Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbyszek Cybulski. Człowiek, który zostawił ślad w Trójmieście (ZDJĘCIA)

Gabriela Pewińska
Zbigniew Cybulski (3.11.1927 - 8.01.1967)
Zbigniew Cybulski (3.11.1927 - 8.01.1967) Archiwum PP
Gdzie mieszkał, gdzie pracował, gdzie brał ślub, gdzie spotykał się z przyjaciółmi, gdzie chodził na klopsiki rybne - o ważnych miejscach Zbyszka Cybulskiego w Gdańsku i w Sopocie, w 85 rocznicę urodzin aktora pisze Gabriela Pewińska.

Teatr Wybrzeże

Jego pierwsza scena. W 1953 roku zadebiutował w sztuce "Intryga i miłość" Schillera.
Swojej koleżance, aktorce tego teatru Zofii Mayr powiedział wtedy: - Jeżeli nie uda mi się zostać wspaniałym aktorem, to będę hodował jakieś nadzwyczajne kury...

Uważał, że lata spędzone na Wybrzeżu (był w grupie absolwentów krakowskiej szkoły teatralnej, których reżyser Lidia Zamkow przywiozła do Gdyni, gdzie znajdowała się wtedy scena Teatru Wybrzeże) to był najszczęśliwszy jego czas. To w Teatrze Wybrzeże miał największe sukcesy teatralne (rola narkomana Johnny'ego w "Kapeluszu pełnym deszczu" - w reżyserii Andrzeja Wajdy należy do najgłośniejszych). To tu, co wiele razy podkreślał, ukształtowała się jego aktorska osobowość.

Straganiarska 37b w Gdańsku

Kręte schody prowadzą na pierwsze piętro, pod szóstkę. Drzwi, klamka, stół, a na stole okulary. Krzesło i łóżko. Mała kuchenka, nie wiadomo po co, bo przecież nie gotował. Okna wychodzą na Motławę. Tak to chyba wyglądało w 1959 roku. Tu zamieszkał. Na tych 22 metrach kwadratowych. Na schodach wciąż wystawały jakieś siuśmajtki - panienki, nastolatki, oszalałe z miłości fanki.

I tak czekały na niego. Godzinami. Pod drzwiami codziennie znajdował dziesiątki kwiatów.

Małą kawalerkę dostał z gdańskiego Wydziału Kultury. Mieszkał jak kawaler. Ale przychodziło tam wielu aktorów z Bim-Bomu. I tam urodziło się wiele doskonałych pomysłów. Bywał tu Kobiela, Fetting, Fedorowicz. Ale zdarzały się wieczory, gdy w jego oknie wciąż było ciemno. Często wracał nad ranem, tylko przespać się. Kiedyś takiego zaspanego, nago stojącego w drzwiach, a nawet bardziej niż nago, bo bez okularów, spotkała sąsiadka: "Która godzina?" - spytał tylko.

Jego ówczesny kolega z Teatru Wybrzeże Stanisław Michalski wspominał: Przychodzę kiedyś do niego. Pukam. Nikt nie otwiera. "Zbyszek!" - wołam go z dołu. "Zbyszek!". Po chwili pojawia się w oknie. Potwornie zaspany. "Poczekaj trochę"- bełkocze. "Ja tylko szybko się prześpię i zaraz cię wpuszczę".

Opowieści o Cybulskim łączyły kiedyś wszystkich lokatorów tej kamienicy.

Mieszkanie to w latach 60. przejął po Cybulskim reżyser Jerzy Karwowski. Miał nawet pomysł, by stworzyć tu muzeum pamięci Zbyszka. Muzeum nie powstało, ale od strony Motławy jest tablica upamiętniająca czas Cybulskiego w tym domu.

Klub Żak w Gdańsku

Tu rezydował założony przez Cybulskiego w 1954 roku studencki teatrzyk Bim - Bom. W listopadzie tego roku w stołówce Politechniki Gdańskiej, przy ul. Siedlickiej 4 (obecnie klub "Kwadratowa") odbyła się premiera programu - "Zero".

- "Bim - Bom" był wszystkim - pisał po latach do Jerzego Afanasjewa - I matką, i bratem, i naszym nauczycielem. Był naszym chlebem. Czy był teatrem, czy zabawą, snem, czy książką - nie wiem. Był wszystkim. Gdybym umierał, co brzmi pompatycznie, ale wierz mi, wszystkie moje filmy, sztuki, "Kapelusze pełne deszczu", to wszystko nic - myślałbym o naszym teatrze. Przez "Bim - Bom" zbliżyłem się do człowieka. Do swego zawodu. Jak było w zespole? To nie był klasztor. Mieliśmy wzloty i upadki, ale tam właśnie, w naszym teatrze kiełkował zalążek miłości do człowieka. Tu się leczyło każde urodzone dziecko, anginę, dobrą sztukę, podarte buty, niedostateczną ocenę z fizyki...

Ulica Winieckiego w Sopocie

Na Winieckiego, w starym domu obrośniętym różami mieszkała jego ciotka - Anna Suchodolska. Zbyszek był synem jej kuzynki. Dużo od niej starszej. Ojcowie obu pań byli przyrodnimi braćmi. Między Zbyszkiem a jego ciotką zaledwie dziesięć lat różnicy.

Kiedyś zaciągnęła go do kościoła. Żeby się wyspowiadał. Przed ślubem. Poszła do księdza i wytłumaczyła mu, że niejaki Zbyszek Cybulski będzie niebawem się żenił i, że zanim to zrobi, musi wyklepać wszystko, co wcześniej nagrzeszył. Ksiądz kazał przyjść w południe. Zbyszek poprosił Annę, by czekała nań w kościele. No to była. Punktualnie. Biły dzwony.

Czeka, czeka, a Zbyszka nie ma! W pewnym momencie usłyszała straszny hałas. Przez otwarte drzwi kościoła zobaczyła jak podjechał na motorze. Po chwili wszedł do środka z potworną ilością rzeczy w rękach: kurtką, torbą, Bóg wie, czym jeszcze. I z tym całym sprzętem, dalej ładować się do konfesjonału! Dobrze, że motorem tam nie wjechał! Ale duszę udało się ciotce uratować.

Przychodził do niej na zwierzenia. Kiedy chorował, szukał u niej opieki. Przychodził taki biedny, potulny, na owsiankę i kaszkę mannę. Prosił, żeby pójść z nim do dentysty.

Z piwnicy tego domu ukradli mu motor.

Ulica Andersa 11 w Sopocie (dawniej Świerczewskiego)

"Bobek, ten krogulczy nos, którego całą rodzinę zdołałem poznać, mieszkał wraz ze Zbyszkiem. Zresztą oni, zdaje się, pomimo że mieszkali razem, odnajmowali sobie co miesiąc to mieszkanie nawzajem i jeden od drugiego zdzierał przy tym strasznie. Aby tam wejść trzeba było dzwonić po kilkanaście razy, beczeć, porykiwać pod oknami, nim otworzono balkon i zawołano oczekującego pacjenta" - pisał o mieszkaniu na Świerczewskiego (dziś Andersa) 11 w Sopocie poeta Jerzy Afanasjew.

Aktorzy Bogumił Kobiela i Zbigniew Cybulski mieszkali tu sześć lat. Od 1953 roku. W jednym z pokoi na trzecim piętrze kamienicy z 1897 roku.

Pokój, który wynajmowali na Świerczewskiego miał wtedy ok. 40 m, balkon, łazienkę i malutki buduarek z widokiem na morze. Mebli właściwie nie potrzebowali, żyrandol zrobili sobie z trzech brzozowych patyków. Nad drzwiami wisiały szpady i ochronny hełm szermierczy. Spali na materacach. Niespokojne dusze. Wracały nad ranem albo biesiadowały po nocy. Wiecznie głodni. Życia i kartofli.

Ze strawą duchową jakoś dawali radę, gorzej z tym drugim... Dlatego często zaglądali do garnków sąsiadkom albo gotowali zupę na nożyczkach.

Pod ich balkonem porykiwało nad ranem mnóstwo znanych osób. Gościł w tym małym pokoiku Sławomir Mrożek, Roman Polański, Janusz Morgenstern. Scenariusze do kolejnych programów Bim - Bomu powstawały właśnie na Świerczewskiego. Jurek Afanasjew, Jacek Fedorowicz, Wowo Bielicki - studenci wtedy - tu rodziły się ich pomysły.

Front kamienicy zdobi dziś tablica upamiętniająca dwójkę niezwykłych lokatorów.

Paszteciarnia w Łazienkach Południowych w Sopocie

Tu stołował się z całą grupą kumpli z teatru. Paszteciarnię prowadził pan, którego nazywali Klopsik. Specjalnością baru były klopsy dalekomorskie, z mielonej ryby, ponoć grzechu warte...

Urząd Stanu Cywilnego w Sopocie

W 1960 roku odbył się tu ślub Elżbiety Chwalibóg i Zbigniewa Cybulskiego. Wesele z korowodem i żywym prosiakiem wręczonym parze na szczęście przez Ryszarda Ronczewskiego odbyło się tego samego dnia w Chmielnie. W tamtym czasie było to największe wydarzenie towarzyskie w Polsce.

Teatr Kameralny w Sopocie

Tu, wraz z Bogumiłem Kobielą reżyserował w 1958 roku absolutnie kultowe przedstawienie "Jonasz i błazen".
- Nie miał poczucia czasu - mówi Krystyna Łubieńska, która wystąpiła w tym spektaklu. - Za 15 minut gramy, a jego nie ma! Denerwowaliśmy się. Ale, choć na ostatnią chwilę, zawsze się pojawiał. Niektórych ten jego sposób bycia denerwował. Mnie to odpowiadało. Wciąż coś zmieniał na scenie: ustawienia, sytuacje, słowa. Nie trzymał się ni czasu, ni miejsca. Powtarzalność straszliwie go męczyła. I w życiu, i w teatrze. Miał sto kluczy. I do roli, i do mieszkania. Żył poza czasem. Czas szedł zawsze obok niego. Aż go w końcu dopadł. I to też wtedy, gdy się spieszył. Też w biegu. Właściwie całe jego życie był o krok od tragedii.

Kiedyś jechali na festiwal teatralny do Krakowa. Dworzec w Sopocie. Pociąg rusza, a Cybulski nagle wysiada. Żeby jeszcze kupić papierosy.

- Z Mirką Dubrawską krzyczałyśmy jak opętane, gdy wskakiwał w biegu - pamięta Krystyna Łubieńska. - Ciągnęłyśmy go za ręce, nas ciągnęli koledzy. Dziś jeszcze słyszę to łup, łup, te jego zahaczające o stopnie wagonu nogi... On zadowolony, tylko się otrzepał: "Jestem! I papierosy są!". Widzę go wciąż na Bohaterów Monte Cassino idącego do teatru. Jak mówi: Wiesz, Starenia, zaraz przyjdę, za chwilę, za moment, daj mi minutę... I mój jęk rozpaczy: Zbyszek, błagam! Tylko się nie spóźnij! I nie spóźniał się. Wchodził na scenę prosto z ulicy. I zaczynał grać, jak stał. W kurtce, w marynarce, w koszuli... I był świetny!

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki