Dlaczego w ogóle mieszkańcy Lwowa czy Grodna mieliby przyjeżdżać nad polskie morze, bądź co bądź zimne, skoro mogą bez żadnych wiz pojechać na gorący Krym czy do Odessy? Rzecz w tym, że Morze Czarne Ukraińcom i Białorusinom się po prostu znudziło: ile można jeździć w te same miejsca, objechane wzdłuż i wszerz jeszcze w czasach sowieckich.
Ukraińcom opatrzyły się również inne popularne kierunki. Niemal każdy wypoczywał już w Bułgarii i Turcji, które jako pierwsze stały się alternatywą dla coraz droższego Krymu. Później, w połowie lat 90., coraz bardziej popularne stały się kierunki egzotyczne: Egipt, Tunezja, Izrael, a w ostatnich latach także Tajlandia.
Po tej fali zachłyśnięcia się egzotyką Ukraińcy zaczynają teraz na nowo odkrywać to, co bliskie, czyli Polskę, Słowację, Czechy i Węgry. Szczególnie pociągająca jest nieznana jeszcze tak dobrze i czekająca na odkrycie Polska północna, z fascynującymi i tak odmiennymi od Lwowa Gdańskiem, Malborkiem, Mazurami czy Mierzeją Helską.
W dodatku Gdańsk wywołuje u naszych wschodnich sąsiadów bardzo pozytywne i intensywne skojarzenia: hanzeatyckie tradycje, Westerplatte i ciekawa historia Wolnego Miasta Gdańska, Wałęsa i Solidarność. A do tego legendarny wręcz Sopot. Tutejszy festiwal był kultowym wydarzeniem dla mieszkańców całego ZSRR.
Skoro jest tak pięknie, to w czym problem, dlaczego Ukraińcy do nas tłumnie nie przyjeżdżają? Otóż na przeszkodzie stoją absurdalne wręcz problemy z uzyskaniem wizy w polskich konsulatach na Ukrainie i Białorusi. Teoretycznie polskie MSZ deklaruje, że jest otwarte na gości ze Wschodu i że wizę dostanie praktycznie każdy, kto o nią poprosi.
I to prawda, tylko... od kilkunastu miesięcy nie ma fizycznej możliwości, by zwykły Ukrainiec czy Białorusin w ogóle dostał się do polskiego konsulatu. W tym celu trzeba się zapisać na termin w administrowanym przez MSZ systemie e-konsulat, który jest jednak całkowicie za-blokowany przez hakerów. Wszystko za sprawą pośredników wizowych, którzy za miejsce w systemie życzą sobie 300-400 euro (plus oficjalna opłata za wizę: 35-60 euro). MSZ rozkłada ręce: wiemy o problemie, ale nic z tym nie możemy zrobić.
Tymczasem rozwiązanie jest dziecinnie proste. Kolejki po wizę tworzą się dlatego, że osoby stale jeżdżące do Polski, zamiast dostać raz, a dobrze, wizę pięcioletnią, otrzymują tylko wizy krótkoterminowe - na miesiąc, rok. Po tym okresie muszą się ponownie starać o nową wizę, co sztucznie generuje kolejki. MSZ w ten sposób nabija sobie statystyki i chwali się, że Polska wydaje najwięcej wiz w Europie.
Może ma to jakieś znaczenie propagandowe i jest argumentem w negocjacjach Polski z unijnymi partnerami, ale tak naprawdę jest to po prostu kompromitacja naszego kraju. I pora najwyższa to zmienić - nie tylko z myślą o komforcie obywateli sąsiednich krajów, ale w naszym ekonomicznym interesie. Goście ze Wschodu naprawdę potrafią zostawić u nas sporo pieniędzy, a w czasach kryzysu i dziury budżetowej warto o tych turystów zawalczyć.
Autor jest dziennikarzem kijowskiego tygodnika "Dzerkało Tyżnia" i redaktorem portalu o Europie Środkowej porteuropa.eu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?