Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prostytutka z Gdyni zarażała klientów HIV. Prostytycja powina być legalna? ROZMOWA Z WENEROLOGIEM

rozm. Dorota Abramowicz
Prostytutka z Gdyni o pseudonimie "Analna Malinka" zarażała wirusem HIV swoich klientów
Prostytutka z Gdyni o pseudonimie "Analna Malinka" zarażała wirusem HIV swoich klientów Maciej Kulczyński/zdjęcia ilustracyjne
Dla dobra i bezpieczeństwa wszystkich prostytucja powinna być w Polsce oficjalnie uznana - mówi dr Ewa Zarazińska, lekarz wenerolog, w rozmowie z Dorotą Abramowicz.

Gdyńska prostytutka o pseudonimie "Analna Malinka" mogła nawet przez pięć lat świadomie zarażać klientów wirusem HIV. Zatrzymana przez policję i wypuszczona przez sąd, prawdopodobnie nadal świadczy seksualne usługi. Dziwi to Panią?
W Polsce karane jest pośrednictwo, czyli stręczycielstwo, a nie uprawianie prostytucji zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn. Tak naprawdę nikt od 1991 roku - z medycznego punktu widzenia - instytucjonalnie nie zajmuje się środowiskiem tak zwanego seksbiznesu. Nie dziwi mnie więc, że pojawiają się i takie informacje.

Wcześniej było inaczej?
Pracując w, nieistniejącej już, Wojewódzkiej Przychodni Skórno-Wenerologicznej w Gdańsku, od 1986 roku zajmowałam się pacjentami z HIV/AIDS oraz innymi chorobami, przenoszonymi drogą płciową. Do 1991 roku osoby pracujące w seksbiznesie przywożone były do nas przez milicję i badały się w przychodni dobrowolnie lub pod przymusem. Pozwalało to na szybkie wykrycie choroby i podjęcie leczenia.

Dlaczego zrezygnowano z tej formy kontroli zdrowotnej?
Katalizatorem zmian był między innymi proces wytoczony policji przez pewną prostytutkę, która zakwestionowała przymusowe badania, jako naruszające jej prawa obywatelskie. Sąd przychylił się do tej argumentacji, kobieta wygrała i dziś obowiązuje w tej kwestii pełna dobrowolność.

Jakie są skutki?

Niestety, marne. W latach 2003-2012, gdy koordynowałam Pomorski Program Profilaktyki HIV/AIDS, do gdańskiego punktu wykonującego testy w kierunku HIV zgłaszały się jedna, góra dwie prostytutki rocznie.

Na całe województwo?
Tak. To jest absolutna czarna dziura.

I nie było żadnych dodatkowych badań tego środowiska?
Ostatnie takie działania, z udziałem streetworkerów z organizacji TADA, przeprowadzano w latach 1997-2000. Wolontariusze odwiedzali agencje towarzyskie, domowe i tak zwane pigalaki, namawiając do poddania się testom. Potem jeszcze z profesorem Zbigniewem Izdebskim w grudniu 2002 roku uczestniczyliśmy w badaniach "Zachowania seksualne i wiedza na temat HIV/AIDS w grupie kobiet świadczących usługi seksualne", wykonywanych dla Krajowego Centrum ds. AIDS. Wywiady prowadzone były w 13 dużych miastach Polski. Przebadano 400 osób, HIV wykryto u dziewięciu. W Trójmieście ankiety wypełniło i dobrowolnie się przebadało około 40 prostytutek. U żadnej z nich nie wykryto wirusa HIV, dwie chorowały na kiłę. Nawiasem mówiąc, rezygnacja pracowników seksbiznesu z regularnej kontroli zdrowotnej powoduje także wzrost zachorowań na inne choroby przenoszone drogą płciową.

Używanie prezerwatyw nie ograniczało ryzyka?
Prezerwatywa ciągle niesłusznie uznawana jest za środek antykoncepcyjny, a nie za ochronę przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. Z ogólnopolskiego raportu wynikało, że przed 10 laty co trzecia prostytutka nie stosowała żadnych metod antykoncepcyjnych, w tym prezerwatyw.

A jak jest dzisiaj?
Nikt tego nie wie.

Może osoby świadczące usługi seksualne badają się poza oficjalnymi punktami diagnostyczno-konsultacyjnymi? Testy, oferowane w internecie i wysyłane pod wskazany adres na prywatne zamówienie, kosztują około 80 złotych...
Nie można tego wykluczyć, chociaż prostytutki są raczej oszczędne. Punkty diagnostyczno-konsultacyjne wykonują badania bezpłatnie i anonimowo, ale w laboratoriach, gdzie robi się testy za pieniądze, za pierwszy test trzeba zapłacić około 30 złotych, ale za test potwierdzający pięć razy tyle. Dla wielu to już duża kwota. Poza tym wiedza o zakażeniu może przeszkodzić w dalszej pracy. Część kobiet ma opiekunów, którzy na wieść o nosicielstwie wirusa mogą je z agencji wyrzucić. Zresztą specjaliści zajmujący się problematyką HIV/AIDS nie zalecają prywatnych badań. Osoba, u której test wykaże wynik dodatni, nie powinna pozostać z tą informacją sama. Punkty diagnostyczno-konsultacyjne zapewniają w takim przypadku opiekę psychologiczną.

Są jeszcze prywatni lekarze, angażowani przez "pracodawców"...
Z moich doświadczeń z lat 1997-2000 wynika, że w tamtym czasie część właścicieli agencji towarzyskich rzeczywiście mówiła o "własnych" lekarzach.

Byli wśród nich wenerolodzy?
Nie, raczej przedstawiciele innych, nierzadko bardzo odległych od tej dziedziny specjalizacji.

Cały czas rozmawiamy o historii. Osoby, które brały udział w ankietach przed kilkunastoma laty, pewnie już nie pracują "w biznesie". Niewykluczone, że młodsze pokolenie prostytutek częściej używa prezerwatyw...
Z mojej wiedzy wynika, że w kontaktach płciowych dominuje dziś seks oralny, a ci, którzy z niego korzystają, nie stosują żadnych zabezpieczeń. Tymczasem przez kontakt z błoną śluzową ust można się zarazić nie tylko HIV, ale także kiłą, infekcjami bakteryjnymi, wirusowymi, w tym opryszczką i brodawczakiem ludzkim, a także grzybiczymi, na przykład drożdżycą. Przyjmuję wielu takich pacjentów, w różnym wieku. Kiedy pytam, czy uprawiali seks oralny, najpierw się czerwienią, a potem przytakują.

Znany aktor Michael Douglas przyznał niedawno, że raka krtani wywołał u niego wirus HPV, którego się nabawił podczas seksu oralnego. Po tej informacji chyba nieco wzrosła świadomość ryzyka?
W pewnej mierze, tak. Wśród moich pacjentów byli dwaj panowie, którzy po wystąpieniu Douglasa skojarzyli pojawienie się kłykcin kończystych, zwanych także brodawkami płciowymi, akurat z tą formą uprawiania seksu. Jednak tak naprawdę świadomość społeczeństwa jest bardzo niska. Najbardziej niebezpieczne jest to, że zagrożenie dotyka nie tylko kobiet i mężczyzn pracujących w seksbiznesie oraz ich klientów, ale także nieświadomych małżonków i ich partnerów. Niektóre badania dowodzą nawet, że około 30 procent zakażonych Polaków żyje w nieświadomości, że jest nosicielem wirusa. Wśród nich mogą być także partnerzy klientów takiej pani jak ta z Gdyni. Praktycznie każda osoba przy zmianie partnera seksualnego powinna wykonać test, nie tylko dla swojego bezpieczeństwa. Tymczasem popularność punktów diagnostyczno-konsultacyjnych jest niewielka. W Gdańsku w ubiegłym roku wykonano zaledwie 1800 badań na obecność wirusa HIV.

Unia Europejska kazała ostatnio Polsce policzyć prostytutki. Już słychać protesty polityków, że to niepotrzebne wydawanie pieniędzy.
Nie można zamykać oczu na coś, co istnieje. Uważam, że w trosce o zdrowie kobiet pracujących jako prostytutki, ich klientów i ich rodzin należy wreszcie uporządkować ten problem. Powinniśmy wiedzieć, ile osób pracuje w tej branży i czy są to ludzie zdrowi, niezagrażający innym. Prostytucja powinna zostać oficjalnie uznana w Polsce, a osoby świadczące usługi seksualne powinny mieć dostęp do regularnych badań i obowiązek ich regularnego wykonywania.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki