W części sportowej ocena ta nie może być pozytywna i napawać optymizmem. Po okresie stagnacji i degrengolady pod przewodnictwem starego zarządu z układu właścicielskiego Andrzeja Kuchara przyjście do klubu ludzi związanych z nowym właścicielem Josefem Wernzem pobudziło sportową wyobraźnię i nadzieję na lepsze jutro. Zatrudnienie holenderskiego trenera Ricardo Moniza okazało się mądrą decyzją. Czwarte miejsce w rozgrywkach 2013/14 przez kibiców Lechii zostało odebrane jako spore osiągnięcie. Miała być to podstawa i baza do dalszego rozwoju klubu i ekstraklasowej drużyny, a w najbliższej perspektywie szansa na walkę o czołowe miejsca w sezonie 2014/15. Śmiałe prognozy stawiane przed Lechią w roli trzeciej siły polskiej ligi jawiły się być całkiem realnym celem. Co stanęło więc na przeszkodzie w ich realizacji?
Po pierwsze, to kolejna zmiana trenera. Jak grom z jasnego nieba spadła na piłkarskie środowisko Lechii wiadomość o rezygnacji z dalszego prowadzenia drużyny przez Moniza. Holender tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Przyczyny osobiste pozwoliły mu jednak tuż po tajemniczej ewakuacji z Gdańska podpisać umowę z II-ligowym niemieckim TSV Monachium. Jak piłkarskie życie pokazało - matury niemieckiej nie zdał. Jego następca Portugalczyk Machado miał być kontynuatorem filozofii holenderskiego trenera. Z dużą znajomością trenerskiej wiedzy o Lechii przegonił ze zgrupowania w Grodzisku Wlkp. kilku młodych i utalentowanych piłkarzy. Jednym z nich był debiutujący niedawno w ekstraklasie Damian Garbacik. Na ich miejsce zostali sprowadzeni w większości niedający jakości piłkarskiej zawodnicy. Zespół Lechii bez nawigacji i przywództwa zsuwał się po równi pochyłej. Dysonans w zarządzaniu drużyną między dyrektorem sportowym i wiceprezesem Andrzejem Juskowiakiem a pozostałymi decydentami Lechii doprowadził do dymisji tego pierwszego. Kolejne zmiany to dymisja prezesa Bartosza Sarnowskiego i wiceprezesa ds. finansowych Pawła Bartosiewicza. Pełniący obowiązki po nich prezes Dariusz Krawczyk, lechista z krwi i kości, z wiceprezesem ds. finansowych Arturem Waśkiewiczem nie przetrwali długo.
Za przyczyny uznano brak spójności, wizji i płaszczyzny porozumienia z resztą zarządu Lechii. Minione trzy miesiące w działalności Lechii to materiał na drugą część ,,Lotu nad kukułczym gniazdem", tylko bez Jacka Nicholsona w roli głównej.
Pisząc ten felieton w przedświątecznym nastroju, w bardzo ważnym dniu zebrania rady nadzorczej i tuż przed poniedziałkowym walnym zgromadzeniem akcjonariuszy SSA Lechia, pozostaje żywić nadzieję na lepsze jutro.
Ludziom zarządzającym klubem, trenerom i piłkarzom chciałbym przypomnieć, czym jest sukces. To przemyślana, ciężka praca, ból i cierpienie, mądre decyzje po porażce i w efekcie radość z odniesionych zwycięstw. Tego z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku wszystkim zainteresowanym sukcesami Lechii życzę.
Bogusław Kaczmarek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?