Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bookcrossing za milion złotych

Gabriela Pewińska
fot. M. Kapala
O szajce miłośników literatury, bibliotekach bez książek i pewnym prezydencie, który zalegał ze zwrotem lektur jakieś 220 lat, mówi Paweł Braun - dyrektor WiMBP w Gdańsku.

Ukradł Pan kiedyś książkę z biblioteki? Ponoć wielu zacnych obywateli ma na swoim koncie takie przestępstwo z czasów młodości. Uważa je nawet za czyn romantyczny i wzniosły. Przywłaszczyli książkę, bo nie mogli się z nią rozstać. Z miłości. Do literatury, oczywiście.
Ukraść, nie ukradłem, ale zdarzyło mi się całymi miesiącami nie oddawać. A to prawie to samo.

Przetrzymywał Pan z roztargnienia czy z przywiązania?

Są książki, które czyta się bardzo wolno, jak na przykład "Żywoty i poglądy słynnych filozofów" Diogenesa Laertiosa. Mnóstwo faktów, informacji, za dużo, by przeczytać w miesiąc. A taki jest czas dany przez bibliotekę na oddanie książki. Mnie ta pozycja była potrzebna przez cały okres studiów filozoficznych, korzystałem z niej na okrągło. Mimo licznych monitów - nie oddawałem. Ale nie jestem w tym odosobniony. Taki George Washington. Nie tylko zapisał się w historii jako pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych. Ma też swoje miejsce w dziejach bibliotekarstwa jako jedna z osób zalegających z książkami.

Jak długo zalegał?
Jakieś 220 lat. Z nowojorskiej biblioteki New York Society Library wypożyczył dwie pozycje już jako prezydent: rozprawę o stosunkach międzynarodowych "Prawo narodów" oraz protokoły posiedzeń z brytyjskiej Izby Gmin. Pracownicy biblioteki policzyli, że kara za przetrzymanie tych woluminów to dziś jakieś 300 tys. dolarów. Ale bardziej liczą, jednak, na zwrot książek. Akurat Stany Zjednoczone niezwykle serio traktują wypożyczanie i zwroty książek. Jeśli ktoś nie odda książki w wyznaczonym terminie, jest to równoznaczne z zaborem mienia. Nawet gdy przestępstwo dotyczy książki dla dzieci. Przychodzi do domu małego delikwenta dwóch mundurowych i mówią: Antoś nie oddał książki!
I żądają od Antosia natychmiastowego zwrotu.

U nas tak strasznie jeszcze nie jest.

Tam kwestia własności to priorytet. Biblioteki są wspólnotą mieszkańców. Mieszkańcy składają się na książki, z których wszyscy będą mogli korzystać.

Umberto Eco napisał w znanym eseju "O bibliotece" : "Bibliotekarz powinien uważać czytelnika za wroga, potencjalnego złodzieja".

Myślę, że nie pisał tego aż tak śmiertelnie poważnie.

Coś w tym jednak jest. W ubiegłym roku polska prasa dość często donosiła o kradzieżach książek z bibliotek. Na Śląsku grasowała na przykład szajka miłośników kryminałów. W Podlaskiem łupem złodziei, którzy zakradli się do pewnego mieszkania, stały się nie pieniądze, nie drogi sprzęt elektroniczny, nie kosztowności, a ... "Potop".

To był pewnie skok emocjonalny. Pamiętam wydanie "Potopu" z czasów PRL. Zawsze gdy wchodziło się do czyjegoś domu, to trzytomowe dzieło Sienkiewicza stało na czołowym miejscu. Teraz już nie jest to w zwyczaju. Zauważyła pani, że w nowoczesnych mieszkaniach nie ma typowego regału z książkami? Dawna meblościanka z Krosna Odrzańskiego z książkami za szkłem nagle zniknęła.

U Pana ciągle jest?

Meblościanki nie ma. Zbiór dwóch tysięcy książek zajmuje regały w pokoju syna. To, że stoją właśnie tam, jest stałym tematem dyskusji z moją żoną, bo książki, jak wiadomo, to siedlisko kurzu. Ja wychowywałem się w domu, gdzie była ogromna biblioteka i chciałbym, żeby moje dziecko też zaznało podobnych emocji. Może bluźnierstwem jest to, co teraz powiem, ale nie jestem już emocjonalnie związany z tradycyjną książką. Wyleczył mnie z tej miłości pewien nauczyciel. Chodziło o słownik polsko-angielski. Miałem ów, pięknie obłożony, by okładka się nie zniszczyła. Delikatnie, by nie uszkodzić - jak nauczyli mnie tego rodzice - przewracałem karteczki. Nauczyciel spojrzał, jak się ostrożnie z tym słownikiem obchodzę, i rzekł: - Do końca roku ta książka ma być zniszczona, mają latać w niej kartki, chcę widzieć, że z niej naprawdę korzystasz. Uświadomił mi, że książka to nie jest dzieło sztuki...

A co?

Narzędzie.

Coś jak grabie? Łopata? Młotek?

Tak jak książki są narzędziem, tak teraz narzędzia są w bibliotece. W tych amerykańskich można wypożyczyć nie tylko książki, ale także sprzęt ogrodniczy. W skandynawskich z kolei - ekwipunek sportowy. Dziś i ja traktuję książki jak narzędzia. Dlatego w naszych bibliotekach nie ma już białych kruków. Jeśli książka się zniszczy, nie płaczemy nad nią, tylko wymieniamy na nową. O dziedzictwo w zakresie kultury piśmienniczej dba biblioteka PAN. Tam oddaliśmy wszystkie cenne egzemplarze. Naszym zadaniem jest rozwijać mieszkańców Gdańska we wszystkich aspektach ich życia społecznego. Od udostępniania informacji po warsztaty kulinarne na przykład.

Czyli książka nie jest ikoną, dla której można popełnić szaleństwo?

Jest narzędziem pozyskiwania wiedzy. W bibliotekach fińskich wymienia się księgozbiór co pięć lat. Jeśli przez pięć lat książka nie jest czytana, usuwa się ją, dając miejsce tej, która ma szansę być wypożyczona. Traktują książki nie tak jak my. Bez nabożeństwa. Tylko jako źródło wiedzy.

U nas jest trochę inaczej. W Tczewie jakiś meloman ukradł z biblioteki encyklopedię muzyczną! Groziło mu dziesięć lat!

Ten proceder będzie się nasilał. To występki podobne kradzieżom batonika ze sklepu. Ludzie nie dlatego kradną batonik, że ich nań nie stać, tylko że jest to wartość słabo chroniona. Ukradnie Hemingwaya, chociaż nawet go nie przeczyta.

Bibliokleptomania?

Zdarza się nawet wśród naukowców.

W Szwecji pewien bibliotekarz okradł bibliotekę królewską z cennych manuskryptów wartych kilka milionów dolarów.

Rekordziści w tej dziedzinie potrafili wynieść z bibliotek kilkanaście tysięcy książek.

"Dziennik Bałtycki" podał swego czasu taką informację: "W miniony wtorek policja otrzymała zgłoszenie o kradzieży 12 ton książek, które znajdowały się w pomieszczeniu gospodarczym w Krokowej. Właściciel książek wycenił stratę na 100 tys. złotych. Policjanci zatrzymali czterech mężczyzn w wieku 18-54 lat. Domniemani sprawcy trafili do aresztu".

Słyszałem o tym. Oddali te 12 ton na makulaturę. Dostali za to tysiąc złotych. Nasze książki są dobrze zabezpieczone przed kradzieżą znakami własnościowymi, które występują na pierwszej stronie, ostatniej tekstowej i siedemnastej. Ta strona siedemnasta to jest nasze dodatkowe zabezpieczenie. Zaprzyjaźnieni z nami antykwariusze wiedzą o tym i często przynoszą nam egzemplarze, które ktoś od nas wypożyczył, a potem zaniósł do antykwariatu, licząc na to, że jest to świetny sposób, by zarobić na flaszkę wina. Na szczęście nasze zbiory to książki wydane po 1945 roku, ich wartość antykwaryczna jest niska. Nie mamy dzieła typu "O obrotach sfer niebieskich" Kopernika z 1543 roku. Piętnaście lat temu złodziej wyniósł książkę z biblioteki PAN w Krakowie.

Są tacy, którzy uważają, że w dzisiejszych, skomputeryzowanych czasach ktoś, kto kradnie książki, powinien dostać medal, nie mandat.

Kupujemy książki i bezpłatnie je ludziom udostępniamy. Biblioteka to jeden wielki bookcrossing za kwotę miliona złotych rocznie. Dlatego podwyższyliśmy kary za przetrzymywanie lub nieoddawanie książek.

Sama zapłaciłam. Osiem złotych.

Mnie też zdarzało się zapłacić.

Zapłacił Pan karę?!

Była to swego rodzaju demonstracja. Przykład, który idzie z góry. Są ludzie, którzy ignorują kolejne wezwania. W końcu dostają list od firmy windykacyjnej. I zobowiązanie na kwotę 1500 zł.

Płacą?

Płacą. Czytelników objętych procesem windykacji jest w Gdańsku około tysiąca.

Są i tacy, którzy uważają, że ktoś, kto kradnie książkę z miłości do niej, jest innym złodziejem niż ten, kto kradnie na przykład samochód.

Albo skrzypki, żeby na nich zagrać? Wiemy, jak chłopak skończył... (śmiech). Pochodzę z prawniczej rodziny, dlatego kradzież jest dla mnie zawsze kradzieżą. Na szczęście książka, na razie nie jest jeszcze dobrem tak luksusowym jak za jakiś czas pewnie będzie. To, co dzieje się w innych krajach, i u nas niebawem się zdarzy. Za jakiś czas książka tradycyjna będzie jak wieczne pióro, które choć nie ma - w sensie technicznym - wyższości nad zwykłym cienkopisem, może kosztować nawet pięć tysięcy złotych. Co z tego, że książka będzie dostępna w bardziej przyjazny, tani sposób - w formie elektronicznej? Nadal obiektem pożądania będą choćby "Dzieła wszystkie" Szekspira, oprawione w skórę, ze złoceniami na brzegach - prezent idealny. Trudno, żebyśmy komuś podarowali e-booka. Choć "Dzieła wszystkie" Szekspira są już dostępne nawet w telefonie komórkowym.

Ciekawe, kto przeczytał.

Wszystkie badania dotyczące czytelnictwa nie obejmują tej wielkiej grupy ludzi, która ma dostęp do książek w formie elektronicznej. W kwestii pozyskiwania źródeł informacji internet jest narzędziem znacznie wygodniejszym niż tradycyjna książka. Jeśli byłbym miłośnikiem budowania żaglowców, nie poszedłbym do biblioteki, żeby skorzystać z poradnika z 1973 roku pt. "Jak zbudować żaglowiec", tylko wchodzę do internetu, gdzie mam na ten temat całe spektrum wiedzy. W internecie jest to łatwiej dostępne, wygodniej. Informacje są szybko aktualizowane i weryfikowane. To nie jest tak, że Wikipedia jest w tej chwili mniej udanym narzędziem niż encyklopedia PWN. Encyklopedia PWN ma 200 tys. haseł, Wikipedia - ponad milion. To prawda, że w Wikipedii zdarzają się błędy, ale pamiętamy też te wszystkie erraty i suplementy encyklopedii. Dziś Wikipedia występuje nawet w przypisach do prac naukowych.

Dlaczego został Pan bibliotekarzem?

Byłem wychowywany w atmosferze miłości do książek i wydawało mi się, że to w bibliotece będę mógł realizować swoje pasje. Wbrew pozorom, nigdy nie pracowałem jako bibliotekarz. Dwa miesiące byłem tak zwanym młodszym bibliotekarzem, ale zwolniono mnie z tej funkcji, bo zasypiałem w pracy. W dzień studiowałem, wieczorem pracowałem, wypożyczając ludziom książki, długo nie wytrwałem... Przeszedłem do działu marketingu, potem informatyzacji i zarządzania. To okazało się znacznie ciekawsze. Cały czas pozostało we mnie głębokie zrozumienie tego, jaka powinna być funkcja biblioteki. Z moich poglądów zresztą wciąż muszę się tłumaczyć. Bo różni się to znacząco od powszechnego wyobrażenia. Ale to, co robią nasi koledzy za granicą, jeszcze bardziej różni się od wyobrażeń. Na przykład w niektórych bibliotekach amerykańskich nie ma ani jednej książki.

A co jest?

Tysiąc komputerów ustawionych w równych rzędach. To kontrowersyjne rozwiązania dla Europy. Jeszcze. Ale amerykański system biblioteczny doskonale sprawdza się na tamtejszych uczelniach. Dostęp do wielkich baz danych jest koszmarnie drogi, studentów nigdy nie będzie stać na to, by zeń korzystać indywidualnie. Korzystając z bibliotecznych komputerów, mogą mieć dostęp do każdego artykułu naukowego z całego świata. Bezpłatnie.

U nas też nie będzie prawdziwych bibliotek?

Biblioteki oczywiście nadal będą istnieć, choć ich funkcja i kształt znacząco się zmienią. Książki z roku na rok staną się coraz droższe i z czasem nikogo nie zdziwi sytuacja, gdy za jakiś tytuł przyjdzie nam zapłacić kilka tysięcy złotych. Ale będzie to li tylko egzemplarz kolekcjonerski, przekazywany w formie prezentu ludziom, którzy to docenią, bo wiedzę o świecie nasi wnukowie będą już czerpać z urządzeń elektronicznych.

Złodzieje mają nosa...

Paweł Braun
Dyrektor Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku. Z bibliotekarstwem i gdańską biblioteką związany od 1995 roku. Zanim zajął stanowisko dyrektora zajmował się m.in. promocją i komputeryzacją biblioteki, informatyzacją i programami pomocowymi UE. Z wykształcenia magister filozofii, ukończył również studia podyplomowe Zarządzanie Zasobami Ludzkimi na UG. Jego zainteresowania to m. in. literatura i kuchnia.

W bibliotece
Z okazji obchodzonego 23 kwietnia Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich w gdańskiej Bibliotece pod Żółwiem rozpoczyna się dziś minifestiwal artystyczny PRETEXT, prezentujący działania artystyczne zainspirowane literaturą i łączące tekst literacki z różnymi dziedzinami sztuki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki