18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Będziesz lepiej żył, czyli jak wykorzystać starego człowieka [REPORTAŻ, ZDJĘCIA]

Tomasz Słomczyński
Tomasz Słomczyński
Mój wuj Zdzisław ma 78 lat. Mieszka sam. W zeszłym roku był bliski śmierci. Przerażony swoją bezradnością, znalazł opiekuna - Piotra F., który obiecywał mu lepsze życie na starość. Jego warunki bytowe są skrajnie tragiczne. Obawiam się, że ten człowiek bez pomocy nie przeżyje zimy. Podpisano: Robert F. (jak się później okaże - brat Piotra F.). O tym, jak bezradność starego człowieka można wykorzystać dla wzbogacenia się - w swoim reportażu pisze Tomasz Słomczyński.

Mój wuj Zdzisław ma 78 lat. Mieszka sam. W zeszłym roku był bliski śmierci. Przerażony swoją bezradnością, znalazł opiekuna - Piotra F., który obiecywał mu lepsze życie na starość. Jego warunki bytowe są skrajnie tragiczne. Obawiam się, że ten człowiek bez pomocy nie przeżyje zimy. Podpisano: Robert F. (jak się później okaże - brat Piotra F.).

***
Wuj Zdzisław mieszka w leśnej osadzie. Widzę zadbane ogrody z klombami, tujami i trawnikami ciętymi od linijki. Jedenaście domów, z czego 10 letniskowych, część z nich całorocznych, z garażami, tarasami i wykończeniami w drewnie. I jedno gospodarstwo wuja Zdzisława. Jak mówią rzeczoznawcy, trzy czynniki wpływają na cenę nieruchomości: lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja. Pół godziny temu staliśmy w zatłoczonym korku w gdańskim blokowisku, teraz - ciepły wrzesień, słońce migocze kolorami jesieni. Czternastohektarowe gospodarstwo wuja Zdzisława zostało wycenione na 1 mln 800 tys. zł.
Wuj Zdzisław jest nieufny wobec obcych.

W głębi podwórka klepisko z błota nasączonego krowim i kurzym łajnem i trudna do ogarnięcia masa niepotrzebnych przedmiotów.

Do 1989 roku, do kiedy żyła matka wuja, wszystko tu było w najlepszym porządku. Ludzie we wsi mówią, że dopiero potem gospodarstwo podupadło, choć słowo "podupadło" nie przystaje tu do rzeczywistości.

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Reszta, 95 proc. tekstu oraz zdjęcia dostępne są po zalogowaniu

Wuj Zdzisław nie zawsze był taki nieufny. Teraz, po kilkunastu latach rodzinnego sporu sądowego o gospodarstwo, po wizytach inspektora nadzoru budowlanego, różnych kontrolach, po wizycie telewizji nawet, wuj nabiera podejrzeń wobec każdego obcego.

Robert przekonuje starszego człowieka, który właśnie wstał z łóżka, zdążył ubrać gumiaki i stoi przy płocie. Bo kwestia jest taka, czy można dziennikarzowi pokazać zwierzątka. Ostatnio po "rodzinnym" donosie przyjechała telewizja, żeby szukać maltretowanych krów żyjących w złych warunkach. Ludzie ze wsi przepędzili szukających sensacji dziennikarzy.

***
Wchodzimy. Po tamtej stronie furtki na podwórku, przed domem, od lewej, z grubsza: wanna, klatka dla kota, wiadro, drugie wiadro, dzbanek metalowy, puszka po farbie, stół i coś, co ma służyć za ławę, wiadro, wiadro, wiadro, stołek, lodówka, dwie opony (kiedyś: kwietnik?), konstrukcja drewniana podtrzymująca lampę (?), lodówka, coś, co niegdyś służyło za parasol ogrodowy. I tak dalej. Wuj Zdzisław zadziera nieufnie głowę i mówi: - Trochę tu bałagan, bo ja nie mam jak sprzątać.
Nie pozwoli siebie stąd zabrać, nigdy. Tu przyjechał przed laty i tu złoży głowę.

***
Robert napisał: Komin grozi zawaleniem, dach przecieka, palenisko, które jest jedynym źródłem ciepła, jest niesprawne, dym się dostaje do pomieszczenia, rozpalanie paleniska grozi pożarem.

Wewnątrz domu wuja Zdzisława ruszyć się nie sposób. Dosłownie: słoiki z zepsutym jedzeniem w wiadrze z Castoramy, kosz wiklinowy na bukiet kwiatów, pudełko po lampce biurkowej CLARA, reklamówka z Lidl z nieustaloną zawartością, miska plastikowa, kolejne wiadro, siatka z Biedronki, jeszcze słoiki i krzesło. A to tylko wierzchołek góry, w sensie jak najbardziej dosłownym, góry śmieci, jednej z wielu gór znajdujących się w tym pomieszczeniu. Bo mieszkaniem albo domem nazwać tego miejsca nie sposób. I nie sposób się przedostać do pokoju w głębi. A jednak próbujemy z Robertem, na kolanach, pochylając się, brniemy przez góry zagradzające drogę do framugi, za którą trochę mniej gór, ale za to zarwana podłoga.

Co jest uderzające - ściany są czarne od sadzy. Pajęczyny otulają wszystkie kąty i zagłębienia w ścianach. Też czarne, zamiast much, wpada w nie sadza. Tam, gdzie jest zapadnięta podłoga, 20-letni wuj Zdzisław spogląda z monidła. Takie obrazy wytwarzano, głównie na wsiach, jeszcze w latach 70. Dziś poprawiony ręcznie wizerunek młodego człowieka w garniturze oczernia warstwa wszędobylskiej sadzy.

***
- Charakter swój to on zawsze miał. Ma swój pomyślunek - powie sołtys.
- Twardo stąpa po ziemi, ma swoje zdanie - powie wicewójt.
Obydwaj przywołują, jako przykład, historię ze świadkami Jehowy. Było o niej głośno.
- Dwadzieścia siedem lat byłem u świadków Jehowy - wuj Zdzisław przyznaje, że "kwestiami religii się zajmuje".
Zaczęło się, jak był listonoszem. Wiadomo, różnych ludzi się poznaje, pogada się to z tym, to z tamtym. No i przystąpił do świadków.

- A pewnego razu czytam mamusi "Strażnicę". I napisane jest tam, że lubieżność jest zakazana, ale że w małżeństwie muszą być podniety.

I o te podniety poszło. Zdzisław pozwolił sobie na jakieś żarty.
- Przyjechali do mnie, powiedzieli, że mam wyrazić skruchę. Jak im odpowiedziałem, że oni nie są religią, tylko organizacją polityczną, to zaraz sobie poszli. I tak to się skończyło.
Wuj Zdzisław wierzy w Boga, ale do kościoła też nie chodzi. Bo zarówno świadkom, jak i Kościołowi nie chodzi o nic innego, jak tylko o mamonę.
***
Jak się później okaże, języczkiem u wagi odmierzającej zacietrzewienie w rodzinnej kłótni jest obora. Strach wejść, dach się wali. W środku dwie krówki (wychodzą codziennie na pole - solennie zapewnia wuj Zdzisław, potwierdzają miejscowi) oraz drób - gęsi, kury, kaczki.

Obora jest w ruinie. To dla samotnego staruszka może oznaczać coś strasznego. Konieczność rozstania z krówkami i kurkami.

***
Seniorka rodu, matka Zdzisława, zostawiła trójkę rodzeństwa. Brat i siostra wuja Zdzisława założyli rodziny, on sam zaś nigdy się nie ożenił. Po śmierci matki został sam na gospodarstwie.

Piotr F. jest synem siostry Zdzisława - czyli jego siostrzeńcem. Robert F., który napisał list i z którym tu przyjechałem, też jest siostrzeńcem Zdzisława, jest też bratem Piotra. Bracia mieszkają w Gdańsku, po sąsiedzku, przez płot. Robert nie zna numeru telefonu do Piotra. Nie rozmawiają ze sobą od lat.

Po stronie Piotra jest matka (siostra Zdzisława). Przepisała mu swoje udziały w gospodarstwie. W ten sposób Piotr stał się właścicielem 50 proc. udziałów.

Pozostało jeszcze pięćdziesiąt. Dwadzieścia pięć procent miał wuj Zdzisław. Drugie dwadzieścia pięć procent ma trzeci z rodzeństwa, który mieszka koło Lublina. O ten majątek od lat trwały sądowe batalie.

Piotr F. (połowa udziałów) napisał do swojego wujka w listopadzie zeszłego roku: "Jesteś Wuju w tym wieku, że po długoletniej pracy należy ci się odpoczynek, zresztą zasłużony. Ja mogę się Tobą zaopiekować w zamian za przekazanie mi twojej części gospodarstwa. Wyremontuję dom i będziesz mógł pozostać w swojej części. Drogi Wuju, jeżeli wyrazisz zgodę na moją propozycję, będziesz moim najważniejszym doradcą i pomocnikiem przy prowadzeniu gospodarstwa. Wyciągam Wuju rękę do zgody i chcę ci na starość zaproponować lepsze życie".

Wypadki potoczyły się szybko. Akt notarialny został podpisany 13 grudnia 2011 roku. Paragraf czwarty umowy darowizny: "Piotr F. oświadcza, że wyraża zgodę na to, żeby Zdzisław hodował dwie krowy i kury, korzystając z istniejących zabudowań gospodarczych, wyraża zgodę na dalsze jego zamieszkiwanie w zajmowanych dotychczas pomieszczeniach, oraz zobowiązuje się przeprowadzić remont domu i udzielać mu stałej pomocy".

Nie napisano, do kiedy ma zostać zrealizowany remont domu.
Nie napisano, że stała pomoc ma być udzielana dożywotnio, nie wskazano daty, do której ma ona być udzielana, nie uściślono, jak ona ma wyglądać.
Minęło dziewięć miesięcy. Piotr F. (teraz już trzy czwarte udziałów) napisał drugi list: "Szanowny Wuju. W związku z nowymi zdarzeniami w naszych wzajemnych relacjach, jak: próba usiłowania zrobienia ze mnie parobka do oprządku krów, innych zwierząt i prac polowych, chcę z przykrością Cię zawiadomić, iż się z tym nie zgadzam". Dalej Piotr informuje, że obora jest do rozbiórki, więc dalsze trzymanie krów i kur będzie niemożliwe.

Nie wspomina o czymś, o czym mówi wuj Zdzisław:
- Przekazałem mu wszystkie swoje oszczędności, 9 tysięcy złotych. Miał za te pieniądze wyremontować oborę dla krówek.
Piotr F. nie wyremontował ani obory, ani domu.

***
Wciskam dzwonek przy drzwiach ładnej willi. Po chwili pojawia się w nich matka braci F. Piotra nie ma w domu. Nie wiadomo, kiedy będzie. Numeru telefonu kobieta nie poda. - A o co chodzi?

Jestem dziennikarzem i piszę artykuł o sytuacji, w której się znalazł pan Zdzisław...
- Nie pierdol pan. - Kobieta wychodzi na ganek, zamyka za sobą drzwi, tak jakby ktoś jeszcze był w domu, ale nie miał słyszeć o tym, o czym rozmawiamy.

- Piotrek opiekuje się Zdzisławem. Jest tam co tydzień. Całe lato tam spędził, przygotował drewno na zimę.
Rzeczywiście, na polu widziałem złożone drewno.

- Ale remontu nie przeprowadził?
- Jakiego remontu? A dlaczego miałby jeszcze to remontować? Jak mój brat wszystko tam niszczy! Niech pan tam jedzie, niech pan zobaczy.

Mówię, że byłem i widziałem.
- No właśnie, a widział pan, w jakich warunkach on tam mieszka? Jak tak można żyć? On wszystko tam do ruiny doprowadził, to co, jeszcze my mamy to remontować? Niby dlaczego?
- Bo tak zapisano w akcie notarialnym.

- A tam... Mojemu bratu nic tam nie potrzeba, on ma ponad tysiąc złotych emerytury, więc niech nie narzeka.
To prawda, wuj Zdzisław dostaje miesięcznie 1100 zł.
- Zdzisław twierdzi, że nie ma żadnej pomocy ze strony pana Piotra, a swoją część majątku przepisał...
- Jak to nie ma pomocy? A jak był chory, to Piotrek tam jeździł i jedzenie mu woził.
W pamięci słowa wuja Zdzisława: "Jak zachorowałem, wzięli mnie do Gdańska, Piotr przyjechał na pogotowie, sprawdzić, czy żyję, okazało się, że jeszcze nie umieram, pojechał, to wszystko".
- Podobno wuj przekazał Piotrowi dziewięć tysięcy...
A widział pan to? Był pan przy tym? Papiery jakieś na to ma? Nie ma! Więc skąd pan może wiedzieć, że tak było? Ja tam nie wiem, mnie przy tym nie było...

Kobieta ciągnie dalej:
- I to teraz dziennikarzy interesuje, tak? Wzięlibyście się lepiej za naprawdę biednych ludzi, pomoglibyście im, na przykład mnie, ja muszę wozić codziennie swojego męża do przychodni, kto mi pomoże? Dlaczego takimi sprawami się nie zajmujecie, tylko Zdzisławem...

Dalsza rozmowa nie ma sensu, zostawiam swój numer telefonu, żeby go przekazać Piotrowi, żeby do mnie zadzwonił. Nie zadzwonił.

***
Kończy się już czas spotkania w zrujnowanym gospodarstwie wuja Zdzisława, który teraz chce się "wycofać z aktu notarialnego".

- Czekają, aż umrę. A ja parobkiem niczyim nie będę - mówi. Po chwili widzę go we wstecznym lusterku, jak stoi, trzymając na rękach małego pieska, i przyjaźnie się uśmiecha na pożegnanie.

***
W polskim prawie funkcjonuje instytucja tzw. rażącej niewdzięczności. Żeby odzyskać darowany majątek, darujący musi dowieść przed sądem, że obdarowany zachował się w sposób szczególnie niewdzięczny. Przed 78-latkiem kolejny długotrwały proces sądowy. Szansa powodzenia jest wtedy, gdy niewdzięczność jest ewidentna. A to jest trudne do udowodnienia. Wyjeżdżając z leśnej osady, mijamy na polu poukładane przez Piotra stosy drewna.

Tomasz Słomczyński
[email protected]

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki