Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odrobili pracy domowej?

Janusz Woźniak
Nie takiego debiutu w Arce spodziewał się Maciej Scherfchen (z lewej)
Nie takiego debiutu w Arce spodziewał się Maciej Scherfchen (z lewej) Tomasz Bołt
Wiosenna premiera piłkarskiej ekstraklasy w Gdyni rozczarowała kibiców Arki. Żółto-niebiescy przegrali z jednym z kandydatów do spadku Piastem Gliwice 0:1 i sami niebezpiecznie zbliżyli się do grupy drużyn zagrożonych opuszczeniem krajowej elity.

Nikt w Gdyni nie spodziewał się łatwego meczu, ale też w ciemno obstawiano zwycięstwo żółto-niebieskich. Tym bardziej, że przecież jesienią gdynianie pokonali Piasta na wyjeździe 2:1. Wówczas dwie bramki zdobył dla Arki grający w ataku Zbigniew Zakrzewski. W niedzielę jednak "Zaki" zagrał na prawej pomocy i kto wie, czy nie był to błąd trenera Czesława Michniewicza, bo pomocnik Zakrzewski niczym nie zachwycił, a więcej pożytku z tego piłkarza byłoby chyba w polu karnym, w pobliżu bramki Piasta.

Wczorajszy mecz zaczął się od groźnej akcji gości. Sebastian Olszar zagrał do Marcina Bajarskiego, ale strzał tego drugiego z około 18 metrów bardzo efektownie obronił Norbert Witkowski.

Gospodarze zrewanżowali się groźną akcją w 6. minucie. Błażej Telichowski strzelił bardzo mocno z 25 metrów, bramkarz Piasta Grzegorz Kasprzik odbił piłkę przed siebie, ale z dobitką nie zdążył Przemysław Trytko.

Tymczasem na trybunach kibice rozpoczęli śpiewać "My chcemy gola, Areczko my chcemy gola...". I Arka rzeczywiście atakowała. W pobliżu pola karnego gości robiło się gorąco, ale strzały - głównie z dystansu - umiejętnie blokowali zawodnicy Piasta. Kibiców ożywiła wyraźnie akcja Zakrzewskiego w 36. minucie, ale po dobrej interwencji Kasprzika skończyło się tylko na rzucie rożnym.

Trener Michniewicz co chwilę przecierał za linią boczną okulary, jakby nie wierzył w to co widzi i dziwił się, że mimo przewagi jego piłkarze nie potrafią oni skierować piłki do siatki. Nie wiedział też, że to najgorsze miało jednak dopiero nadejść...

W 54. minucie Tomasz Podgórski wkręcił w murawę Marcina Pietronia i dośrodkował po ziemi w pole karne gdynian. Obrońcy Arki bezradnie patrzyli jak na linii pola bramkowego ( 5,5 metra od bramki) dokłada nogę do piłki Marcin Bojarski, aby za chwilę cieszyć się ze zdobytego gola. To była szósta bramka stracona przez Arkę tej wiosny i szósta w ten sam sposób. Widać zawodnicy Michniewicza nie odrobili pracy domowej pod tytułem "jak uniknąć błędów w grze obronnej". Szkoda, bo w piątkowym wydaniu naszej gazety dostarczyliśmy im nawet pomoce naukowe, rozrysowując sytuacje w których tracili pięć poprzednich goli.

Mleko rozlało się jednak po raz szósty, ale żółto-niebiescy mieli jeszcze ponad pół godziny, aby odwrócić losy meczu. Trener Michniewicz zareagował natychmiast, dokonując trzech zmian. Na boisku w roli ratowników pojawili się Luben Lubenow, Marcin Wachowicz i Bartosz Karwan. Arka rozpoczęła szturm na bramkę Piasta. W 61. minucie Lubenow dobrym podaniem uruchomił Wachowicza, ten strzelił, Kasprzik odbił piłkę, ale instynktu strzeleckiego zabrakło Damianowi Nawrocikowi, który do odbitej futbolówki ruszył stanowczo za późno. Jeszcze lepszą sytuację miał w 66. minucie Karwan. Po dośrodkowaniu Wachowicza strzelał z pięciu metrów, ale... pięć metrów nad poprzeczką gliwickiej bramki. Czas uciekał, akcje gdynian były coraz bardziej nerwowe, a wynik nie uległ zmianie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki