Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Wałęsa o filmie Wajdy, żonie i potencjalnym zwycięstwie partii Jarosława Kaczyńskiego [WYWIAD]

rozm. Barbara Szczepuła
Lech Wałęsa
Lech Wałęsa Grzegorz Mehring/Archiwum
- Nasza miłość była piękna, dopóki żona nie zainteresowała się literaturą. Od tego momentu wszystko się zmieniło całkowicie (...) Sprawy zaszły tak daleko, że wiele się już zrobić nie da (...) Brałem domatorkę, nie pisarkę - mówi były prezydent RP, Lech Wałęsa w rozmowie z Barbarą Szczepułą.

W filmie Wajdy jest taka scena: młody stoczniowiec Wałęsa podpisuje w 1971 roku dokumenty podsunięte przez esbeków. Bolało?
Nie bolało, bo to prawda. Podpisałem, wszyscy podpisywali, nikt nie wiedział wtedy, że nie należy podpisywać. Ale nie było mowy o współpracy. Nawet mi nie zaproponowali. Kim ja wtedy byłem? Dla SB - nikim.

Niepokoił się Pan przed projekcją?
Muszę powiedzieć, że pan Wajda zrobił świetny film. To wielki reżyser, ale nie było mu łatwo, bo Wałęsa wymyka się zaszufladkowaniu. Nikt nie wie, dlaczego to akurat mnie udało się poprowadzić ten zwycięski bój. Jedni mówią: to "Bolek", niemożliwe, by działał sam, musiała mu pomagać bezpieka! Drudzy twierdzą, że Wałęsa to Dyzma, cwaniak i karierowicz, który przypadkiem doszedł do najwyższych stanowisk, a jeszcze inni powiadają: zarozumiały, pewny siebie, butny, nikogo nie słuchał, bufon. Ale nie rozumieją, że tylko pewnością siebie, może nawet bufonadą można było pokonać komunistów.

Wajda pokazał Pana jako bufona?

Wajda przedstawił scysję, jaką miałem z Orianą Fallaci przed wywiadem. Rzeczywiście wychodzę na zarozumialca co się zowie, ale prawda była taka, że gdy pojawiła się Fallaci, miałem na głowie tysiące pilnych spraw, a najważniejszą był strajk w Zielonej czy Jeleniej Górze, miotam się, podpisuję jakieś dokumenty, szykuję się do wyjazdu, bo pali się Polska, a ona wpycha się bez pukania i krzyczy, że muszę ją przyjąć, bo ona rozmawiała z królami i prezydentami i jakąś książkę nawet napisała! Tak mnie rozeźliła, że powiedziałem: ja żadnej książki nie przeczytałem i nie przeczytam także pani książki. Wywiadu nie będzie. Ale nie powiedziałem tego z bufonady, tylko z odpowiedzialności za Polskę.

Powiedział Pan podobno, że też zostanie prezydentem. Ona uznała to nie tylko za bufonadę, ale za aberrację po prostu.

No, widzi pani, nie miała wcale takiego politycznego nosa, jakim się szczyciła. Natomiast podczas tej kłótni z Fallaci dostałem telefon, że w tej Zielonej czy Jeleniej Górze sprawa się rozwiązała i nie muszę jechać. Mówię więc do niej: dobrze, siadamy i rozmawiamy.

Gdyby Pan nie był pewny siebie, nie pociągnąłby Pan za sobą tłumów. Pamiętam, jak podczas sierpniowego strajku stojąc "na bramie" przekonywał Pan, że zwyciężymy. I choć to wyglądało nierealnie, wszyscy Panu wierzyliśmy.
Gdybym był bufonem, robotnicy nie nosiliby mnie na ramionach i do Solidarności nie zapisałoby się dziesięć milionów ludzi! Natomiast nie zawsze miałem czas, by tłumaczyć swoje działania, nie jestem zresztą dyplomatą. Wyczuwam, że pani też się dziwi: dlaczego akurat Wałęsa?

A Pan wie dlaczego?
Przede wszystkim pomagał mi Duch Święty. Poza tym miałem swoje przemyślenia, bo zawsze byłem antykomunistą. Nie miałem przygotowania książkowego, ale praktyczne. Wiedziałem, jak walczyć, byłem - powiem pani szczerze - sprytny. Najlepiej rozszyfrował mnie chyba ten Niemiec, który wydał ostatnio książkę…

Reinhold Vetter - "Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów".

Otóż to. "Przechytrzył" to jest właściwe słowo. Weźmy początek strajku. Ustaliliśmy, że rano przedostanę się do stoczni, a ja się spóźniam. Gdybym się nie spóźnił, mogło nie być strajku i zwycięstwa. Bezpieka, która mnie pilnowała, miała mnie capnąć i zamknąć, zatem musiałem się im urwać. Spóźniłem się, ale przyszedłem w odpowiednim momencie, gdy zgromadzili się już pracownicy i dyrektor. A to niby zatrzymanie strajku przez Walentynowicz i inne kobiety…

A co? Nie zatrzymały strajkujących?
Co mi pani tu opowiada! Gdyby ktoś chciał wyjść, to by wyszedł. Niech mi pani powie: jak przeorientować strajk stoczniowy na regionalny?

Jak?
Tak, jak ja zrobiłem. Sposobem. Niby rozwiązując strajk, bo pomyślałem, że w ten sposób pozbędę się agentów. I rzeczywiście, oni uciekli pierwsi. Gdy wrócili w poniedziałek, usłyszeli ode mnie, że ich miejsca są już zajęte. Nie mogłem zachować się inaczej, bo przecież to, co stoczniowcy chcieli osiągnąć, wywalczyliśmy, więc musieliśmy ogłosić zakończenie strajku i wtedy dopiero ogłosić strajk solidarnościowy. Bez Ducha Świętego nie dalibyśmy rady.

I bez kobiet. Niech Pan im nie odbiera zasług!
Pani też to powtarza, a trzeba wreszcie dojść do prawdy.

To proszę wreszcie powiedzieć, w którym miejscu przeskoczył Pan płot.

Próbowałem w różnych miejscach…

Od Jana z Kolna czy od Wałowej?
Próbowałem to tu, to tam, ale wreszcie udało mi się przejść przez warsztaty szkolne, jakaś furtka tam była, ale zamknięta, dalej - budka, wdrapałem się, skoczyłem… Czy pani myśli, że esbecy to byli debile? Że przywieźliby mnie motorówką na strajk?

Wajda zrobił film o miłości. Odnajduje Pan w nim żonę i siebie sprzed lat?
Nasza miłość była piękna, dopóki żona nie zainteresowała się literaturą. Od tego momentu wszystko się zmieniło całkowicie.

Jarosław, Pana syn, mówi w jednym z wywiadów, że marzy o tym, byście usiedli z żoną i porozmawiali. To niemożliwe?
Sprawy zaszły tak daleko, że wiele się już zrobić nie da. Oczywiście, jesteśmy rozsądni. Żadnych kłótni nie ma. Ale to inny dom. Mnie potrzebna była żona w domu. Brałem domatorkę, nie pisarkę. Nie odpowiada mi publiczne dzielenie się naszym małżeńskim życiem.

A podoba się Panu Agnieszka Grochowska, która gra panią Danutę?
Dobrze gra, przypomina żonę sprzed lat.

A Robert Więckiewicz?
Bufona i zarozumialca gra dobrze, tylko czy taki był Wałęsa?

A czemu żony nie było na pokazie filmu?
Termin ustalono w ostatniej chwili i żona była na wypoczynku.

Andrzej Wajda mówił w wywiadzie, że kiedyś tak dużo było w Panu optymizmu, a teraz ten optymizm gdzieś się ulotnił.

To nie jest taka Polska, jakiej chciałem. Miałem plan rozpisany na dwie kadencje, ale - jak wiadomo - nie wyszło… Zadania nie wykonałem, więc mi się ta Polska nie za bardzo podoba.

A jeśli PiS dojdzie do władzy? Partię Jarosława Kaczyńskiego popiera coraz więcej Polaków.

Zwycięstwo Kaczyńskiego może zakończyć się wojną domową.

Jak Pan uczci rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, dzień Pańskiej chwały?

Nie identyfikuję się z tym, co robi dziś związek, co robią partie. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że teraz są inne wyzwania, więc nie mam pretensji… Ale nie chcę płacić rachunków za to, co jest.

Ale złoży Pan kwiaty pod pomnikiem?
Chyba już ostatni raz.

Sam? A gdzie te tłumy, które wiwatowały wtedy na Pana cześć?
No, widzi pani: Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść.

A co Pan sądzi o oblężeniu Warszawy, które szykuje Solidarność na wrzesień?
Pytanie brzmi: czy jesteśmy za demokracją, a więc za kartką wyborczą, czy za kamieniami? Czy na ulicy chcemy rozwiązywać problemy? Też kiedyś rzucałem kamieniami, ale to były zupełnie inne czasy. Rozumiem, że Duda ma ciężką sytuację, w kapitalizmie ludziom pracy nie żyje się lekko, ale wszystko można rozwiązać przy stole obrad. Nam się w 1980 roku to udało, to i teraz przy dobrej woli mogłoby się udać.

Jeszcze sprawa odszkodowań dla byłych działaczy Solidarności. Jest Pan za?
Oczywiście! To jest niezbędne. Żałuję, że sam nie zdążyłem tego zrobić. Jednak odszkodowania powinny być tylko dla tych, którym się w III RP nie powiodło, nie zrobili karier. Im się należą pieniądze za walkę.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki