MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bitka na głosy

Dariusz Szreter
Gdyby przeprowadzić ranking najbardziej nieprawdziwych, "trafionych kulą w płot" przysłów i powiedzeń - w ścisłej czołówce musiałaby się znaleźć twierdzenie, że muzyka łagodzi obyczaje.

Owszem, podobno są potwierdzające tę tezę wyniki badań naukowych, tyle że w odniesieniu do zwierząt. Krowy, którym w oborze z głośniczków dyskretnie puszcza się nagrania utworów Bacha i Mozarta, są mniej skłonne do zachowań agresywnych, a do tego dają więcej mleka. Ale w przypadku ludzi nie daje się już tego dostrzec. Przeciwnie - napięcia między fanami różnych gatunków muzycznych przypominają jako żywo rywalizację między piłkarskimi kibolami.

Mieliśmy w dziejach świata "wojnę futbolową", wywołaną przez konflikt wokół wyniku meczu piłkarskiego Hondurasu z Salwadorem. O wojnie wywołanej przez muzykę na lekcjach historii wprawdzie nie uczono i wątpię, czy głodującym przeciw planom MEN ograniczenia wymiaru godzin z tego przedmiotu uda się doprowadzić do wyjaśnienia tej kwestii.

Czytaj więcej felietonów Dariusza Szretera

Z pewnością natomiast muzyka niejednokrotnie wzmacniała ducha bojowego, podnosząc poziom agresji. Przypomnijmy sobie, jak pod Grunwaldem Polacy śpiewali "Bogurodzicę". Po drugiej stronie też śpiewano, tyle że w innym języku, choć prawdopodobnie na ten sam temat, zważywszy, że Zakon Krzyżacki poświęcony był Najświętszej Marii Pannie.

Rozbieżność gustów muzycznych i oceny dokonań poszczególnych artystów, jeśli nawet nie wywoływały wojen, rodziły gwałtowne konflikty w nieco mniejszej skali. Na czasy mojej młodości przypadały regularne osiedlowe boje między poppersami i punkami, metalowcami i depeszami, skinami i rastamanami. A przy okazji wszyscy oni, gdy się nadarzała okazja, spuszczali łomot hipisom, bo ci, jako pacyfiści, na ogół się nie bronili.

Ktoś może powiedzieć, że to tendencyjny przykład, bo nie dotyczy "prawdziwej" muzyki, tylko jakiegoś szarpidructwa. W takim razie służę dowodem świeżym i bardziej kantylenowym. W wielkanocnym numerze "Rejsów" opublikowałem rozmowę z Marianem Zacharewiczem, pierwszym mężem piosenkarki Ireny Jarockiej. Ponieważ od dawna znałem szczególny stosunek Mariana do jego eks, wiedziałem, że - wraz z czytelnikami - mogę liczyć na ciepłą opowieść o młodości tej powszechnie lubianej, zmarłej przed kilkoma miesiącami artystki.

Tymczasem pod internetową wersją artykułu zagotowało się od wpisów, w większości atakujących mojego rozmówcę. Jak się okazało, zachęcał do nich drugi mąż piosenkarki, dotknięty opinią, że związek z nim i rozstanie z Zacharewiczem, który w latach 1972-1978 pełnił też funkcję menedżera piosenkarki, oznaczał zmierzch jej wielkiej kariery. Dyskusja zeszła już do roztrząsania tego, czy ktoś, kto przyznaje rację Zacharewiczowi, zasługuje na miano prawdziwego fana Jarockiej.

Przeczytaj artykuł: Marian Zacharewicz opowiada o Irenie Jarockiej [ARCHWIALNE ZDJĘCIA]

Ten spór to jednak jeszcze nic w porównaniu z tym, co się dzieje wokół spuścizny Czesława Niemena. Tu mamy bowiem sytuację odwrotną: "prawdziwi fani" i samozwańczy strażnicy jego twórczości wzięli na celownik wdowę po nieżyjącym od ośmiu lat artyście, zarzucając jej, że "ukradła nam Niemena".

Nie wiem, jak Państwo, ale ja jako słuchacz nie czuję się specjalnie okradziony. Mam na półce kilka ulubionych (legalnych) płyt z jego dorobku i słucham ich, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. Jeśli ktoś ma niedosyt, to raczej ci, którzy liczyli, że uda im się zdyskontować finansowo fakt pozostawania niegdyś w bliskich stosunkach z artystą. No i dziennikarze, którzy się nie kwapią do pisania o Niemenie, bojąc się znaleźć między młotem a kowadłem.

I wreszcie przykład najświeższy - internetowe mordobicie już nie między fanami, ale między muzykami - Jędrzejem Kodymowskim z zespołu Apteka i Krzysztofem Skibą. Mordobicie niemal dosłowne, bo obaj panowie przy okazji dyskusji o tym, który z nich bardziej zasługuje na miano twórcy alternatywnego, skomentowali wzajemnie swoją urodę.

Kodym zauważył, że Skiba upodabnia się do świni, a w rewanżu dowiedział się od swojego polemisty, że jest człowiekiem o wyłupiastych oczach i charakterze mendy. Cóż, wiadomo było od dawna, że żaden z nich nie wywodzi się krainy łagodności, ale też śladu sztuki alternatywnej w powyższej wymianie zdań nie widać. Przeciwnie, jest przerażająco mainstreamowa.

CZYTAJ INNE FELIETONY/ BLOGI:

O TYM SIĘ MÓWI NA POMORZU:

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki