Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starcie o "Generała Nila"

Dorota Abramowicz
Film "Generał Nil", przez tych, którzy go widzieli, opisywany jest w samych superlatywach
Film "Generał Nil", przez tych, którzy go widzieli, opisywany jest w samych superlatywach Monolith Films
Komuniści przez kilkadziesiąt lat próbowali zatrzeć pamięć o legendarnym dowódcy Kierownictwa Dywersji AK i zastępcy komendanta głównego AK gen. Auguście Fieldorfie "Nilu".

Odkrywanie pamięci niesie ze sobą ryzyko. Przekonał się o tym Ryszard Bugajski, reżyser słynnego "Przesłuchania", twórca "Generała Nila", który w 115 kopiach za trzy tygodnie wchodzi na ekrany kin w całej Polsce.

- Nie utożsamiam się do końca z tym filmem - mówi mieszkająca w Gdańsku córka generała, Maria Fieldorf-Czarska.

Zastrzeżenia, w formie listu pani Maria sformułowała w lutym tego roku, po obejrzeniu wersji demo. Wysłała go do producenta, Włodzimierza Niederhausa, dyrektora Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Wytknęła "wpadki historyczne", zażądała wycofania plakatu reklamującego film, twierdząc, iż jest on efekciarski i boleśnie ją dotyka. Plakat przedstawiał szubienicę, na której zawisł order Virtuti Militari.

Nie był to pierwszy protest córki generała "Nila".

- Po raz pierwszy wyraziłam sprzeciw rok temu, po przeczytaniu scenariusza - twierdzi Maria Fieldorf-Czarska. - Znalazłam w nim bzdury nie do przyjęcia. Nie można fantazjować na temat historii! Dowiedziałam się, że ze względów finansowych nic już nie może być zmieniane. Kiedy zagroziłam, że pójdę do sądu, obiecano mi zmiany.

Według Marii Fieldorf- Czarskiej, części obietnic nie dotrzymano.

- Na ekranie zobaczyłam sceny, których w rzeczywistości w ogóle nie było - tłumaczy. - Nie jest prawdą, że uczestniczyłam w ostatnim pożegnaniu z ojcem w więzieniu. To było - ze względu na przepisy - niemożliwe. Do celi wpuszczono jedynie moją matkę, która potem o pożegnaniu opowiedziała. Nie jest prawdziwa scena, w której leżę zakrwawiona na ziemi i podnosi mnie z niej sam Różański. Różańskiego nigdy nie było w naszym domu. Przez tydzień siedzieli w nim funkcjonariusze UB, oni jednak nas w ogóle nie bili. W tamtych czasach ludzi katowano i dręczono w więzieniach i na UB, a nie w domach.

Walka pani Marii z "wpadkami historycznymi" przyniosła efekty. Po tym, jak córka generała "Nila" zagroziła wycofaniem nazwiska Fieldorf, jego twórcy zmienili plakat do filmu, zrezygnowali ze sceny z Różańskim i zdecydowali się wydrukować w nakładzie 500 tys. sztuk okolicznościowy folder, przedstawiający prawdziwe dzieje życia gen. "Nila". Folder, rozprowadzany razem z biletami, jest autorstwa bratanicy generała, Marii Fieldorf i jej męża Leszka Zachuty.
Ostatecznie pani Maria Fieldorf-Czarska zdecydowała się wycofać pozostałe zastrzeżenia.

- Uznałam, że trzeba to zrobić, bo inaczej film o moim ojcu w ogóle nie powstanie - mówi dziś córka generała Fieldorfa. - Poza tym koniec "Generała Nila" jest prawdziwy, pokazuje uwięzienie, wyrok, śmierć, pochowanie ojca w nieznanym miejscu.

Mimo wielu prób, nie udało nam się w ostatnich dniach skontaktować z Ryszardem Bugajskim, reżyserem i współautorem scenariusza (razem z Krzysztofem Łukaszewiczem) filmu.

- Bardzo zależy nam, by przesłanie "Generała Nila" nie zostało zakłócone szukaniem sensacji - tłumaczy Izabela Lasowy-Cibor z Monolith Films, dystrybutora "Generała Nila".

A sensacje już się pojawiają. Na początku tygodnia "Nasz Dziennik" poinformował, że TVN wycofał się "ze względu na drastyczność niektórych scen" z pokazywania zwiastuna filmu Bugajskiego. Informacja ta została natychmiast zdementowana.

- "Generał Nil" to film z ogromną misją - mówi Izabela Lasowy-Cibor. - Chcemy, by ważnej dla naszej historii postaci gen. Augusta Fieldorfa została przywrócona pamięć narodowa. To bardzo dobry film. Powstał z inicjatywy Fundacji Filmowej Armii Krajowej. Konsultantem historycznym filmu był pan Jacek Pawłowicz z IPN. Autorzy scenariusza zapoznali się z książką Marii Fieldorf i Leszka Zachuty "Generał Fieldorf Nil. Fakty, dokumenty, relacje". Bratanica generała widziała już ten film i jej opinia o nim jest pozytywna.

Ryszard Bugajski nie jest pierwszym reżyserem, który pracując nad filmem historycznym, ma problem z świadkami wydarzeń. Poważne kłopoty przed dwoma laty miał Volker Schloendorff , którego "Strajk" został oparty na życiorysie Anny Walentynowicz. Już po przeczytaniu pierwszej wersji scenariusza Walentynowicz w liście otwartym kategorycznie zażądała zaprzestania realizacji filmu.

Miał on przedstawiać w sposób nieprawdziwy fakty i naruszać jej życie intymne. W razie niewycięcia lub nieprzerobienia niektórych scen zażądała wypłacenia odszkodowania w wysokości 50 tys. euro na konto Kliniki Chorób Oczu AMG. Scen nie przerobiono, klinika otrzymała darowiznę.

W sprawie "Generała Nila" udało się zawrzeć kompromis. Maria Fieldorf-Czarska obiecała, że będzie uczestniczyć w premierze filmu. A od Ryszarda Bugajskiego ostatnio usłyszała deklarację, że póki żyją świadkowie zdarzeń, nie będzie on już robić filmów historycznych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki