Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Brzeziński z IPN: Współodpowiedzialny za zbrodnię sympatyczny starszy pan [ROZMOWA]

Jarosław Zalesiński
Stanisław Kociołek w odniesieniu do grudniowej masakry stale podkreślał, że był wtedy młodym działaczem, nie znał zakulisowych rozgrywek i został w całą sytuację wmanewrowany
Stanisław Kociołek w odniesieniu do grudniowej masakry stale podkreślał, że był wtedy młodym działaczem, nie znał zakulisowych rozgrywek i został w całą sytuację wmanewrowany Zbigniew Kosycarz/ KFP
1 października zmarł Stanisław Kociołek. O jego biografii i udziale w tragedii Grudnia ’70 mówi Piotr Brzeziński, historyk z gdańskiego IPN, autor książki „Zapomniani dygnitarze”.

Spotkał się Pan ze Stanisławem Kociołkiem przy okazji pracy nad książką „Zapomniani dygnitarze”.

W styczniu 2012 roku. To w ogóle była zawiła historia, bo najpierw spotkałem się z Janem Ptasińskim, poprzednikiem Kociołka na stanowisku I sekretarza KW PZPR w Gdańsku. Ptasiński przekazał mi numer telefonu do Kociołka.

Zadzwonił Pan, spotkaliście się, uściskaliście sobie prawice i porozmawialiście?

Tak to mniej więcej wyglądało. Co mnie zaskoczyło: Kociołek, wówczas blisko 80-letni pan, miał bardzo mocny uścisk dłoni, co utkwiło mi w pamięci. Jakiś czas później rozmawiałem o Kociołku z profesorem Jerzym Eislerem, który powiedział mi, że kiedyś na przywitanie Kociołek niemal zmiażdżył mu dłoń.

Ten uścisk to pewnie niejedyne zaskoczenie w tamtej rozmowie.

Ze znanych mi tekstów wynikało dla mnie, że był człowiekiem apodyktycznym, nieznoszącym sprzeciwu. Ale w rzeczywistości spotkałem starszego pana, można by nawet powiedzieć, że na swój sposób sympatycznego. Gdy umawialiśmy się, zastrzegł, że niczego nie powie o Grudniu ’70 i o procesie. Ale w trakcie rozmowy sam zszedł na ten temat, nawet stało się to wątkiem dominującym.

Tak to zawsze po wielu latach wygląda, że funkcjonariusze systemów totalitarnych okazują się sympatycznymi starszymi panami.

Przestrzegała przed uleganiem temu wrażeniu Teresa Torańska, która przy okazji rozmów z byłymi kacykami cały czas po cichu przypominała sobie, kim ci ludzie byli, gdy się znajdowali u władzy. Starałem się jej receptę mieć w pamięci i chyba mogę powiedzieć, że mi się udało.

Rozmawialiście w tym wypełnionym książkami warszawskim mieszkaniu Kociołka?

Uderzyło mnie, że mieszkał w bloku z wielkiej płyty, w dość dużym, ale nie luksusowym mieszkaniu. Wydaje mi się, że niespecjalnie przywiązywał wagę do zbytku. Jego mieszkanie było wręcz ascetyczne. I rzeczywiście było mnóstwo książek. Współpracownicy Kociołka z gdańskiego KW wspominali, że pełniąc funkcję sekretarza, choć przysługiwał mu kierowca z samochodem, do siedziby KW przyjeżdżał tramwajem. I taki pozostał do końca życia.

Może dlatego że wyszedł z biedy, jak o tym opowiadają jego biografie.

Z tą biedą byłbym ostrożny. Jego ojciec skończył carskie gimnazjum, a w II RP pracował na kolei. A kolejarze to jedna z lepiej sytuowanych profesji z II RP. Rodzinie Kociołków pogorszyło się w czasie okupacji i po wojnie. Stanisław dorastał w PRL, nie wypadało więc mu się chwalić, że jego ojciec był pracownikiem sanacyjnej kolei. Dlatego w swoich życiorysach bardziej eksponował biedę okupacyjną. Jak mi się przyznał, jego ojciec czytał gazety komunistyczne przed wojną, ale jednak nie zapisał się do KPP, co świadczy o tym, że nie chciał ryzykować utraty dobrej pracy.

Ale inni członkowie rodziny Kociołka czy do SDKPiL, czy do KPP należeli.

Dwóch jego wujów było działaczami rewolucyjnymi. Jeden jeszcze przed pierwszą wojną światową musiał uciekać przed carską Ochraną do Ameryki, i dzięki temu przeżył, zaś drugi był aktywnym działaczem KPP i zbiegł przed polską policją do Związku Sowieckiego, gdzie zginął w stalinowskiej czystce.

Klasyczny życiorys klasycznego polskiego komunisty.

Mógłbym tylko dodać, że dziadek Kociołka był powstańcem styczniowym i został zesłany na Sybir, co dopełnia całości obrazu.

Też klasyczne. Po wojnie Kociołek robił błyskawiczną karierę, został między innymi najmłodszym członkiem Biura Politycznego. Czemu ten tak szybko pnący się po szczeblach władzy aparatczyk wylądował w Gdańsku?

Nie był mi w stanie jasno tego wytłumaczyć sam Kociołek. Powiedział, że to nie był ani awans, ani degradacja. W moim przekonaniu, to jednak była degradacja. Złośliwi mówili, że Gomułka „zwodował Kociołka”. Niektórzy twierdzą, że w jakimś kierowniczym gremium poważył się sprzeciwić Gomułce w dyskusji. Prawdopodobnie chodziło o plany podwyżek cen. Inna wersja mówi, że Kociołek wyjechał do Gdańska, żeby - wzorem Gierka w Katowicach - tworzyć własne regionalne zaplecze. Ale wydaje mi się to mało prawdopodobne. Jan Ptasiński powiedział mi z kolei, że Kociołek wyjechał do Gdańska „dla ratowania własnego małżeństwa”. Nie chciałbym zbyt głęboko wchodzić w osobistą sytuację Kociołka, ale z tego, co Ptasiński mówił, wynikało, że Kociołek wdał się w jakiś romans w stolicy i czy on sam zdecydował, czy zdecydowali tak przełożeni, w każdym razie stwierdzono, że najlepiej będzie, jak wyjedzie z rodziną do Gdańska i tam uporządkuje swoje sprawy. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy ta wersja jest wiarygodna.

Jakkolwiek było, to, że Kociołek trafił do Gdańska, zaciążyło na reszcie jego życia.

Trafił tu pod koniec grudnia 1967 roku, a w połowie marca wybuchły protesty studentów. Kociołek postanowił udać się na politechnikę, żeby studentów poskromić. Wierzył mocno w swoją charyzmę. Został zwyczajnie wygwizdany. Studenci skandowali „Kociołek-Matołek!” albo „Kociołek-Osiołek!”, co odnotowano w dokumentach. W jednej z relacji napisano, że ktoś rzucił w niego jakimś garnkiem, kociołkiem, ale gdy pytałem o to samego Kociołka, stwierdził, że niczego takiego sobie nie przypomina. Może ten kociołek nie doleciał.

I sekretarzem był w Gdańsku do lipca 1970 roku. W grudniu 1970 roku przyjechał do Gdańska jeszcze przed wybuchem protestów, by się spotkać z aktywem partyjnym w stoczni gdańskiej. I też został wygwizdany.

Jako członek POP w stoczni gdańskiej spotkał się z aktywem 12 grudnia, żeby zachwalać koncepcję Gomułki wprowadzenia dużej podwyżki cen. To zbulwersowało nawet długoletnich członków partii. Kociołek musiał wyjść z tego spotkania. Co ważne, nie powiedział potem Gomułce, jak ono przebiegło, nie przestrzegł, że lepiej nie wprowadzać podwyżek, bo ludzie mogą wyjść na ulicę. Nie chciał się przyznać, że został wygwizdany?

Nie zapytał go Pan o to?

Mówił coś takiego, że decyzja została już podjęta, że nie udałoby się jej odwołać. Podobnie mówił Jaruzelski: że gdyby to nie on kierował wojskiem w Grudniu, zrobiłby to ktoś gorszy i byłoby więcej ofiar.

Też typowe: nie ma indywidualnej odpowiedzialności.

Kociołek stale podkreślał, że był wtedy młodym działaczem, nie znał zakulisowych rozgrywek i został w całą sytuację wmanewrowany. Nie sądzę, żeby to odpowiadało prawdzie. Jako członek Biura Politycznego i wicepremier był na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku najwyższym rangą decydentem. W każdej chwili mógł zadzwonić do Gomułki i powiedzieć mu chociażby to, co widział. Może nie mógł wydawać rozkazów, ale mógł mówić prawdę.

16 grudnia Kociołek wystąpił w telewizji i zachęcał stoczniowców, by wrócili do pracy. Tych, którzy go posłuchali, pod stocznią w Gdyni przywitały kule. Ten sam scenariusz rozegrał się dzień wcześniej.

O czym często się zapomina. Kociołek wystąpił w regionalnej telewizji i radiu 15 i 16 grudnia. Te przemówienia były dość podobne. Surowo potępił uczestników manifestacji, nazywał ich awanturnikami, i jednocześnie przekonywał robotników, żeby wrócili do pracy. I za każdym razem, gdy robotnicy go posłuchali, trafiali w potrzask. 16 grudnia padły strzały pod stocznią gdańską, a 17 grudnia - pod stocznią gdyńską. Po pierwszej strzelaninie Kociołek powinien przecież wyciągnąć jakieś wnioski i dokładnie zbadać sytuację w Gdyni. Twierdził później, że nic nie wiedział o blokadzie stoczni, która została zaplanowana już około południa 16 grudnia. A wieczorem tego dnia Kociołek wezwał stoczniowców do powrotu do pracy... Nie ma dokumentów, które by stwierdzały, że Kociołek miał wiedzę o blokadzie, ale wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby tak wysokiej rangi polityk nie został o niej poinformowany. Kociołek był wicepremierem, więc de facto stał wyżej w hierarchii rządowej niż minister obrony narodowej Wojciech Jaruzelski. Wicepremier nie wiedziałby, o czym rozmawiali ze sobą generałowie Jaruzelski i Korczyński, wiceminister obrony narodowej, dowodzący całą operacją?

Czy historycy są w stanie dzisiaj przesądzić, czy ta tragedia była skutkiem chaosu, funkcjonowania kilku ośrodków decyzyjnych, czy wynikiem planu?

Myślę, że nieprędko, jeśli w ogóle, dotrzemy do takich dokumentów, które by jasno na to pytanie odpowiedziały. Nie bez powodu takich dokumentów albo w ogóle się nie sporządza, albo je niszczy. Być może kiedyś z sowieckich archiwów wycieknie coś, co rzuci nowe światło. Ale dzisiaj nie jesteśmy w stanie udowodnić, że to był przygotowany spisek. Choć poszlaki wskazują, że zostało to ukartowane.

Jaka była w tym rola Kociołka?

Na przełomie lat 80. i 90. w rozmowach z Henrykiem Piecuchem, autorem bardzo zresztą ciekawych książek o Grudniu, Kociołek powiedział: nie ja kazałem strzelać, ale nie zrobiłem nic, by nie strzelali inni. Myślę, że to najlepiej oddawało rolę odegraną przez niego w Grudniu. Ale kiedy tylko wszczęto śledztwo, a w ślad za tym proces, zaczął głosić, że zrobił wszystko, co w jego mocy, by uniknąć ofiar. W rozmowie zapytałem go między innymi, dlaczego wobec tego nie wstrzymał ruchu kolejek, skoro wstrzymał połączenia autobusowe. Odpowiedział, że jakoś o tym nie pomyślał. Wydaje mi się to dziwne. Przecież kolejkami przyjeżdżało do stoczni o wiele więcej ludzi niż autobusami. Nie wiedział tego?

Sądy różnych instancji uznawały, że nie można dowieść związku między wystąpieniami telewizyjnymi Kociołka a śmiercią ludzi. Dopiero po uchyleniu tych werdyktów przez Sąd Najwyższy odpowiedzialność Kociołka miała być jeszcze raz zbadana przez sąd. Ale żadnego procesu w tej sprawie już nie będzie...

Moim zdaniem, ten związek jest oczywisty. Spotykając się z bliskimi ofiar, zadaję zawsze jedno pytanie: czy ci, którzy zginęli, oglądali przemówienie Kociołka i jak na nie zareagowali? Prawie wszyscy zapewniają mnie, że ich bliscy 16 grudnia słuchali w radiu tego wystąpienia albo oglądali je w telewizji. I wszyscy się ucieszyli, odetchnęli z ulgą, że mogą wrócić do pracy. Zatem ten związek jest bezsprzeczny.

Z Kociołkiem podzielił się Pan tą myślą?

Tak, miałem okazję o tym z nim rozmawiać. Przyjął do wiadomości moje zdanie, nie komentując go. W swojej książce „Zapomniani dygnitarze” obarczyłem Kociołka odpowiedzialnością za wprowadzenie tych ludzi dwukrotnie w pułapkę. Po przeczytaniu książki zadzwonił do mnie i powiedział, że docenia moją pracę, ale nie zgadza się z wieloma stwierdzeniami. Jako przykład podał właśnie Grudzień.

To była jego linia obrony przed sądem czy przed samym sobą?

Wydaje mi się, że to się łączyło. Przez wszystkie te lata pewnie starał się jakoś zracjonalizować swój udział w grudniowej masakrze, i stąd ta dość spójna linia obrony, że chciał dobrze, ale wyszło inaczej.

Może Kociołek jest jakimś obrazem samoświadomości elit, które przez pół wieku budowały w Polsce komunistyczną rzeczywistość? Jednym więcej symbolem rozliczenia-nierozliczenia tej epoki?

Myślę, że jest na to świetnym przykładem. Cały jego życiorys pokazuje, że za młodu nasiąkł tą ideologią i pozostał jej wierny do ostatnich dni swego życia. O III RP wypowiadał się bardzo negatywnie. Powiedział mi, że żyje tu i się procesuje, bo tylko to mu pozostało.

Ale to nie jego kraj.

Tak właśnie stwierdził. Widać było po nim wielkie rozgoryczenie. Tylko czym jest rozgoryczenie Stanisława Kociołka, jednego ze współodpowiedzialnych za grudniową masakrę, w porównaniu z rozgoryczeniem rodzin i bliskich ofiar, które nie doczekały się ukarania tych zbrodniarzy? My, historycy i badacze, możemy się teraz skupić na analizie dokumentów wytworzonych w czasie procesu. To ogromny zbiór materiałów, cenny z punktu widzenia naszej pracy. Ale to w żaden sposób nie usatysfakcjonuje osób przez wszystkie te lata czekających na sprawiedliwy wyrok w tej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki