Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gmina Sławno: Jak wójt walczy z wsią, a wieś z wójtem, czyli o konflikcie ws. szkoły w Dąbkach

Tomasz Turczyn
W ocenie wójta gminy Sławno, Franciszka Kupracza (po lewej) troska o jedną szkołę musi niestety ustąpić trosce o całą gminną oświatę. I nie rozumie, że inni tego nie rozumieją
W ocenie wójta gminy Sławno, Franciszka Kupracza (po lewej) troska o jedną szkołę musi niestety ustąpić trosce o całą gminną oświatę. I nie rozumie, że inni tego nie rozumieją Ryszard Pietrasz
On podjął decyzję, oni w proteście podjęli głodówkę. Wszyscy włączyli do walki prawników i urzędników. Przeczytajcie o tym, jak walka o wiejską szkołę uczyniła wieś Dąbki znaną w całej Polsce.

Ręce precz od szkoły w Dąbkach - wykrzykiwali ludzie na drodze w Karwicach, kilka kilometrów od Sławna. Protest rozpoczął się o 7 rano, a ruch na krajówce był duży, tak jak emocje kierowców, stojących w kilkukilometrowym korku. Demonstranci mieli ulotki i transparenty - na jednym z nich był napis: "Tu nie Afryka, tu się szkół nie zamyka".

To był tylko wstęp do wojny o szkołę. Dzień później wydarzenia przybrały bardziej dynamiczny obrót. Miejscem akcji była sala konferencyjna darłowskiego Urzędu Gminy, a jej tematem - uchwała o likwidacji podstawówki i gimnazjum w Dąbkach, czyli zespołu szkół, gdzie uczy się 236 uczniów. I już samo rozpoczęcie obrad zwiastowało emocje, bo do stołu prezydialnego przykuły się łańcuchem trzy kobiety: Agnieszka Czupajło, Justyna Bindas i Bogumiła Górska, które w ten sposób chciały powstrzymać radnych przed uchwaleniem likwidacji. Nie udało się, więc kobiety, wspierane przez Komitet Protestacyjny broniący szkoły publicznej, rozpoczęły głodówkę. Trwała ona 22 dni.

Taki był początek awantury, słynnej na całą Polskę. W rolach głównych - obok głodujących kobiet - występuje wójt - Franciszek Kupracz oraz sołtys Dąbek - Jan Górski, w epizodzie - wojewoda zachodniopomorski Marcin Zydorowicz.

Panie miały jak w raju. Za 23 tysiące złotych

- Podjęłyśmy głodówkę dla dzieci, które uczą się w szkole w Dąbkach - mówi Agnieszka Czupajło. Ona tam też posyła dziecko.
- Jaka to była głodówka? - pyta Franciszek Kupracz. - To była zabawa, a nie protest. Panie leżały na wygodnych łóżkach, miały soczki, jogurty. Nawet fryzjera do czesania zamawiały! Od siebie wysłałem im pizzę, aby miały siłę na protestowanie.
Kobiety nie doceniły gestu wójta, ostro go skrytykowały, a pizzę odesłały. Głodówkę przerwano m.in. po apelu biskupa Edwarda Dajczaka. Wtedy batalia o szkołę weszła, jak mówi Jan Górski - na ścieżkę prawną. Bo gdy protest się skończył, sołtys Jan Górski otrzymał fakturę z Urzędu Gminy Darłowo. Za "zabezpieczenie nadzoru protestu kobiet".
- Z ubolewaniem przyjąłem dokument, świadczący o dużej nierozwadze aparatu urzędniczego gminy Darłowo - komentuje. - To karygodne, by referent księgowości, wystawiająca i podpisująca fakturę VAT z polecenia wójta, była wikłana w podłą akcję odwetową swojego szefa.

Zdaniem wójta Kupracza to żadna akcja odwetowa. - Podczas obrad Rady Gminy pan Górski ogłosił protest i kazał wójtowi podjąć czynności z tym związane. Pytałem go, jakie czynności? Bo przy proteście głodowym trzeba zapewnić opiekę lekarską. On powiedział, że będą ją mieć we własnym zakresie. Ale prosił o umożliwienie zajęcia sali konferencyjnej. Z naszej strony dbaliśmy o panie, jak należy. Miały tu jak w raju.

Sołtys nie zamierza płacić, bo nie zamawiał w gminie "zabezpieczenia nadzoru protestu kobiet". Taką odpowiedź sporządził na piśmie i wysłał do Urzędu Gminy. Jest o co walczyć, bo wójt usługę wyliczył na prawie 23 tysiące złotych.

Kupracz, pytany o to, czy gmina miała prawo wystawić fakturę, zapewnia, że powstała ona na życzenie sołtysa. I dodaje, że gmina ją wycofa, ale i tak upomni się o pieniądze, wdrażając procedurę administracyjną. Bo w końcu samorząd poniósł koszty, np. kierując po godzinach pracowników do zabezpieczenia pobytu pań w sali konferencyjnej.
- Jeśli to nie poskutkuje, to spotkamy się w sądzie - kwituje Kupracz. I przypomina, że radni większością głosów odrzucili uchwałę, w której to podatnicy mieliby zapłacić za protest.

- Absurd - kwituje działania wójta mec. Adam Car z sopockiej kancelarii adwokackiej. - Nie można wystawić faktury bez pokrycia. Co więcej faktura wynika z jakiejś umowy, a tu o żadnej umowie nie może być mowy. Jeżeli wójt czuje, że poniósł szkodę, to może spróbować pozwać na drodze cywilnej uczestników protestu, ale kierowanie roszczeń wyłącznie do sołtysa jest absurdalne.

Na bezpodstawny charakter roszczenia wójta wskazuje z kolei mec. Łukasz Isenko, gdański adwokat: - Wystawienie faktury sołtysowi jest pozbawione nie tylko jakiejkolwiek podstawy prawnej, ale i faktycznej. Trzeba pamiętać, że na organach gminy ciąży obowiązek zapewnienie bezpieczeństwa w miejscach użyteczności publicznej. Siedziba władz gminy to miejsce użyteczności publicznej, dlatego wychodzenie z założenia, że ktoś ma teraz płacić za zabezpieczenie budynku, jest błędne.

Pojawiają się pieniądze

W ocenie wójta troska o jedną szkołę w Dąbkach musi niestety ustąpić trosce o całą gminną oświatę. I wyjaśnia, że gmina musi racjonalizować koszty swojego szkolnictwa, bo te są zbyt duże.
- Do rządowej subwencji oświatowej dopłacamy około trzy miliony złotych rocznie - wylicza. - Chcieliśmy rozwiązać szkołę w Dąbkach i w jej miejsce utworzyć społeczną, która jest tańsza dla samorządu. Publiczna to koszt około 2,2 mln zł rocznie, a społeczna do 1,5 mln zł. Tak więc od samego początku nie było mowy o tym, że szkoła w Dąbkach zniknie.

Jednak, jak skarżyły się matki dąbkowskich uczniów - nagle, po głodówce - okazało się, że nawet gimbusom nie opłaca się jeździć po dzieci. Teraz sami z różnych wsi muszą je dowozić do szkoły.
Bartosz Olczykowski, przewodniczący Komitetu Protestującego, mówi, że nie dowierza wójtowi.
- Kilka lat temu chciano budynek szkoły z terenem sprzedać. Był kupiec, który chciał tam postawić pensjonat wczasowy, bo to jest blisko morza - przypomina.

Wojewoda uchyla, ale nie wszystko

Koniec głodówki nie zakończył sprawy, bo na scenie pojawił się wojewoda zachodniopomorski Maciej Zydorowicz. Uchylił dwie z uchwał podjętych przez Radę Gminy - o likwidacji zarówno podstawówki, jak i gimnazjum - i jeszcze bardziej skomplikował gminną sytuację, bo nie uchylił uchwały o rozwiązaniu Zespołu Szkół. W ten sposób - zamiast, jak planował wójt, ograniczyć gminne wydatki na szkoły - zwiększy się je, bo każda ze szkół w Dąbkach będzie miała osobną dyrekcję i administrację.

Można zaskarżyć, to skarżą

Część radnych dostrzegła paradoks i chciała anulować pozostawioną uchwałę, nie zgodzili się na to pozostali.
- Rada Gminy nie jest chorągiewką, która powiewa w różne strony - wyjaśniła jedna z radnych. I na dowód swojej stanowczości i stałości w poglądach rada zadecydowała, że zaskarży decyzję wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Co prawda niektórzy przestrzegali, że wojna z wojewodą nic dobrego nie da, ale większość stwierdziła - że skoro prawo pozwala zaskarżyć decyzję, to należy tak zrobić.

Tak uznał m.in. radny Jerzy Krzyżanowski, któremu też od razu obrońcy szkoły publicznej wytknęli, że mówi tak, bo jego żona jest zatrudniona w Urzędzie Gminy. Krzyżanowski odpierał, że od niedawna i tylko na miesiąc, a podania o pracę składała od czterech lat, więc nie można mówić o faworyzowaniu jej przez wójta. Innemu radnemu, który też poparł likwidację szkoły w Dąbkach, wytknięto, że jego żona jest dyrektorem innej szkoły - społecznej, ale podlegającej gminie. Dopatrywano się w tym nawet konfliktu interesów i domagano się jego rezygnacji z głosowania, jednak radny się nie ugiął i zagłosował za likwidacją szkoły w Dąbkach.

Druga strona też nie próżnowała - w trakcie głodówki pań z Dąbek na stronie internetowej Urzędu Gminy pojawiały się pisma sygnowane podpisem wójta. Jedno z nich zawierało szczegóły z ich prywatnego życia.
Sołtys Dąbek ocenił, że doszło do naruszenia dóbr osobistych i wezwał pisemnie do zdjęcia z urzędowej strony internetowej tych treści.
- Wójt posłuchał mojego wezwania pod naciskiem dziennikarzy - mówi Górski. - Z naszej strony mamy wszystkie pisma pana wójta zarchiwizowane i zajmuje się nimi kancelaria prawna, którą wynajęliśmy.

Wójt nie obawia się prawników, wie za to, co kieruje sołtysem - i na pewno, jego zdaniem, nie jest to troska o szkołę.
- Pan Górski przerżnął w ostatnich wyborach samorządowych walkę o fotel wójta ze mną i nie może się z tym pogodzić - wyjaśnia.

Pojawiają się prawnicy

Prokuratura Rejonowa w Sławnie rozpatrzyła w międzyczasie zawiadomienie dotyczące podejrzenia przekroczenia uprawnień przez wójta i Radę Gminy przy podejmowaniu uchwał dotyczących likwidacji szkoły i rozwiązania Zespołu Szkół w Dąbkach. Zawiadomienie pochodziło od Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, ale teraz musi rozpatrzyć dwa kolejne zawiadomienia, o podobnej treści - znowu od ZNP i od jednej z radnych Sejmiku. Prokuratura zapowiada, że zweryfikuje, czy pojawiły się nowe okoliczności w sprawie.

Do wojewody Macieja Zydorowicza napisała z kolei Solidarność, krytycznie oceniając działania wójta i Rady Gminy. Związkowcy piszą, że jeśli władze gminy nie zaprzestaną naruszania prawa, to należy odwołać wójta i zawiesić Radę Gminy, a w ich miejsce ustanowić zarząd komisaryczny.
- Przesłanką ich zastosowania jest naruszanie prawa przez organy gminy - mówi Piotr Pieleszek z biura prasowego wojewody. - Nie chodzi tu jednak o naruszenie jednostkowe, a o generalny brak respektowania porządku prawnego przez wójta i radę gminy.

Uspokaja jednocześnie, że na razie nie ma podstaw prawnych do skorzystania wobec Rady Gminy Darłowo oraz wójta z nadzwyczajnych środków nadzoru.
- Ale monitorujemy sytuację w gminie Darłowo i czynności podejmowane przez jej organy - ostrzega.
Wójt Kupracz mówi, że rozmawiał z wojewodą i wie, że gmina funkcjonuje zgodnie z literą prawa.
- A samorząd ma prawo odwołać się do sądu administracyjnego od rozstrzygnięcia wojewody - ripostuje. - Odpowiednie pismo w sprawie dotyczącej dwóch uchwał zostało już wysłane.

Zawieszona za wiece

Gdzieś w tle tych zawiadomień i ostrzeżeń pojawia się jeszcze sprawa dyrektorki feralnego Zespołu Szkół. Wiesława Grabińska, po wkroczeniu na scenę wojewody, została przez wójta zawieszona w obowiązkach. Powód - ma bałagan w dokumentacji szkoły, bo nie podała wszystkich nazwisk rodziców dzieci, które się w niej uczą. Czyli - według wójta - dlatego nie wszyscy rodzice zostali powiadomieni o zamiarze likwidacji szkoły i to przez nią wojewoda wkroczył do akcji.
Grabińska odpierała, że nie będzie detektywem, który bada prywatne życie rodziców uczniów i sprawdza, gdzie mieszkają.
Komisja Dyscyplinarna dla Nauczycieli przy wojewodzie oceniła, że nie było podstaw prawnych, aby zawiesić Grabińską i od ręki przywróciła ją do pracy.

Wójt Kupracz stwierdza, że sam wcześniej wydał decyzję, która przywracała ją na stanowisko. - Czasowe zawieszenie było też za to, że pani dyrektor dopuściła, aby szkoła stała się miejscem wieców politycznych. Wjeżdżali tam różni ludzie, jak im się podobało - mówi. - A szkoła to miejsce do nauki.

A gdzie wspólne dobro
Co dalej? Nie wiadomo, bo scenariuszy jest kilka - szkoła może funkcjonować osobno jako podstawówka i gimnazjum lub jako zespół szkół. Wójt i wojewoda będą zaskarżali albo uchylali swoje decyzje, związkowcy będą pisali pisma, sąd administracyjny będzie wydawał wyroki.
- W tej sprawie jak w pigułce widać zasady, jakimi rządzi się gminne życie w całej Polsce - ocenia politolog Maciej Zawrocki. - Arogancja i brak chęci kontaktu. Władza coś sobie ustala i przeprowadza to bez jakiejkolwiek próby dyskusji z tymi, których jej decyzje będą dotyczyć. Może nawet ma rację, ale robi to w taki sposób, że ludzie czują się zagrożeni i skrzywdzeni. Nie wierzą, że można coś robić dla wspólnego dobra, doszukują się w decyzjach urzędników osobistych korzyści.

Zawrocki najchętniej posłałby wszystkich urzędników na szkolenia z zakresu komunikowania się. - Mieliby mniej sytuacji konfliktowych, gdyby najpierw rozmawiali z ludźmi, a dopiero potem podejmowali decyzje dotyczące ich życia.
Wojciech Wiśniowski, starosta sławieński ocenia, że szkoda, że sprawa szkoły w Dąbkach nabrała tak ostrego wydźwięku.
- Obie strony przesadzały - mówi Wiśniowski, potwierdzając opinię Zawrockiego. - Powinni zacząć rozmawiać, znaleźć kompromis dobry dla szkoły i wygasić konflikt. Nie zapominajmy, że tam się uczą dzieci i to ich dobro jest najważniejsze.
A dzieci czekają na wakacje. Na razie wszystko im jedno, gdzie po nich wrócą.
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki