Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes Atomu Trefla Sopot Roman Szczepan Kniter: Mniej gwiazd, więcej zespołowości

Rafał Rusiecki
fot. 058 sport.pl
Z Romanem Szczepanem Kniterem, prezesem Atomu Trefla Sopot, rozmawia Rafał Rusiecki.

Śledztwo CBA w sprawie byłych umów sponsorskich pomiędzy Polską Grupą Energetyczną a Atomem Treflem Sopot może wpłynąć na dalsze funkcjonowanie klubu?

- Nie mam żadnej wiedzy na temat tego śledztwa poza informacjami prasowymi także dlatego, że z klubem formalnie jestem związany od kilku miesięcy. Na tyle, na ile ja rozumiem całą tę sytuację, dotyczy ona przestrzegania wewnętrznych procedur u naszego sponsora przed kilku laty. Cała ta sprawa realnie nie wpływa na to, jak my działamy. Polską Grupę Energetyczną interesuje długoterminowa współpraca z nami, bo tylko długoterminowy sponsoring daje wymierne korzyści. Takie założenie obowiązywało od samego początku współpracy z nami i obowiązuje także teraz. Dlatego mogę zapewnić, że od początku tej współpracy w pełni wywiązujemy się z zapisów umów sponsorskich, realizując każdy z jej zapisów, a skutki tych działań są widoczne na boisku i w regionie. Niezależnie od tego, o jakich wydarzeniach informują media, my wciąż wykonujemy pracę najlepiej jak to możliwe i tak, jak oczekuje tego nasz sponsor strategiczny. Nasza sytuacja jest stabilna i nic nie wskazuje na to, by miała się zmienić.

Elektrowni atomowej wciąż nie ma. Dla klubu to chyba dobrze, że ten projekt jest rozciągnięty w czasie. W domyśle PGE będzie dłużej z siatkówką żeńską w Sopocie.

- Bardzo byśmy chcieli, żeby tak było. Jak wspomniałem, Polska Grupa Energetyczna jest naszym strategicznym partnerem nastawionym na współpracę długoterminową. Wierzymy w to, że losy elektrowni atomowej będą pozytywne. Nawet gdyby PGE stwierdziła, że ten projekt w jakimś sensie się zmienia, to my musimy wykonywać naszą pracę tak dobrze, aby nadal chcieli być z nami na Pomorzu. To firma ogólnopolska, największy producent prądu w Polsce, a nie regionalna, która widzi tu swój potencjał rynkowy, czego dowodem jest również fakt sponsorowania stadionu w Gdańsku.

Czy w polskim sporcie tylko spółki Skarbu Państwa są w stanie zapewnić klubom komfort pracy na najwyższym poziomie?

- Niestety, jeszcze na tę chwilę w dużej mierze jest to prawda, ale ta sytuacja będzie się zmieniać, gdy polski kapitał prywatny będzie bardziej stabilny i będzie w stanie przeznaczać większe środki na politykę CSR [budowa strategii uwzględniającej interesy społeczne - przyp. aut.]. Trzeba pamiętać o tym, że niektóre kluczowe gałęzie przemysłu są w rękach Skarbu Państwa. Tak jest chociażby w przypadku energetyki czy w surowcach naturalnych. Tam, gdzie mówimy o profesjonalnym sporcie, potrzebne są rozsądne budżety liczone w milionach, a nie setkach tysięcy złotych. Firm z polskim kapitałem, które są w stanie przeznaczać takie kwoty na politykę CSR, jest niewiele. Oprócz spółek Skarbu Państwa w wielu klubach - jako drugi filar - funkcjonują miasta, które zainwestowały w infrastrukturę sportową i wiedzą, że wielką sztuką jest zbudować piękną halę, ale równie wielkim wyzwaniem wypełnić ją kibicami. W przypadku klubów z rodziny Trefl mamy jeszcze to szczęście, że są z nami takie firmy jak właśnie Trefl SA, ale i wielu innych partnerów prywatnych, którzy również w istotny sposób wspierają działalność naszych drużyn. Bez tych wszystkich pieniędzy rozwój klubów w praktyce byłby niemożliwy.

W ostatnich latach z sytuacją finansową Atomu Trefla było różnie. Jak jest teraz?

- Sytuacja finansowa klubu jest stabilna. Na tę chwilę mamy jeszcze jakieś drobne reperkusje z przeszłości, ale pracujemy tak, aby cały przyszły sezon był całkowicie zrównoważony. Liczę, że z PGE, Grupą Trefl i miastem Sopot będziemy współpracowali długo i stabilnie także w kolejnych latach. Biznes sportowy traktuję jak każdy inny, co oznacza, że wydać możemy tyle, ile zarobiliśmy. Jeśli chcemy podejmować ryzyko, musimy je umieć oszacować i podjąć decyzje akceptowalne w granicach biznesowego ryzyka. Kluczem nie jest strona kosztów, ale pozyskiwanie pieniędzy. Grupie PGE chodzi o to, aby za określone nakłady uzyskać określony poziom świadomości jej marki, pozytywnego wizerunku. Na całym świecie profesjonalny sport jest narzędziem do realizowania tego typu działań.

Czytaj dalszą część wywiadu na kolejnych stronach!

Czyli do tej pory różnie było w klubie z tą oceną ryzyka finansowego?

- Mogę tylko powiedzieć na podstawie skutków, że najprawdopodobniej tak było, ale czy decyzja była niewłaściwa w momencie jej podejmowania, z tym musiałbym się zaznajomić. Historia biznesu jest ważna, ale w tej chwili bardziej istotne jest to, co będzie jutro i pojutrze.

Część kibiców z niezrozumieniem przyjęła decyzję zarządu o nieprzedłużeniu umowy z trenerem Adamem Grabowskim. Jak to było?

- Adam jest dobrym polskim trenerem, który przed sezonem przyszedł do Sopotu jako drugi szkoleniowiec, razem z Jerzym Matlakiem. W połowie sezonu został pierwszym szkoleniowcem i świetnie wykorzystał swoją szansę, za co klub jest mu wdzięczny. Kontrakt obowiązywał do końca sezonu i przyszedł czas podsumowań oraz omówienia długoterminowych planów. Doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy współpracować z Adamem, ale w roli drugiego trenera. Trener nie przyjął tej propozycji, a my to uszanowaliśmy. Życzymy mu, aby jak najlepiej rozwijał karierę.

A czym Pana przekonał w swojej wizji Holender Teun Buijs?

- Rzeczywiście, podpisaliśmy umowę z trenerem Teunem Buijsem, choć po zakończeniu rozgrywek mieliśmy raczej problem eliminowania, niż dzwonienia i proszenia o to, żeby ktoś do nas przyszedł.

To kto chciał pracować z Atomem Treflem?

- Wszyscy wolni na rynku trenerzy w zasadzie zgłosili swój akces, łącznie z czołówką szkoleniowców, którzy pracowali z reprezentacjami Włoch czy Rosji. Nazwisk nie zdradzę, bo byłoby to nie fair. Rozmawialiśmy, ale nie dopięliśmy kontraktu, więc nie mogę o nich powiedzieć.

Wróćmy więc do trenera Buijsa. Jaką wizję pracy przedstawił?

- Szukaliśmy trenera, który wielokrotnie walczył o najwyższe cele w swoich ligach. W przypadku Holendra są to dwie walki o mistrzostwo i Puchar Niemiec zakończone sukcesami. Z drugiej strony ważne było, aby trener warsztatowo potrafił pracować z młodymi zawodniczkami. W klubie mamy kilka talentów, w które warto inwestować, i chcemy, by takich siatkarek było więcej. Wcześniej sam był zawodnikiem i zajął nawet 5 miejsce ze swoją reprezentacją podczas igrzysk olimpijskich w Seulu. Rozumie więc siatkówkę zarówno od strony trenerskiej, jak i zawodniczej. Zależało nam również na trenerze, który jest nadal głodny dalszych sukcesów i będzie miał bardzo dużą motywację do pracy. Teun Buijs te kryteria spełnia. Osiągnął dużo w Holandii oraz Niemczech i nadal chce zwyciężać w europejskich pucharach. Polska liga jest mocniejsza od niemieckiej, bo generalnie budżety klubowe są wyższe. Liczę również na wymianę doświadczeń funkcjonowania klubu na płaszczyźnie sportowej i organizacyjnej. Jesteśmy młodym klubem i każda szansa na poszerzenie wiedzy i doskonalenie powinna być przez nas wykorzystana.

Czytaj dalszą część wywiadu na kolejnych stronach!

Kto jeszcze pojawi się w Atomie Treflu?

- Nową zawodniczką jest atakująca Judith Pietersen, która dwa ostatnie sezony spędziła w Dreźnie. To Holenderka, która uważana jest za talent formatu Manon Flier. Trener Buijs zna tę zawodniczkę, ale z nią bezpośrednio nie pracował. Zauważył ją jednak i stwierdził, że to perspektywiczna siatkarka. Trwają rozmowy z kilkoma innymi zawodniczkami, ale będą to łącznie może cztery nowe nazwiska. Zuzanna Efimienko i Judith Pietersen już są zakontraktowane. Dołączy do nas jeszcze jedna, może dwie siatkarki spoza Sopotu.

Atom Trefl nie ma struktur młodzieżowych. Naturalnym zapleczem wydaje się tutaj Gedania. Czy planujecie podjąć współpracę?

- Aktualnie współpracujemy z Gedanią, niemniej na pewno jest wola i wizja, aby przy profesjonalnym klubie szanse dostawały młode zawodniczki. Przykłady wewnątrz klubów Trefla są. Gdańscy siatkarze wygrali przecież Młodą Ligę, pokonując w finale Spałę, czyli de facto młodzieżową reprezentację Polski. To spektakularny sukces. W Atomie Treflu nie udało się tego w odpowiednim momencie rozpocząć. Aktualnie nie chcemy rzucać haseł, ale stworzyć solidny program.

Wróćmy jeszcze do Orlen Ligi. Nie ujmuję nic ze złota, ale poziom żeńskiej ligi siatkarskiej obniża się.

- Byłem niedawno na spotkaniu podsumowującym sezon i tam komunikaty były takie, że rzeczywiście faza zasadnicza rozgrywek była w ocenie obiektywnej na niższym poziomie niż rok wcześniej. Natomiast w fazie play-off było odwrotnie. W dużej mierze również dzięki naszej postawie.

Chodzi o poziom emocjonalny?

- Emocjonalny, ale także sportowy. Dwa finałowe mecze w Dąbrowie Górniczej może nie stały na najwyższym poziomie, ale wszystkie pozostałe, w półfinałach z Muszyną i trzy pozostałe w finale z MKS, w ocenie wielu ludzi były kwintesencją żeńskiej siatkówki. A ta nie polega na szybkich akcjach i "wbijanych gwoździach", ale na wspaniałych obronach, "wyciąganiu" trudnych piłek. Zdaniem naszego nowego trenera, ważniejsza jest dobra obrona, a nie spektakularne ataki. Mamy grać długie akcje, nie poddawać się. Trener Buijs twierdzi, że dzięki temu poziom widowisk będzie rósł. Jego filozofia to mniej gwiazdorstwa, a więcej gry zespołowej, żeby publiczność chciała wstawać z miejsc i bić brawo dla drużyny, a nie jednej zawodniczki.

To nie będzie już atakujących pokroju Rachel Rourke?

- Każdy by chciał mieć taką atakującą. Z tego co wiem, Rachel nadal nie podpisała kontraktu w Baku. W Sopocie bardzo jej się podobało. Otrzymała od nas propozycję nowej umowy. Taką, na jaką nas było stać. Była z tego bardzo zadowolona, ale uznała, że pora na zmianę. Myślę, że na taką atakującą trzeba będzie poczekać.

Do tej pory, pod względem sportowym, trzeba było równać do Muszynianki. Stamtąd docierają jednak informacje o tym, że klub może znaleźć się w dołku. Silna jest Dąbrowa Górnicza, ale uwaga kibiców jest zwrócona na Police, gdzie zbroi się beniaminek. Będzie ciekawie?

- Przede wszystkim bardzo życzę Muszynie, żeby udało im się rozwiązać problemy związane z ograniczeniem finansowania przez jednego z głównych sponsorów. Uważam, że to klub, który zrobił dużo dla polskiej ligi i nawet teraz bym ich nie skreślał. W nowym sezonie liga może być bardziej emocjonująca. Obok Dąbrowy Górniczej bardzo groźny będzie wrocławski Impel. W Legionowie też jest ciekawa koncepcja zespołu. Mamy też wspomniane Police. Trzeba się cieszyć, że aspiracje są duże. Beniaminek prezentuje model zbliżony do tego, jaki powstał w Sopocie. Mogę Chemikowi podpowiedzieć, aby korzystał z naszych dobrych wzorców, a wystrzegał się naszych błędów. Najważniejsza rada to nadążanie za dobrej klasy zespołem z klimatem sportowym i organizacją klubu. Im więcej dobrych zespołów, tym wyższy poziom ligi, a co za tym idzie więcej kibiców na meczach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki