Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jakub "Grędziu" Gręda i jego miłość do hip-hop dance i kaset z muzyką [ZDJĘCIA]

Aleksandra Dylejko
Człowiek w kapturze na głowie i szerokich spodniach to wcale nie musi być łobuz. To może być mistrz świata. O Grędziu i jego hiphopowym świecie pisze Aleksandra Dylejko.

Ma 26 lat, a na koncie pięć tytułów mistrza świata i trzy wicemistrza w kategorii hip-hop dance. Jest 14-krotnym mistrzem Polski. Reprezentował Polskę w Konkursie Eurowizji dla Młodych Tancerzy w Amsterdamie (jako pierwszy tancerz hip-hop w historii). Jest laureatem nagrody specjalnej ministra kultury i sztuki oraz ministra nauki i szkolnictwa wyższego za wysokie osiągnięcia taneczne. Osiem razy odbierał od marszałka województwa warmińsko-mazurskiego nagrodę za wybitne osiągnięcia taneczne. Ma też imponującą kolekcję ponad 650 kaset z muzyką rap. Pochodzi z Nidzicy, ale mieszka w Gdańsku. Oto Jakub Gręda. „Grędziu” po prostu.

- Teraz pewnie by powiedzieli, że mam ADHD, bo jak byłem mały, to wszędzie mnie było pełno - mówi. - Lubiłem sport, ale przede wszystkim lubiłem tańczyć. Podobno u mamy w brzuchu już tańczyłem. Mój pierwszy taniec udokumentowano w roku 1992 - na komunii kuzynki. Miałem trzy lata.

Rok później Kubę przedszkolaka na zajęciach rytmiki wypatrzył Andrzej Grażul, prowadzący w Nidzicy Klub Miłośnika Tańca „TAN”. Przez wychowawczynię zasugerował mamie Kuby posłanie chłopca na zajęcia do klubu. Na pierwszych kazali mu tańczyć w grupie, a on wołał sam. Tak się zraził, że przez rok nie wracał.

***

Kto wie, co by było, gdyby nie nastoletni wujkowie Kuby. - Tańczyli rap dance, jak to wtedy błędnie nazywano - wspomina. - Mnie, czterolatkowi, dawali kasety z rapem. Tańczyłem do nich w domu, bo wciąż nie chciałem wracać na trening. W 1994 wujkowie pojechali do Kozłowa koło Nidzicy na pokaz. Mieli wystąpić z klubem, do którego należeli. Zabrali mnie. Zatańczyłem i od tamtej pory trenowałem już regularnie pod okiem najpierw pana Andrzeja Grażula, potem Rafała Ziółkowskiego.

Wtedy też dostał swoją pierwszą kasetę - zespołu K7.

- Muzyka bardzo energiczna do tańca - opowiada. - Teledysk był bardzo taneczny. Oglądałem, jarałem się i chciałem tańczyć tak jak oni. Trener wymyślał choreografię, ja starałem się dać coś swojego. Przewijałem kasety VHS klatka po klatce, żeby zobaczyć, jak wygląda każdy ruch, naśladowałem albo przerabiałem na swój sposób.

Dziś „Grędziu” już wie, że w tańcu hip-hop dance najważniejsza jest improwizacja.

- Oczywiście, pewne rzeczy można mieć ułożone, ale trzeba je wkładać w odpowiednie akcenty w muzyce - wyjaśnia. - Chodzi o to, żeby interpretować muzykę w sposób ciekawy dla widza.

W 2002 roku do klubu przyszedł Patryk. „Grędziu”: - Mieliśmy po 13 lat. Też słuchał rapu, ubierał się „szeroko”. Kiedyś odwiedziliśmy go w domu. Miał 30-40 kaset naprawdę dobrych zespołów rapowych i pomyślałem, że to fajna zajawka. Była już era CD, ale kasety wciąż jeszcze można było kupić. Sam jako pierwszą kupiłem House of Pain - za siedem złotych, od kolegi z Nidzicy.

***
I też zaczął zbierać. Kaseta nr 1, K 7, zaginęła po pokazie w Kozłowie. Ale miał „ALBÓÓM” Liroya i C-Block. Tę drugą kasetę mama kupiła mu zaraz po tym, jak w ramach nagrody od ministra kultury i sztuki dostał walkmana.

Kubę wchłonęło kolekcjonowanie.

- Zacząłem kupować na Allegro i innych portalach. Jeszcze było w miarę tanio, pamiętam paczkę za 75 zł z ponad 60 kasetami. Większość to oryginalny rap, było tanio, bo ludzie myśleli, że w przyszłości nie będzie na to popytu. Kupowałem też na Jarmarku św. Dominika w Gdańsku, ale jest coraz gorzej - dwa lata temu było siedem stoisk z kasetami, teraz cztery. A żeby znaleźć rap, trzeba się naszukać... W tym roku kupiłem cztery kasety, z czego dwie już miałem, ale za trzy złote warto było. Kupowałem w skateshopach, ale jest ich coraz mniej. Więc dziś w zasadzie zostaje tylko internet.

Pomaga znajoma z Irlandii, która specjalnie dla niego wynajduje kasety z rapem na tamtejszych pchlich targach, i znajomy z Anglii, który podsyła winyle. Te Kuba też zbiera, ale ma ich dużo mniej niż kaset, około 200.

W 2011/2012 roku zorientował się, że rapowe kasety są coraz droższe. Białe kruki kosztują nawet 350 zł! W 2015 roku zrzeszająca raperów wytwórnia Asfalt Records wydała na kasetach pięć albumów. Zespół Rasmentalism czy producent Elhuana wypuścili 50 ręcznie numerowanych egzemplarzy. Fajnie mieć swoje, niepowtarzalne, ostatnie 50/50.

- Cały czas inwestuję w kasety. Muszę się uspokoić, bo lekko przeginam - śmieje się Kuba. - Zbierać nie przestanę, zwłaszcza teraz, gdy o mojej kolekcji zaczyna się robić głośno. Nie kupuję kaset za 250 zł, bo po prostu mnie nie stać. Są okazje za 5-10 zł, cena normalna to 25-30 zł. Zdarzyło mi się zapłacić 60 zł, a raz nawet 750! Z USA sprowadziłem kasetę Raekwona z Wu-Tang Clan - kaseta wydana w tysiącu egzemplarzy na cały świat, w specjalnym boksie z książeczką, plakatem i wlepami. Mogłem sobie na to pozwolić, bo miałem stypendium na uczelni.

Co jest takiego w kasetach, że woli je od płyt CD? - Mam do nich sentyment, a ja jestem bardzo sentymentalny - uśmiecha się. - Szanuję kasety, bo się na nich wychowałem, tańczyłem do nich. Mają specyficzny szum, a ja go lubię. Żyjemy w czasach, gdy wszystko jest cyfrowe i wszystko chcemy szybko. Nie podoba nam się kawałek, to po przesłuchaniu minuty przełączamy płytę. A podejść do magnetofonu, żeby przewinąć taśmę, bo nie ma pilota, to się nie chce. Siłą rzeczy muszę przesłuchać całą i zawsze odkrywam coś nowego. Miałem 150 płyt CD, ale wszystkich się pozbyłem - sprzedałem, oddałem, bo nie podobało mi się takie słuchanie. Lubię też czasami wpatrywać się w to okienko i patrzeć, jak leci taśma, a kółeczka się kręcą.

Kasety stoją w sypialni, w siedmiu rzędach (Kuba przyznaje, że przesłuchał około 75 procent z nich), na specjalnie zaprojektowanej półce. Nad nimi - puchary, które Kuba zdobył przez ponad 20 lat tańczenia. Gdy zauważam, że dużo, „Grędziu” z uśmiechem macha ręką i mówi, że to może jedna piąta jego trofeów. Reszta, razem z medalami, jest spakowana w piwnicy, w kartonach. W mieszkaniu zwyczajnie nie ma na nie miejsca.

Muzyka rap i taniec hip-hop dance są nierozerwalnie związane, bo to przecież część tej samej kultury hiphopowej. Kultury, której Kuba jest doskonałym reprezentantem i gorliwym wyznawcą. Dlatego bolą go stereotypy: że człowiek w kapturze na głowie i szerokich spodniach to łobuz, który siedzi pod blokiem na trzepaku i pali zioło, a grafficiarz to zwykły wandal.

- Ja z narkotykami nigdy nie miałem do czynienia. Muszę być ten zły, bo jestem związany z kulturą, w której niektórzy tworzą tylko wtedy, gdy palą? - pyta rozgoryczony. - Mam kaptur na głowie, więc robię zadymę? Staram się mówić ludziom, jak jest, a nie jak widzą w mediach.

Przez lata fascynacji obserwował, jak zmienia się i muzyka rap, i taniec hip-hop. Mylono go z innymi stylami, a na turniejach, w których brał udział i przez lata odnosił sukcesy, puszczano Justina Timberlake’a i Britney Spears.

- Jaki to rap? - pyta. - Sędziowie patrzyli na nowy styl, który nie był stricte hiphopowy, a mi się nie podobał i nie chciałem się w nim rozwijać. Nie reprezentowałem go, więc zaczynałem wypadać z obiegu. Koledzy też nie chcieli tak tańczyć, kłóciliśmy się z trenerem. Mieliśmy 15 lat, obrany tor i cel, do którego chcemy iść.

Jego niezgoda na zmiany była tak duża, że na dwa lata zarzucił regularne treningi w klubie. Tańczył tylko w domu. Wrócił, gdy przekonała go Natalia - poznana w Nidzicy dziewczyna, a dziś narzeczona, z którą mieszka w Gdańsku. Nie, Natalia nie słucha rapu. Nie, nie tańczy hip-hopu. Ale wspiera, doradza, pomaga.

Czasami „Grędziu” złości się, że raperzy w teledyskach czy na trasach koncertowych bardzo mało promują tancerzy stylów, czyli hip-hop dance, popping, locking, breaking. Zastępują ich panie, które po prostu ładnie wyglądają, po to aby teledysk miał większą oglądalność.

Dziś Kuba - absolwent gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu ze specjalizacją gimnastyki sportowej i windsurfingu, nauczyciel wychowania fizycznego - uczy w Ogólnokształcącej Szkole Baletowej im. Janiny Jarzynówny -Sobczak w Gdańsku, w szkołach tańca, prowadzi warsztaty - jak te w Domu Kultury Młyniec na gdańskiej Zaspie.

O otwarciu swojej szkoły nie myśli.

Pytany o marzenie taneczne, odpowiada: - Dla tancerza hiphopowego ważne jest nie to, żeby wygrywać i zdobywać tytuły, ale żeby mieć szacunek u tanczerzy i swój własny styl. Ktoś powiedział, że jeśli tancerz jest dobry, można go rozpoznać tańczącego za kotarą. Mnie wyróżniała jedna rzecz: urozmaicałem taniec akrobatyką. Dzięki temu m.in. wygrywałem zawody, ludzie mnie zapamiętywali i rozpoznawali. Teraz trudniej wypracować własny styl, trudniej się przebić przez tłum tancerzy na bardzo dobrym poziomie. Dla mnie to już chyba mało realne. Nie jestem do końca spełniony, chciałbym pewnie jeszcze bardziej liczyć się na scenie, niż się liczę, ale nie żałuję kiedyś podjętych decyzji.

Marzenie życiowe? - Być zdrowym, być w związku z Natalią, mieć pracę i dziecko, które będzie zdrowe. Naprawdę, niczego więcej mi nie potrzeba.

***
Strona taneczna Kuby : www.gredziu.pl
Fanpage kasetowy: facebook.pl/tapesgredziu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki