Pomorskie miasta zbroją się w kamery. Czy to poprawia bezpieczeństwo?
Czy jednak monitoring jest skuteczny? Mieszkańcy chętnie godzą się na kamery lub o nie zabiegają, bo wierzą, że stan bezpieczeństwa po ich zamontowaniu ulegnie szybkiej poprawie. Jednak psycholodzy społeczni mówią o tzw. subiektywnym poczuciu bezpieczeństwa, czyli że kamery działają na zasadzie placebo: ludzie wierzą, że skoro kamery już są, to jest i bezpieczniej.
Łukasz Szulc ze Straży Miejskiej w Gdańsku "od ręki" przesyła statystykę. W ubiegłym roku w oparciu o nagrania monitoringu przekazane przez strażników policja podjęła ponad 2,2 tys. interwencji, w tym - tylko do końca września - ponad 1,7 tys. Oprócz wsparcia dla zagubionych turystów czy pomocy choremu, kamery zarejestrowały bójkę, rozbój, kradzieże i handel papierosami bez akcyzy.
Oczywiście, ,,bezpieczeństwo monitorowane" ma swoją cenę. W ostatnich piętnastu latach miasto na wydatki związane z kamerami wydało, bagatela, ponad 12 mln zł. Wysokie są też koszty rocznego utrzymania systemu monitoringu: w 2013 r. wyniosły 174 220 zł, a koszt zatrudnienia (brutto) 41 pracowników odpowiedzialnych za obsługę monitoringu to szacunkowo 1,7 mln zł.
(na zdjęciu: Rozrywki nastolatków, czyli piwo i... coś do wciągania nosem. Na miejsce został wysłany patrol, który zajął się imprezowiczami).