Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwia Gruchała: Muszę oddać to, co dostałam

Aleksandra Dylejko
T. Bołt
Medalistka olimpijska, była mistrzyni świata i Europy czeka na swoje pierwsze dziecko. Szermiercze treningi zamieniła na zaangażowanie w akcje społeczne. O zaciągniętym wobec życia długu, który teraz spłaca, mówi Sylwia Gruchała w rozmowie z Aleksandrą Dylejko.

Na tej kanapie będzie Pani wygodnie?

Oczywiście, ja się nad sobą nie rozczulam. Ciągle gdzieś jeżdżę, ciągle coś robię...

Ciąża nie zamknęła Pani w domu.

Absolutnie. Mam to szczęście, że czuję się doskonale, choć na początku bywało różnie. Przybyło mi 17 kilo, ale jestem naładowana energią. Chcę wykorzystać to, że nie trenuję i mam czas na udział w akcjach społecznych. Kilka razy spotkałam się już z dziećmi z domu dziecka, wkrótce one przyjadą do mnie, do Warszawy, i zrobimy szermierczy trening na AWF.

Będzie Pani ćwiczyć?!

Nie, nie będę zbyt aktywna, ale będę mogła zademonstrować kilka elementów szermierczych. A nuż im się spodoba? Mój cel podczas takich spotkań to pokazanie dzieciakom, że warto mieć swoje plany, marzenia, że warto poszukiwać to co się lubi i rozwijać te zainteresowania. Mamy coraz lepszy kontakt, bo widzieliśmy się już kilka razy i się znamy. Jedno ze spotkań odbyło się na sali sportowej w Cetniewie. Było więcej czasu i mogłam zrobić autoprezentację, ale pod warunkiem, że dzieciaki później podzielą się ze mną sobą. Miałam tam kontakt z każdym z osobna.
Może chociaż w małym stopniu wpłynę na to, że te dzieciaki będą robiły w życiu coś fajnego? Już teraz chcą się rozwijać, mimo swojego młodego wieku - 15-17 lat - wiedzą, co będą robić w przyszłości. Są bardzo ambitni. Oczywiście, bez pomocy innych spełnianie tych ambicji nie byłoby możliwe. I nie mówię o sobie, bo ja tu jestem najmniejszą cegiełką. Ale jest cała armia fajnych ludzi, którzy chcą pomagać, czy firm, które łączą przyjemne z pożytecznym.

A co Pani daje udział w takich przedsięwzięciach?

Powiem tak: nie uważam, żebym jakoś specjalnie pomagała. Nie czuję, że to, co robię, jest nadzwyczajne. Jestem po to, żeby pokazać dzieciom, że warto walczyć o swoje marzenia. Sama przeszłam tę drogę. Zostałam bez rodziców, gdy miałam 15 lat więc wiem, co te dzieci mogą czuć. Miałam to szczęście, że spotkałam mądrych ludzi, którzy mną pokierowali. A ja tę pomoc przyjęłam. Dostałam od życia bardzo dużo dobrego, choć wcale tego nie oczekiwałam, nie wymagałam. Nie spodziewałam się, że uda mi się zrobić coś fajnego. Dziś mogę powiedzieć, że mi się udało. I czuję, że muszę oddać to, co dostałam. To mnie ładuje od środka. Sukces, jaki osiągnęłam w sporcie daje mi podstawę by mówić, że warto o siebie zawalczyć. Bo przecież w życiu chodzi o znalezienie pasji. O znalezienie siebie.

Zawsze Pani podkreśla, że bardzo dużo zawdzięcza trenerom, bo szybko została sama. Mówi Pani tym młodym ludziom o swoim nie najłatwiejszym dzieciństwie, czy skupia się raczej na sporcie?

W sporcie jest wszystko to, co w życiu. Mówię młodzieży przede wszystkim o trudnych momentach, jakie mnie w sporcie spotkały. Opowiadam, co mi sport dał, czego nauczył. W życiu zawodnika porażka jest na porządku dziennym: trzeba kilka razy przegrać, żeby później móc wygrać. Namawiam dzieci, żeby się nie zniechęcały niepowodzeniami. A wiadomo, jak z nimi jest - mają słomiany zapał. Coś nie wychodzi, to odpuszczają.

Pani taka nie była.

Byłam bardzo uparta. Nie poddawałam się, choć miałam dużo trudnych momentów i zastanawiałam się, co z tym fantem zrobić. Sport jednak nauczył mnie dawać z siebie wszystko po to, żeby później nie mieć sobie niczego do zarzucenia.
Już Pani wie, że w przyszłym roku wróci na planszę. Na mistrzostwa świata.
Taki mam plan. Mam nadzieję, że zdrowie dopisze.

A przecież osiągnęła Pani w sporcie tyle, że już nic nie musi.

I właśnie dlatego, że to jest moja decyzja... Fajne w tym wszystkim jest to, że czuję wolność. Nie wiem, może sytuacja się zmieni. Nigdy nie byłam matką, więc może dziecko zmieni mój świat tak diametralnie, że nie będę chciała wrócić do sportu? Zakładam taką możliwość i nie będzie mi z tego powodu źle. Zrobię to, co mi będzie w duszy grało. W tej chwili jednak czuję, że chcę wrócić do sportu, bo tęsknię za nim, za towarzyszącymi mu emocjami, za ludźmi ze środowiska szermierczego, za rywalizacją z samą sobą. Sport daje mi odskocznię, ruch...

...i adrenalinę. Jako zodiakalny skorpion nie lubi Pani spokoju.

Z jednej strony dążę do osiągnięcia spokoju i stabilizacji bo uważam, że to rodzaj szczęścia, z drugiej nie lubię nudy. Nie boję się zmian, staram się, by co chwilę coś się działo. Wiem, że to sprzeczność, ale z czasem nauczyłam się te dwie rzeczy coraz lepiej łączyć. Nazywam to swoją wolnością, bo nie muszę robić niczego na siłę czy za karę. Bardzo to sobie cenię. Fajnie, jeśli człowiek tak może mieć.

Dlatego teraz, gdy mogłaby Pani wybierać ubranka i meblować pokój dla dziecka, zaangażowała się Pani w akcje społeczne?

Bo ja nie nadaję się na kurę domową. Jestem człowiekiem czynu, lubię stawiać sobie cele. Gdy zaproponowano mi udział w zajęcia z dzieciakami, w które zaangażowany jest gdyński MOPS uznałam, że zrobiono to na jakiejś podstawie, że ktoś stwierdził że mam coś do przekazania. Cieszę się, że mogę powiedzieć dzieciakom coś od siebie. Nie wiem, w jak dużym stopniu ma to wpływ na ich podejście do życia, ale dla mnie te dzieci są bardzo ważne.
Wcześniej wspierałam też gdańską fundację "żyć z POMPĄ", ale z powodu treningów nie mogłam się w pełni zaangażować. Teraz jestem w stanie błogosławionym, nie podróżuję tyle co kiedyś, nie trenuję aktywnie i mogę się skupić na innych rzeczach. Nigdy nie chciałam być egoistką i teraz mam okazję nią nie być. Mam nadzieję, że to wsparcie dla dzieciaków z Gdyni będzie trwało długo. Chciałabym z Anią Rybicką, moją serdeczną przyjaciółką z planszy szermierczej, otworzyć w Gdyni szkołę fechtunku dla dzieci z domów dziecka i rodzin zastępczych. Jesteśmy co prawda przed spotkaniami z władzami miasta i sponsorami, ale żyję nadzieją, że ten pomysł wypali. Wiem, że to nie będzie prosta sprawa, bo takie dofinansowanie musi trwać długo. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której będę miała środki na pół roku, a potem powiem dzieciakom że muszę się z nimi pożegnać, bo nie ma pieniędzy.

To znaczy, że planuje Pani powrót do Trójmiasta?

Mieszkam teraz w Warszawie, ale przecież Ania Rybicka jest stąd. Ona byłaby główną koordynatorką przedsięwzięcia, wspólnie z innymi trenerami z Gdańska. Ja bym tu dojeżdżała. Wiadomo, że teraz najważniejsze będzie dla mnie coś innego, więc nie będę mogła być obecna codziennie.
Ale mam dwa miejsca na świecie: Warszawę, gdzie jest moja nowa rodzina, i Trójmiasto, w którym spędziłam większość życia. Jest bliskie mojemu sercu, jak mogłabym je opuścić?


color="#a60909">Treści, za które warto zapłacić!

REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY,

HISTORIA, NA

WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki