Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogoń za Niemcem. Saga rodziny Mielewczyków [FRAGMENTY WSPOMNIEŃ]

Zygfryd Stefan Mielewczyk
Unikatowe zdjęcie budynku Poczty Polskiej w Gdańsku, które wykonano 2 września 1939 r.
Unikatowe zdjęcie budynku Poczty Polskiej w Gdańsku, które wykonano 2 września 1939 r. Ze zbiorów Haliny Mielewczyk
W 74 rocznicę wybuchu II wojny światowej odbędzie się premiera wspomnień Zygfryda Stefana Mielewczyka. Jego ojciec był obrońcą Poczty Polskiej w Gdańsku i jako jeden z nielicznych pocztowców ocalał z wojennej pożogi.

Gdy sprawna administracja miejska, ćwiczona od 1933 roku przez Alberta Forstera, odebrała mojemu stryjowi Brunonowi i jego braciom sklep detaliczny Spezial - Haus für Eier und Butter en Detail, Franek interweniował w Komisariacie Generalnym RP w Wolnym Mieście Gdańsku i otrzymał tam małe wsparcie indywidualne. Zaproponowano mu pracę w Polskim Urzędzie Pocztowo-Telegraficznym Gdańsk 1 (Poczcie Polskiej). Od początku 1935 r. aż do 1 września 1939 r., kiedy to Niemcy rozpoczęli wojnę z Polską o Gdańsk, pracował tam jako kierowca.

Niezależność od dwóch braci była dla Franka korzystna, i na czasie. Odpowiadała również jego narzeczonej, a za chwilę żonie, Agatce, skoro kawaler ten miał teraz stałą pracę i dobrą płacę w gdańskich guldenach. Liczyły się także socjalne korzyści i warunki pracy w urzędzie. Było oczywiste, że mogli założyć rodzinę.

Do pracy Franek chodził w mundurze polskiego pocztowca. Z Altstädtischer Graben 79, gdzie mieszkał, na Heveliusplatz miał blisko. W 1937 r., po moim urodzeniu, rodzice wynajęli większe mieszkanie przy Jungferngasse 26 na Osieku. Stąd do Poczty Polskiej miał jeszcze bliżej, bo około 70 metrów.

(...) Wiem, że ojciec był zadowolony i dumny z pracy jako szofer w Polskim Urzędzie Pocztowo-Telegraficznym Gdańsk 1. W ostatnich dwóch latach przed wybuchem wojny, gdy narodowosocjalistyczni Niemcy pod przywództwem gauleitera Alberta Forstera w Gdańsku ostatecznie zrzucili maskę, grożąc Polakom i stosując względem nich szykany, praca kierowcy w samochodzie z napisem "Poczta Polska" była coraz trudniejsza i ryzykowna.

Ojciec w mundurze pocztowca polskiego (którego replikę powojenną mam w domu) codziennie przywoził i odwoził przesyłki z lotniska we Wrzeszczu do oddziału pocztowo-telegraficznego Gdańsk 2 przy Dworcu Głównym w Gdańsku i do Gdańsk 1 na Heveliusplatz. Czasami wyjeżdżał do Gdyni i do placówki wojskowej na Westerplatte, skąd przywoził paczki z amunicją i granatami do urzędu Gdańsk 1. Z polskiej placówki wojskowej na Westerplatte i z Gdyni również inni kierowcy pocztowi - Władysław Mielewczyk, Kazimierz Gdaniec, Brunon Piełowski i Florian Nitka - przewozili niebezpieczne przesyłki z bronią, jak należy domniemywać, bo wśród pocztowców część była w organizacji konspiracyjnej.

W tej sprawie obowiązywała przysięga dochowania tajemnicy wojskowej i służbowej. Składał ją i Władysław Mielewczyk, i mój ojciec. Obaj, wraz z Augustynem Młyńskim i Andrzejem Górskim, uratowali się po walce w obronie Poczty Polskiej. Już po kapitulacji zdjęcie zniszczonego budynku wykonał pewien Niemiec, który podarował je Michałowi. Na fotografii widać niemieckich żołnierzy, ale uwagę przykuwa chyba bardziej auto. Pewnie wojskowe, choć wyglądające bardzo reprezentacyjnie.

Z opowiadań ojca wiem, że nieraz otrzymywał zlecenie wykonania usługi transportowej dla urzędników z Komisariatu Generalnego RP. To były przyjemne wyjazdy na tereny polskie: do Gdyni, Kartuz i Kościerzyny. Robiono tam przeważnie zakupy po znacznie niższych cenach niż w Gdańsku. Czasami były to krótkie wycieczki na piękne Kaszuby, być może przy tej okazji utrzymywano cywilno-wojskowe kontakty służbowe, wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Niemiecka policja i Abwehra bacznie śledziły ruchy polskich ambulansów pocztowych w 1939 r.

Raz lub dwa razy mój ojciec, po cywilnemu, dostał polecenie wyjazdu na Westerplatte samochodem dyplomatycznym komisarza generalnego RP. Było to chyba po incydencie drogowym w 1939 r., jaki zdarzył mu się z żołnierzem niemieckim z grupy, która przyjechała z Rzeszy i była zakwaterowana w koszarach we Wrzeszczu.

Zdarzyło się to 1 sierpnia 1939 r. o godzinie 20, a więc miesiąc przed wybuchem II wojny światowej. Ojciec jechał służbowo ambulansem pocztowym Fiat 1000 (nr rejestracyjny: 2 - C -F), gdy nagle, jakby świadomie, najechał na niego z boku wojskowy samochód i uszkodził blachę pocztowego auta. Stało się to obok Polskiego Urzędu Pocztowo-Telegraficznego Gdańsk 2, przy kolejowym Dworcu Głównym w Gdańsku.

Zdarzenie to obserwowali wówczas - według pisemnej relacji ojca, którą wygrzebałem z jego brudnopisów i urzędowych pism - dwaj pocztowcy: naczelnik Zygmunt Grimsmann i Stanisław Reetz, starszy asystent w tym urzędzie. Żołnierz Wehrmachtu w stalowym hełmie, co było w tamtych dniach znamienne, nie miał ochoty tłumaczyć się przed polskim szoferem lub kimś takim ze spowodowanego wypadku i pojechał dalej. Ale stresowe hormony zdecydowały - "walcz i dogoń go". Ambulans nie był aż tak uszkodzony, by nie mógł jechać, więc zaczęła się polsko-niemiecka pogoń. Ojciec dogonił samochód uciekającego żołnierza na wysokości dzisiejszej Opery Bałtyckiej we Wrzeszczu. Tam zajechał mu drogę i zatrzymał. Żołnierza udało się wylegitymować, spisać dane personalne i numer rejestracyjny samochodu WR - (Wehrmacht).

Po tym niespodziewanym małym sukcesie o znaczeniu symbolicznym Franek mógł pojechać, odprężony, do dyrekcji pocztowego urzędu Gdańsk 1. Tam zaraz posypały się gratulacje uznania dzielności i odwagi, bo w tym napiętym okresie obie, wrogie sobie, strony oceniały uważnie każdy incydent. Dyrektor zgłosił ten wypadek, z odpowiednim komentarzem politycznym, do Senatu WM Gdańska. Stanowisko zajął też komisarz generalny RP w Gdańsku. Ojciec natychmiast otrzymał awans do wyższej grupy finansowej, ale skorzystał z tego jedynie moralnie, skoro nadeszła wojna.

W ten gorący czas Polacy gdańscy dokonali wielu męskich i dzielnych czynów patriotycznych i honorowych. Opisał je szczegółowo i ze znawstwem osobistego doświadczenia Brunon Zwarra ("Gdańsk 1939. Wspomnienia Polaków - gdańszczan", "Wspomnienia gdańskiego bówki"), a także Zygmunt Warmiński i autorzy piszący o obrońcach Poczty Polskiej.

Książka w rocznicę wybuchu II wojny światowej

Zygfryd Stefan Mielewczyk (1936-2011) był gdańszczaninem z urodzenia, Kaszubą z pochodzenia. Po rodzicach i krewnych odziedziczył bogaty zbiór fotografii, dokumentujących odświętne i codzienne życie rodzinne, zarówno w Wolnym Mieście Gdańsku, jak i na kaszubskiej wsi. Po latach ta kolekcja stała się podstawą wspomnień zatytułowanych "Fotograficzne promieniowanie tła".
Premiera książki, zawierającej unikatowy materiał zdjęciowy, odbędzie się 1 września o godz. 14 w Muzeum Poczty Polskiej (Gdańsk, pl. Obrońców Poczty Polskiej 1/2). Wcześniej, bo o godz. 10, przewidziano okolicznościowe spotkanie członków Polonii z Wolnego Miasta Gdańska przed budynkiem dawnej Victoriaschule przy ul. Kładki, zaś w południe odprawiona zostanie msza św. pod pomnikiem Obrońców Poczty Polskiej.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki