodzin Solidarności i było początkiem końca komunizmu.

Co roku o tej porze przypominam sobie swój pobyt w stoczni, rozmowy ze strajkującymi, Aliną Pienkowską, Anną Walentynowicz, Henryką Krzywonos. Wymieniam przede wszystkim panie, bo pracowałam wtedy w tygodniku "Kobieta i Życie", więc to one interesowały mnie najbardziej.

Z Wałęsą nie zamieniłam ani słowa, był oblegany, a ja nie miałam dość śmiałości, by się do niego przepchnąć. Zamieniłam kilka zdań z Andrzejem Gwiazdą, z Krzysztofem Dowgiałłą, autorem ballady o Janku Wiśniewskim. Przed oczami mam wspaniałą Halinę Winiarską, śliczną Elżbietę Goetel, znakomitego Jerzego Kiszkisa. Wiersze, które deklamowali, wlewały otuchę w serca strajkujących i dodawały odwagi.

"To były piękne dni, po prostu piękne dni, nie zna już dziś kalendarz takich dat…" - tak to brzmi w starej piosence o miłości. To była miłość wielu milionów Polaków do pięknej panny S. Ja też byłam zakochana po uszy. Zaglądam do internetu. "To była ubecka ustawka" - pisze jakiś mądrala, a mnie mija chęć wspominania. Lepiej nie czytać, lepiej odsunąć się, żeby się nie pobrudzić.

Ale mimo woli przypominają się rocznice z lat poprzednich, kiedy to wygwizdywano bohaterów Sierpnia - Lecha Wałęsę, Bogdana Borusewicza i innych. Tak jak na Cmentarzu Powązkowskim co roku w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego buczano na powstańca Władysława Bartoszewskiego.

Rok 2006. Jarosław Kaczyński w stoczni woła: My staliśmy tu, gdzie teraz, oni tam, gdzie ZOMO. I wszystko jasne: tu samo dobro, tam - zło, moralna zgnilizna, zdrada.

Strajk sierpniowy w obronie wyrzuconej z pracy Anny Walentynowicz zaczęli z inspiracji Bogdana Borusewicza trzej młodzi stoczniowcy: Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński. To wymagało odwagi.

Potem Walentynowicz nazywała Borowczaka "przydupasem Wałęsy" i opowiadała, że zatrudnił się w stoczni dopiero po sierpniu. Co opowiadała o Wałęsie - wiadomo. Twierdziła też, że nie przeskoczył przez płot, że przywiozła go do stoczni wojskowa motorówka. Nie mogła powiedzieć, że widziała to na własne oczy, bo w stoczni przecież jej wtedy nie było…

Wcześniej była dobrą, miłą i odważną kobietą. Nie tylko działała w WZZ, ale matkowała młodym stoczniowcom, opozycjoniści chętnie wpadali do jej mieszkania w centrum Wrzeszcza. Częstowała ich zupą i herbatą. Kilka dni temu nieopodal jej domu stanął pomnik, to dobrze, bo zasłużyła na pamięć, choć po roku 1989 odcinała się od panny S. i z uporem mówiła o "neosolidarności".

Gdy wybory wygra ugrupowanie, z którym dziś związkowi po drodze, pisanie historii Solidarności może zacząć się od nowa. Prawdziwej historii prawdziwych Polaków, rzecz jasna. Okaże się na przykład, że przez stoczniowy płot przeskoczył Jarosław Kaczyński, a drabinę podtrzymywał Andrzej Jaworski. Zaś szefem ECS zostanie dr hab. Sławomir Cenckiewicz.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki