Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pitawal Pomorski: Przestępcy wolą wysadzić bankomat niż zrobić napad na bank?

Łukasz Kłos
Paweł Relikowski/Archiwum
Całodobowy monitoring czy pancerne zabezpieczenia nie odstraszają rabusiów. Coraz częściej słyszymy o zuchwałych kradzieżach pieniędzy z bankomatów. W 2010 roku Pomorze było świadkiem prawdziwej serii napadów na bankomaty. Obok Suchego Dębu, na celownikach rabusiów znalazły się też maszyny z Banina czy gdańskiego Przymorza, a do podobnych napadów dochodzi w całym kraju.

Chcieli "łatwego dojścia" do "żywej kasy". Skok na bank był zbyt ryzykowny. Postanowili więc pójść na skróty i... wysadzić bankomat. W kilka chwil trzymali w garści blisko 35 tys. zł, powodując straty na 60 tys. zł. Dwóch z trzech sprawców trafiło już przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Dostali wyroki skazujące. W sprawie trzeciego prokuratura właśnie przygotowała akt oskarżenia. Mężczyzna chce dobrowolnie poddać się karze.

Huk w Suchym Dębie

Na pomysł "bombowego" skoku na kasę wpadł Tomasz M. Zorganizował spotkanie robocze. W Tczewie spotkał się z Romanem S. i Piotrem G. Przekonywał ich, że ma sposób na "żywą gotówkę". Opowiedział im, że ma "opracowany bankomat" w Suchym Dębie. Maszyna należała do miejscowego banku spółdzielczego.

Do akcji miało dojść 7 września 2010 roku. Po godz. 22.00 Piotr G. podjechał po M. autem i zabrał go do Pszczółek. Tam czekał już na nich umówiony Roman S. Trójka kompanów przesiadła się do drugiego auta i skierowała się w stronę Suchego Dębu. W samochodzie mieli całe niezbędne wyposażenie: kominiarki, rękawiczki i - przede wszystkim - butle z wybuchowymi gazami.

Na miejscu zjawili się koło północy. Podzielili role - Tomasz M. stanął na czatach, a G. razem z S. zabrali się za zbrojenie maszyny.

Urządzenie było strzeżone przez system monitoringu, ale przestępcy poradzili sobie z zabezpieczeniami. Jedną kamerę zamalowali sprayem, drugą zasłonili. Całą operację przeprowadzili na tyle sprawnie, że złodzieje dostali się do bankomatu nie od frontu, lecz od strony banku. Do wysadzenia ściany bankomatu użyli gazowej mieszanki tlenu i acetylenu.
Po chwili wieś obudził potężny huk. Wybuch był tak donośny, że przestraszył... samego Tomasza M. Spanikowany, rzucił się do ucieczki. Zdążył tylko wziąć kasetki z łupem.

Krwawy trop

M. chciał jak najszybciej dobiec do miejsca, gdzie mężczyźni zaparkowali wcześniej auto. Przeskakując w jednym miejscu przez płot, rozharatał sobie jednak nogę. Rana zaczęła obficie krwawić. Jak się później okazało, ta okoliczność okazała się bezcenna dla śledczych badających najgłośniejszą kradzież bankowych pieniędzy ostatnich lat na Pomorzu.
Tymczasem Tomasz M. zdołał dostać się w miejsce, gdzie rabusie zaparkowali wcześniej samochód. W aucie czekali już dwaj kompani. Będąc w komplecie, odpalili auto i odjechali.

Jak podała wkrótce policja, w skradzionych kasetkach znajdowało się około 35 tys. zł. Więcej warte było jednak zniszczone urządzenie. Bank oszacował straty wskutek zniszczeń na niemal 60 tys. zł.

Po wszystkim komendant miejscowej policji przyznał, że w przypadku tego konkretnego przestępstwa można było mówić o prawdziwym pechu. Zaledwie kilkanaście minut wcześniej obok miejsca zdarzenia przejeżdżał... policyjny patrol.
Policjanci przekonywali jednak, że mają kilka tropów, które mogą prowadzić do sprawców. Rzeczywiście, dwóch rabusiów - Piotra G. oraz Romana S. - wkrótce stanęło przed wymiarem sprawiedliwości. Obaj zostali skazani.

Na udowodnienie Tomaszowi M. udziału w napadzie śledczy potrzebowali więcej czasu.
- Na początku Tomasz M. kwestionował swój udział w przestępstwie. Zmienił zdanie po tym, jak przedstawiliśmy, jakimi dowodami dysponujemy - mówi jeden ze śledczych.

Prokuratura zgromadziła w tej sprawie nie tylko rutynowy materiał dowodowy, jak np. próbki substancji użytej do wysadzenia bankomatu, ale też sięgnęła po ekspertyzę... genetyczną. Chodziło o potwierdzenie, czy krew zabezpieczona na ogrodzeniu pochodziła z rany Tomasza M.

Samoukaranie

Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku właśnie skierowała akt oskarżenia przeciwko niemu. Oskarżony zawnioskował o wymierzenie kary bez procesu sądowego.
- W uzgodnieniu z prokuratorem zaproponował karę dwóch lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności oraz 7,5 tysiąca złotych grzywny - informuje prok. Mariusz Marciniak, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. - Dodatkowo wniosek przewiduje naprawienie szkody w wysokości 1/3 łącznych strat poniesionych przez bank, to jest około 30 tysięcy złotych.

"Moda" na bankomaty

Tymczasem śledczy przyznają, że przestępcy coraz częściej , zamiast napadów na banki, decydują się na wysadzenie bankomatów. Powodów jest kilka.
- Klasyczny rozbój w banku jest relatywnie bardziej niebezpieczny. Zawsze to konfrontacja z żywym człowiekiem - tłumaczy jeden z oficerów policji. - Jak nerwy puszczą, a pistolet nie będzie atrapą, to o tragedię łatwo. I sankcja za popełniony czyn od razu szybuje w górę.

Na to nakłada się polityka banków, które ze względu na bezpieczeństwo coraz mniej pieniędzy trzymają w placówkach finansowych.
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki