18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coraz popularniejsze przestępstwa na Pomorzu to kradzież tożsamości i oszustwo kredytowe

Łukasz Kłos
Oszuści, wyłudzający kredyty bankowe, posługują się nierzadko fałszywymi dowodami osobistymi
Oszuści, wyłudzający kredyty bankowe, posługują się nierzadko fałszywymi dowodami osobistymi Grzegorz Dembiński
Napady na bank to przeżytek. Dziś największą kasę przestępcy wyciągają na oszustwach kredytowych. Przeczytajcie o tym, jak naciągaczy zwalczają policjanci

Miał 60 tożsamości. Kiedy policjanci zapytali, jak się nazywa, nie był w stanie odpowiedzieć. 41-letni gdynianin został zatrzymany w kieleckim magistracie, gdy właśnie chciał odebrać dowód osobisty z własnym zdjęciem, ale skradzioną tożsamością. Funkcjonariusze z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą świętokrzyskiej komendy policji podejrzewają, że na fikcyjne tożsamości zaciągał kredyty w różnych bankach na terenie całego kraju. Spłacić ich nie zamierzał. Posługując się sfałszowanymi dokumentami mógł we współpracy z 31-letnią przyjaciółką wyłudzić nawet milion złotych.

Policjanci zajmujący się ściganiem przestępczości gospodarczej nie pozostawiają złudzeń: w całym kraju skala oszustw bankowych sięga setek milionów złotych. Stawką są poważne pieniądze.

- Jednorazowe transakcje opiewają nierzadko na pięcio- i sześciocyfrowe kwoty - przyznaje jeden z oficerów operacyjnych z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą KMP w Gdańsku. - Tylko w naszej komendzie w ubiegłym roku prowadziliśmy kilkaset spraw dotyczących przestępczości gospodarczej. Prawie wszystkie zostały przez nas wykryte, a oszuści usłyszeli zarzut - dodaje.

Doświadczenie funkcjonariuszy pokazuje, że oszuści bankowi to nie są osoby "z przypadku". Nierzadko to aktualni bądź byli pracownicy banków. Nieraz na stanowiskach kierowniczych. Tak też było w przypadku Jarosława R., 41-letniego gdynianina zatrzymanego w Kielcach. W trakcie śledztwa ustalono, że mężczyzna pracował jako kierownik oddziału jednego z banków.

Na czatach

Zgubiła go czujność urzędników z ewidencji ludności kieleckiego Urzędu Miasta. W kwietniu tego roku do urzędu wpłynął wniosek o wydanie dowodu osobistego dla mieszkańca Kielc. Wniosek ten różnił się pod kilkoma względami od tego, który był złożony wcześniej. Nie zgadzał się podpis oraz - przede wszystkim - zdjęcie. Pracownicy magistratu powiadomili o swoich wątpliwościach miejscową komendę policji. Ustalono, że funkcjonariusze zaczają się pod urzędem, czekając aż R. wróci po odbiór gotowego dokumentu. Gdynianin zjawił się po dwóch dniach czekania.

- Mężczyzna był bardzo zaskoczony i nie chciał rozmawiać z policjantami. Gdy zapytali go o imię i nazwisko, sam nie potrafił powiedzieć, jak się nazywa - przyznaje podkom. Grzegorz Dudek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. - Pogubił się, jeżeli chodzi o tożsamość, gdyż - jak się ostatecznie okazało - miał ich kilkadziesiąt.

115 twarzy gdynianina

Jak informują śledczy, dane i zeskanowane dowody osobiste pozyskiwał od osób, które szukały pracy i ogłaszały się na jednym z portali internetowych. Spośród ofert wybierał mężczyzn podobnych wiekiem i wyglądem do siebie. Kontaktował się z nimi i przedstawiał jako pracownik instytucji finansowej, która poszukuje osoby na stanowisko dyrektora bądź kierownika. Na spotkaniach w hotelowych restauracjach przedstawiał ofertę, obiecywał wysokie wynagrodzenie i ostatecznie podpisywał wstępną umowę, pozyskując w ten sposób dane. Kontaktów nie utrzymywał, zmieniając numer telefonu.
- 41-latek znał procedury związane z udzielaniem kredytu w instytucjach finansowych, gdyż sam był kierownikiem jednego z banków - tłumaczą funkcjonariusze związani ze sprawą.

Po zatrzymaniu w Kielcach szybko zdecydowano o sprawdzeniu mieszkania R. w Gdyni. Przeszukanie nie wniosło jednak nic istotnego dla śledztwa. Prawdziwy "skarb" Jarosława R. znajdował się bowiem nieco dalej - w Sopocie, a konkretniej w mieszkaniu matki podejrzanego. Policjanci przyznają, że to, co znaleźli w nim, przerosło ich najśmielsze oczekiwania.
- Funkcjonariusze zabezpieczyli tam m.in. 115 sfałszowanych dowodów osobistych na 60 nazwisk osób z terenu całej Polski, cztery pary okularów z różnymi oprawkami, soczewki kontaktowe zmieniające kolor oczu, sprzęt informatyczny służący do skanowania dowodów osobistych, dokumenty bankowe i pieczątki - wylicza podkom. Grzegorz Dudek.

Kredyt dla avatara

Dzięki akcesoriom optycznym R. mógł zmieniać stylizację i dopasowywać wygląd do ukradzionych tożsamości. Funkcjonariusze zabezpieczyli także około 25 tysięcy złotych oraz oryginalne dowody osobiste i prawa jazdy wydane przez urzędy (na dokumentach był wizerunek podejrzanego 41-latka, lecz różne dane). Gdynianin był perfekcjonistą - dbał o wiarygodność dokumentów używanych do przestępstwa. Pod ukradzione tożsamości składał w urzędach wnioski o wydanie "legalnych" duplikatów. Co ciekawe, policjanci ustalili, że w chwili zatrzymania mężczyzna czekał na wydanie jeszcze dwóch dowodów osobistych ze swoim wizerunkiem - jeden wniosek był realizowany w Krakowie, a drugi także w Kielcach.
Na fikcyjną tożsamość zakładał firmę, w której zatrudniał inną fikcyjną osobę, tworząc jej tzw. legendę (historię bankową, zarobków itp.). Tak przygotowanym "avatarem" ubiegał się następnie o udzielenie kredytu.

Kiedy pracownicy banków chcieli u rzekomego pracodawcy telefonicznie zweryfikować prawdziwość danych zawartych we wniosku, połączenia odbierała 31-letnia partnerka Jarosława R., która przedstawiała się jako sekretarka bądź księgowa. W imieniu firmy potwierdzała fakt zatrudnienia. Jarosław R. dodatkowo - korzystając ze swojego doświadczenia bankowca - instruował ją szczegółowo, jak ma udzielać odpowiedzi, aby pracownicy banku wydali pozytywną decyzję.

Milion w Kielcach, milion w Gdańsku

Wstępne ustalenia śledczych wskazują, że w ten sposób mężczyzna wyłudził z banków trzy kredyty na łączną kwotę 500 tys. zł. Niemniej zgromadzone przez policję dowody wskazują, że ostatecznie w grę może wchodzić kwota nawet dwukrotnie większa. Funkcjonariusze podejrzewają, że w ciągu ostatnich 4 lat Jarosław R. mógł wyłudzić co najmniej milion złotych.
Prawdopodobnie co najmniej taka sama kwota wchodzi w grę w przypadku innej grupy przestępczej - tym razem z Gdańska. Dwóch mężczyzn i kobieta (wszyscy w wieku powyżej 30 lat) działali pod szyldem pośrednictwa kredytowego. Swoim klientom proponowali inwestycje na rynku obcych walut, wykorzystując wahania kursów. Wkład finansowy klienci mieli pokrywać z pieniędzy pożyczonych od banków. Zyski zaś - wedle składanych obietnic - miały znacząco przewyższać koszty zaciągnięcia kredytów i pożyczek. - Zobowiązania jednego z "klientów" sięgały blisko 900 tys. zł. Jednorazowo zaciągał kredyty po 100 czy 200 tys. zł - ujawnia jeden z funkcjonariuszy związanych ze sprawą.

Pożyczenie tak wysokich kwot było możliwe dzięki "uwiarygodniającym" dokumentom, które przygotowywał jeden z mężczyzn. 30-letnia kobieta werbowała zaś i prowadziła spotkania z klientami. Ona też, jako była pracownica jednego z banków, wykorzystywała swoje doświadczenie i znajomości tak, by pomóc w uzyskaniu kredytu. Mózgiem grupy był z kolei Jan C. Zarządzał przepływem gotówki i kontrolował cały proceder. Co ciekawe, to były ksiądz.

- Na pierwszy rzut oka klienci tej szajki mogli być przekonani, że uczestniczą w legalnym interesie: w profesjonalnie wyposażonym biurze otrzymywali przekonujące, przynajmniej dla laików, wyjaśnienia, na czym ten biznes z dewizami miał polegać - tłumaczy nasz rozmówca.

Kiedy upominali się o udział w zyskach, zazwyczaj piętrzono przed nimi trudności, ale pod silniejszą presją rzekome biuro pośrednictwa wypłacało im część pieniędzy jako "dywidendy". Dzięki temu większość funduszy i tak pozostawała w rękach grupy, a przedsięwzięcie zyskiwało na wiarygodności. Bliższych szczegółów tego śledztwa gdańscy policjanci nie chcą zdradzić. Czynności operacyjne trwają.

Uciążliwa drobnica

Tymczasem nie ma właściwie tygodnia, by śledczy zajmujący się przestępczością gospodarczą nie zatrzymywali oszustów podejrzewanych o wyłudzenie pieniędzy z banków. W ostatnich dniach zrobiło się głośno o zatrzymaniu dwóch kolejnych. Pierwszy w Gdyni usiłował wyłudzić 30 tys. zł. Drugi pod Wejherowem prawie 2 tys. złotych. W obu przypadkach sprawcy posługiwali się fałszywymi zaświadczeniami.

- W każdym dokumencie, w każdej transakcji bankowej, nawet najlepiej zamarkowanej można znaleźć lukę, dzięki której wiemy, że mamy do czynienia z wyłudzeniem - podkreśla jeden z oficerów operacyjnych gdańskiej komendy, zajmujący się ściganiem oszustw gospodarczych.

Kara za wyłudzenie jest surowa. W najlepszym wypadku za to przestępstwo należy się liczyć nawet z ośmioletnią odsiadką. W poważniejszych przypadkach kara może sięgnąć nawet kilkunastu lat więzienia.
[email protected]

Imiona i inicjały osób podejrzanych zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki