Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inspektorzy sprawdzają, gdzie trafiły setki ton odpadów medycznych z Pomorza. Co na to firma EMKA?

Łukasz Kłos
To 100 ton odpadów medycznych zakopanych na działce w Chorzowie, zamiast zutylizowanych w spalarni
To 100 ton odpadów medycznych zakopanych na działce w Chorzowie, zamiast zutylizowanych w spalarni Archiwum Dziennika Zachodniego
Czy odpady z pomorskich szpitali zamiast do pieca, trafiły do magazynu w Żyrardowie? Sprawdza to inspekcja ochrony środowiska.

We wtorek opisywaliśmy wątpliwości pojawiające się wokół działalności firmy EMKA, która do niedawna zarządzała na Pomorzu dwiema spalarniami odpadów medycznych - w Chojnicach i Tczewie. Po naszej publikacji otrzymaliśmy sygnał, że odpady przeznaczone do spalenia w pomorskich instalacjach, od dawna znajdują się na Mazowszu.

- Setki ton odpadów medycznych zebrane przez EMKĘ, których szukacie w spalarniach w Tczewie i Chojnicach, są od kilku miesięcy w magazynie w Żyrardowie, zmielone i przygotowane do wywózki w nieznane miejsce. Wywózka już się rozpoczęła - twierdzi nasz informator.

Sygnał przekazaliśmy prokuraturze, a także powiadomiliśmy pomorskiego inspektora ochrony środowiska. Ten z kolei jeszcze tego samego dnia zawiadomił swojego odpowiednika na Mazowszu. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że szef Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska w Warszawie zarządził nadzwyczajną kontrolę w żyrardowskim zakładzie.

- Niezwłocznie po otrzymaniu informacji na miejsce wysłani zostali inspektorzy z płockiej delegatury inspektoratu. Do zespołu dołączył także koordynator ds. odpadów medycznych - informuje Adam Ludwikowski, szef WIOŚ w Warszawie.

Ludwikowski zapowiada, że szczegóły kontroli będzie można poznać dopiero po zakończeniu czynności. - Trudno przewidzieć kiedy to nastąpi. Zespół pracuje od czwartku, wykonuje dokumentację fotograficzną. Być może na początku przyszłego tygodnia będzie można coś więcej powiedzieć - dodaje szef mazowieckiej WIOŚ.

W przesłanym do nas oświadczeniu zarząd firmy EMKA (prezesem jest Krzysztof Rdest) stwierdził, że "takie kontrole firma przechodzi każdego roku, a zdarza się, że nawet kilka razy".

- Jakie są podejrzenia, firma nie została poinformowana - twierdzą przedstawiciele firmy.

EMKA na celowniku inspekcji ochrony środowiska znajduje się od końca ubiegłego roku. Wtedy to pomorska WIOŚ przeprowadziła kontrolę w spalarniach chojnickiej i tczewskiej. W obu instalacjach utylizowano w większości medyczne resztki, mogące zawierać toksyny lub drobnoustroje chorobotwórcze. Większość odpadów zakwalifikowano nie tylko jako niebezpieczne, ale wręcz zakaźne.

W trakcie kontroli inspektorzy nabrali wątpliwości, czy aby na pewno wszystkie odpady, które zostały wykazane jako spalone, w rzeczywistości trafiły do pieca. Z ich wyliczeń wynika, że ilość odpadów jaka miała trafić do spalenia, przekraczała (nawet kilkukrotnie!) możliwości przerobowe zainstalowanych urządzeń.

Firma broni się twierdząc, że spór o wydajność urządzeń ma "akademicki charakter". Zarząd podkreśla też, że wykonane przez niezależne laboratorium badania nie stwierdziły przekroczenia norm emisji szkodliwych substancji do atmosfery. Jednak inspektorzy WIOŚ przekonują, że właśnie ta okoliczność może potwierdzać tezę, że większość szpitalnych odpadów nie trafiła do spalenia. - Gdyby zostały spalone, to podniosłyby poziom emisji. A tak, to najwidoczniej trafiły gdzieś indziej - tłumaczyli inspektorzy środowiskowi.

Za "absurdalną" zarząd spółki EMKA uznaje tezę, że odpady z Chojnic lub Tczewa zostały zmagazynowane. - Poza tym nadużyciem jest mówienie, że odpady miały trafić do spalenia w instalacjach w Chojnicach i Tczewie, a nie trafiły. Jest to tylko teza, której nikt nie potwierdził - podkreśla kierownictwo firmy.

Kontrola WIOŚ zakończyła się zawiadomieniem Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która przesłuchała już pierwszych świadków i gromadzi dokumentację.

Tymczasem katowicka prokuratura poinformowała wczoraj, że kończy śledztwo przeciwko Markowi M. z Chorzowa. Mężczyzna prowadził firmę zajmującą się unieszkodliwianiem odpadów medycznych. Na liście jego kontrahentów znajdowało się ponad 300 placówek medycznych. Z ustaleń śledczych wynika, że odebrane pozostałości zamiast poddawać spaleniu... zakopywał na prywatnej działce. Gdy zabrakło miejsca odpady upychał w furgonetkach zaparkowanych w garażach. A gdy i te przepełniły się, zdecydował się na zakup hali magazynowej i w niej składował zużyte instrumenty medyczne i resztki ludzkich ciał. Mężczyzna usłyszał 12 zarzutów. Wezwany na policyjne przesłuchanie przyjechał samochodem obładowanym odpadami medycznymi. Na pace znajdowało się ich pół tony.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki