Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Była przyjaźń na trybunach, wynik też przyjacielski

Paweł Stankiewicz
Maciej Rogalski (z prawej) miał w pierwszej połowie dobrą okazję do strzelenia gola
Maciej Rogalski (z prawej) miał w pierwszej połowie dobrą okazję do strzelenia gola Grzegorz Mehring
Jeden punkt zdobyli piłkarze Lechii na inaugurację rundy wiosennej. To był mecz przyjaźni, bo w takie właśnie stosunki panują między kibicami gdańskiego zespołu oraz Śląska Wrocław. Na trybunach atmosfera była przyjacielska. Na boisku walki nie brakowało, ale wynik padł zgodny - 1:1.

Skład Lechii uległ zmianie w porównaniu z końcówką rundy jesiennej. Inaczej jednak być nie mogło. Rafał Kosznik i Łukasz Trałka zdecydowali się na zmianę klubu, a Karol Piątek leczy kontuzję. Całkowicie zmieniła się linia defensywna. Nie został w niej ani jeden piłkarz z jesieni. Na prawej stronie obrony zagrał Paweł Pęczak, na lewej Arkadiusz Mysona, a w środku Krzysztof Bąk i Peter Cvirik.

I defensywa w taki składzie spisywała się naprawdę dobrze. Korzystne wrażenie sprawiał Cvirik. Bardzo pewny i spokojny w odbiorze, potrafiący zagrać długą i dokładną piłkę. Widać też, że dysponuje silnym strzałem, choć w spotkaniu ze Śląskiem miał tylko jedną szansę, aby podejść do rzutu wolnego. Słowak miał jednak udział przy straconej bramce. To był błąd w ustawieniu i można to zrzucić na razie na brak zagrania defensorów.

- W całym okresie przygotowawczym graliśmy dziewięć sparingów i w żadnym nie straciliśmy gola po stałym fragmencie gry. A to przecież był nasz problem w rundzie jesiennej. Tymczasem przyszła liga, stały fragment gry i gol dla rywali. Mimo wszystko uważam, że i tak jest poprawa i ten wypadek nie może zachwiać tej opinii. Nasza obrona w takim składzie gra ze sobą od niedawna. Potrzeba jeszcze trochę czasu, aby wszystko się dotarło. Pracujemy nad tym - powiedział Jacek Zieliński, trener Lechii.

Szkoleniowcy podjęli także decyzję o zmianie bramkarza. Ponownie między słupki wrócił Paweł Kapsa, a miejsce na ławce rezerwowych zajął Mateusz Bąk. "Bączek" świetnie bronił jesienią, ale po zimowych sparingach trenerzy postawili na Kapsę. Kolejną zmianę było przesunięcie Huberta Wołąkiewicza na defensywnego pomocnika. W sobotnim meczu taka decyzja okazała się kompletną pomyłką. Wołąkiewicz zagrał słabo na swojej nowej pozycji.

- Gra w pomocy nie jest zła. Można brać udział w akcjach ofensywnych i strzelić bramkę. Może ten pierwszy występ nie był znakomity, ale najgorzej nie było - uważa Hubert.

- W pierwszej połowie środek naszej pomocy trochę szwankował. Stąd piłkarze Śląska mieli zbyt wiele swobody. Dopiero po przerwie rozegrał się Łukasz Surma, który był już lepszy w odbiorze i rozegraniu - ocenił szkoleniowiec biało-zielonych.

Pierwsza połowa meczu stała na słabym poziomie. Optyczną przewagę miał Śląsk, ale niewiele z niej wynikało. W 14. minucie po świetnym zagraniu grającego niczym jak profesor Sebastiana Mili w dobrej sytuacji znalazł się Janusz Gancarczyk, ale strzelił obok słupka. Z kolei w 37. minucie swoją szansę miała Lechia. Podawał Marcin Kaczmarek, a uderzał Maciej Rogalski, który w ostatniej chwili został zablokowany przez Krzysztofa Wołczka.
W drugiej połowie gra się nieco ożywiła. W 52. minucie to Śląsk objął prowadzenie. Sędzia podyktował rzut wolny dla wrocławian. Z lewej strony piłkę w pole karne dośrodkował Mila, a kompletnie niepilnowany Jarosław Fojut z pięciu metrów trafił do siatki. Tutaj błąd popełnił Cvirik.

- Nie rozumiem przede wszystkim decyzji sędziego. Wybiłem piłkę i absolutnie nie faulowałem Mili - powiedział Wołąkiewicz i... chyba miał rację.

Już dwie minuty później losy meczu mogły być rozstrzygnięte, ale Przemysław Łudziński przegrał pojedynek sam na sam z Pawłem Kapsą.

- Wyczekałem rywala. Piłka była dosyć blisko mnie i zdołałem ją odbić. Szkoda trochę straconych punktów. Gdyby mecz potrwał jeszcze pięć, siedem minut to byśmy go wygrali - twierdzi Kapsa.
Później do głosu doszli gospodarze, którzy dążyli do wyrównania. Na dobre Lechii wyszło wprowadzenie na boisko Piotra Kasperkiewicza i Piotra Wiśniewskiego. Wreszcie w 76. minucie Maciej Kowalczyk otrzymał piłkę, podciągnął z nią jeszcze w okolice pola karnego i strzelił tuż przy prawym słupku. Nie do obrony. 1:1! I takim wynikiem zakończył się ten mecz. Kibice Lechii zaprezentowali nową "sektorówkę" w postaci koszulki Lechii z numerem 12 i napisem "dwunasty zawodnik". Tym razem dwunasty zawodnik pomógł zdobyć jeden punkt.

- Nie jesteśmy zadowoleni. Jechaliśmy po trzy punkty. Rywale remisowali i mogliśmy zbliżyć się do czołówki. Oddałbym tego gola za zwycięstwo - powiedział Fojut.

Trenerzy po meczu byli zadowoleni z remisu.

- Były i plusy i minusy. Śląsk był dłużej w posiadaniu piłki, ale do straty przez nas gola spotkanie było wyrównane. Kiedy rywale strzelili bramkę zagraliśmy katastrofalnie przez kilka minut. Zaraz mógł paść drugi gol i praktycznie byłoby po meczu. Po strzelonej bramce walczyliśmy jeszcze o zwycięstwo, ale się nie udało. Z remisu możemy jednak być zadowoleni, bo przegrywaliśmy i musieliśmy odrabiać straty - powiedział trener Zieliński.

- Mecz był toczony przy wspaniałej atmosferze i mógł się podobać. Było widać zaangażowanie, a przez większość meczu dyktowaliśmy warunki gry. Szkoda sytuacji Łudzińskiego. Gdyby strzelił to pewnie byśmy wygrali. Mecz przyjaźni zakończył się przyjaznym wynikiem. Ogólnie jednak jestem zadowolony zarówno z postawy zespołu jak i z wyniku remisowego - przyznał Ryszard Tarasiewicz, szkoleniowiec Śląska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki