Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Małkowski bramkarz Lechii Gdańsk: Powoli wracam do formy [ROZMOWA]

Paweł Stankiewicz
Sebastian Małkowski
Sebastian Małkowski Tomasz Bołt/Polskapresse
Z Sebastianem Małkowskim, bramkarzem Lechii Gdańsk, rozmawia Paweł Stankiewicz

- Możesz powiedzieć, że masz za sobą bardzo dobry mecz przeciwko Pogoni w Szczecinie?

- Mógłbym to przyznać, gdybym wybronił sytuację z doliczonego czasu gry. Na pewno trochę jestem niezadowolony ze swojej postawy odnośnie wznowienia gry nogą. Muszę nad tym popracować. Wydaje mi się, że taka sytuacja wynikała z pośpiechu, bo za wszelką cenę chcieliśmy strzelić drugiego gola. Mieliśmy rzut karny, kolejną sytuację, ale się nie udało.

- Gdybyś wybronił, to byłbyś zadowolony. A to był strzał do obrony?

- Myślę, że tak. Patrząc z mojej perspektywy, to przesuwałem się w lewą stronę za akcją. W tym momencie padł strzał, a ja byłem na tak zwanym wykroku i już nie miałem z czego się wybić.

- Nie za bardzo się cofnęliście?

- Wydaje mi się, że tak. Ostatnich dziesięć minut to była "obrona Częstochowy". Chcieliśmy utrzymać to zwycięstwo, ale się nie udało. Do naszej gry wkradło się za dużo nerwowości. Zamiast grać swoją piłkę, to się broniliśmy. Dobrze, że nie przegrywamy, przeszliśmy do historii i to nas napędza.

- Przez zmarnowanego karnego ta nerwowość?

- Trochę na pewno tak. Taka jest jednak piłka, że raz się strzela, a innym razem nie.

- A na treningach dużo karnych udaje ci się obronić?

- Różnie. Jest u nas dwóch egzekutorów. Marcin Pietrowski, który zdobył bramkę z Górnikiem, choć też nie strzelił tak, jak powinien. Na treningach potrafili strzelić dziesięć na dziesięć. Tak samo Piotrek Wiśniewski. Już rozmawiałem z Piotrkiem, że jeśli będziemy mieć karnego, a on będzie na boisku, to żeby strzelał. Musi się przełamać.

- "Wiśnia" powiedział, że wyleczył się już ze strzelania karnych.

- Nie ma szans. Już ja go do tego zmuszę. Żartuję oczywiście. (śmiech)

- Jesteś numerem jeden w Lechii czy trwa rywalizacja z Mateuszem Bąkiem?

- Nigdy nie można być tego pewnym. Mateusz zaczął jako pierwszy bramkarz, ale wyeliminował go mikrouraz, ja wskoczyłem w jego miejsce. Wydaje mi się, że zagrałem na tyle dobrze, że trener mi zaufał i zostałem w bramce. I staram się odwdzięczać dobrą grą.

- To już jest twoja najwyższa forma?

- Jeszcze jest kilka mankamentów. Wracam do tej formy sprzed kontuzji. Przed powołaniem do reprezentacji Polski byłem w takiej formie.

- Pamiętasz mecz, że miałeś tyle pracy, co w Szczecinie?

- Staram się nie pamiętać byłych meczów. One się już odbyły i idziemy dalej. Teraz liczy się Zawisza i analizujemy grę tego zespołu. Jedyny mecz, jaki pamiętam, to z Legią Warszawa, który wygraliśmy na PGE Arenie 1:0 i się utrzymaliśmy. Wtedy też miałem sporo pracy, a zagrałem na zero.

- W sobotę mecz z Zawiszą. Wyniki tego zespołu są poniżej możliwości?

- Nie oglądałem całego meczu Zawiszy, tylko urywki. Ten zespół ma potencjał, kilku doświadczonych zawodników, ciekawą młodzież i niezłych obcokrajowców. Jeszcze nie stworzyli monolitu. My jednak musimy wygrać ten mecz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki