Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Atelier w Sopocie. "Całujcie mnie w odbiornik" - gorzka satyra na PRL i demokrację [RECENZJA]

Jarosław Zalesiński
Satanowskiemu nie udałby się spektakl, gdyby nie miał tak świetnej ekipy
Satanowskiemu nie udałby się spektakl, gdyby nie miał tak świetnej ekipy Wiesław Czerniawski
Przyznaję, że ziewnąłem, kiedy na samym początku przedstawienia "Całujcie mnie w odbiornik" Jerzego Satanowskiego, przygotowanego przez niego w sopockim Teatrze Atelier, na scenę wyszli "chłopcy i dziewczęta" w białych koszulach i dziarskich, czerwonych, niby-zetempowskich krawatach. Ziewnąłem, bo nostalgiczne opowiastki o PRL trochę mi się już przejadły, a koszule, krawaty i do tego licznie porozrzucane na scenie oldskulowe odbiorniki radiowe sugerowały, że czeka nas kolejna tego rodzaju opowiastka. Grubo się jednak pomyliłem.

"Całujcie mnie w odbiornik" to ostra satyra, śmieszno-gorzka historia nie tylko PRL, ale i III RP. Demokracji dostaje się tu zresztą więcej satyrycznych razów, niż Peerelowi, ale nie z racji jakiegoś ukrytego sentymentu, tylko większego dystansu. Co odleglejsze w czasie, boli mniej, co w czasie bliższe - boli czasem tak, że chce się to wykrzyczeć. Ideologia się zmieniła, ale ludzka natura nie zmieniła się nic a nic, co najwyżej głupota ma większe pole do popisu.

Pomysł Satanowskiego na całość jest prosty. Historia rozgrywa się niby to w studiu radiowym, przez które przemaszerowują najpierw kolejne dekady PRL, a potem nasza miła, i podobno całkiem od PRL różna, demokracja. Formuła prosta, a do tego pojemna, bo w studiu radiowym zdarzyć się może wszystko. Można wykonać piosenkę "z epoki", można prowadzić audycje, można nawet po prostu odczytywać spokojnym, lektorskim głosem komunikaty o poziomie wód na Odrze i Wiśle. Kto przeżył PRL, dobrze wie, o co chodzi, kto nie przeżył - i tak mógł się pośmiać.

Przyznajmy, nie każdy ze skeczy i nie każda z dykteryjek "Pocałujcie mnie w odbiornik" wypada tak samo śmiesznie. W ogóle zdziwiło mnie, że Jerzy Satanowski, którego zapamiętałem z każdej jego realizacji jako reżysera dbającego o jednolity ton, zdziwiło mnie, że tym razem wypuścił przedstawienie tak chropawe. Piosenka walczy tu o lepsze ze skeczem, gruby żart z tekstem Mrożka czy Pilcha. Spektakl czasem siada, a czasem wznosi się dziesięć pięter w górę.

Skąd to wszystko? Domyślam się, że z emocji. Tych samych emocji, które wyczuwa się już w tytule. Nie wiem, czy słusznie, ale skojarzył mi się on z jednym z najsłynniejszych bon motów Peerelu. Bronisław Pawlik, prowadzący dobranockę z Misiem z Okienka, przekonany, że kamera została już wyłączona, wypiął w jej stronę pacynkę, wiadomo, jaką wsteczną częścią ciała, i powiedział: "a teraz, drogie dzieci, pocałujcie misia w ..." Cytat jest powszechnie znany i do niego właśnie - takie mam podejrzenie - odwołał się Satanowski. Jakby chciał powiedzieć: a ja mam już tego dosyć.

Obraz polskiej rzeczywistości, jaki stopniowo wyłania się z kolejnych skeczy i piosenek, to obraz postępującej głupoty, troglodytyzmu, baranich politycznych głów, produkujących się w "publicystycznych" audycjach, i wywiadów z pożal się Boże celebrytami made in Poland. Śmieszne to niby, ale z czasem robi się coraz głupiej, jest coraz bardziej gorzko w gębie i coraz bardziej ma się ochotę na wewnętrzną emigrację, o której wydaje się opowiadać finałowa piosenka. "A to Polska właśnie, a ja mam już jej dosyć, pocałujcie mnie..." - mówi tym przedstawieniem Satanowski.

Bardzo spodobał mi się ten ton, trafia on w moje odczucia, a bodaj i w pewne odczucie powszechne. Jakość polskiego życia publicznego doskwiera nam już tak, że chce się od tego uciec.

Spektakl, przy gasnących światłach, żegna się z nami narodowym hymnem, śpiewanym przez ś.p. Prezydenta RP, z tekstem "z ziemi polskiej do włoskiej". Szczyt smutnej groteski...

Satanowskiemu nie udałby się taki spektakl, gdyby nie miał tak świetnej, aktorsko-wokalnej, przećwiczonej już przez siebie ekipy, czyli sekstetu Joanna Lewandowska - Zbudniewek, Magdalena Piotrowska, Anna Sroka, Jacek Bończyk, Arkadiusz Brykalski i Jan Janga Tomaszewski. To z nimi zrobił "Tuwima dla dorosłych" i z nimi znowu odniósł sukces.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki