Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Gdynię lubię patrzeć z góry

Redakcja
Kacper Kowalski "pełną parą" fotografuje od ok. pięciu lat
Kacper Kowalski "pełną parą" fotografuje od ok. pięciu lat Tomasz Bołt
Z Kacprem Kowalskim z Gdyni - nagrodzonym w konkursie World Press Photo w kategorii reportaż - o sztuce i rozrywce rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Architekt, paralotniarz, fotograf. To dobra kolejność? Czy może trzeba coś przestawić?
To przede wszystkim dobre pytanie (śmieje się). W moim życiu latanie, fotografowanie i architektura pojawiły się niemal jednocześnie. Początek studiów architektonicznych to także początek przygody z paralotnią i robieniem zdjęć z lotu ptaka. Potem, będąc już architektem, zorientowałem się, że w tym zawodzie zdjęcia robione z powietrza też się przydają. Bo żeby coś zaprojektować z sercem, warto się wznieść i obejrzeć miejsce, na którym ma powstać projekt.

I udaje ci się połączyć te trzy pasje?
Stopniowo pasja do latania i fotografowania wzięła górę nad architekturą.

A jednak.
Coraz częściej myślałem: - No dobrze, jest piękna pogoda. A ja muszę siedzieć tu, za biurkiem, przy desce kreślarskiej. Zamiast być tam, pod chmurą. I latać. Robić zdjęcia. Kiedy tak myślałem, moja wydajność pracy spadała (śmieje się).

Przyjemność musiała wziąć górę.
Złapanie takiego bakcyla jest jak wyrok. Jak nieuleczalna choroba. Tak samo jest z tymi, którzy uprawiają windsurfing. Siedzi sobie człowiek spokojnie w pracy i nagle dostaje SMS-a, że w Rewie pięknie wieje i że koledzy pływają. Po takiej wiadomości zaczynają mu się trząść ręce. Chodzi od okna do okna. Nie może się skupić na pracy. Myśli tylko o tym, żeby wsiąść do samochodu, jechać i pływać. Podobnie było z moją potrzebą latania i fotografowania.

Kiedy już stałeś się głównie fotografem?
Pięć, sześć lat temu zacząłem robić zdjęcia pełną parą.

Fotografujesz tylko z lotu ptaka?
Zdarza mi się też z ziemi, ale tylko wtedy kiedy widzę coś naprawdę ciekawego.

II nagroda na World Press Photo to wielki sukces. Jak zareagowałeś na wiadomość o niej? Z niedowierzaniem czy może pomyślałeś - należała mi się.
O tej nagrodzie dowiedziałem się z poślizgiem, dopiero następnego dnia od ogłoszenia wyników. Byłem w Australii na zawodach paralotniowych. I żyłem zupełnie innymi emocjami. Wiedziałem, że teraz codziennie rano wstaję po to, żeby wjechać na górę i ścigać się z innymi. Byłem tymi myślami owładnięty. I nagle ta wiadomość o nagrodzie! Ścięło mnie z nóg, kiedy usłyszałem. Chęć ścigania się spadła niemal do zera.
Nie spodziewałeś się?
Nie. Zdjęcia z lotu ptaka to nie jest główny nurt fotografii reportażowej. Nie jest się przecież blisko ludzi i wydarzeń. Bo jak zresztą być? Trudno zamówić dobrą pogodę, kiedy się dzieje coś ważnego. Poza tym fotografując z lotu ptaka, człowiek wisi kilkaset metrów nad ziemią. Nie sposób z tej odległości pokazać twarze, emocje - to, co fotografia kocha. Pomyślałem więc, że mogę sfotografować socjologiczno-obyczajowe zjawiska.

Czyli sfotografować jeden dzień z życia plaży we Władysławowie. Rozsławiłeś tym samym tę plażę na cały świat.
Bardzo trudno fotografuje się plażę z ziemi, bo trudno o dystans. W szerokim kadrze niewiele się dzieje. Od paru lat polowałem zresztą na tę plażę. I na to co się na niej dzieje. Fotografowałem ją najczęściej w pojedynczych ujęciach. Ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że o pewnym procesie, zjawisku nie da się opowiedzieć poprzez pojedyncze zdjęcie. Musi być seria.

No i była seria zwycięska... Jak nad nią pracowałeś?
Pojechałem do Władysławowa o wschodzie słońca. O 6.30 byłem już w powietrzu. Lecę, patrzę pod nogi, a na piasku są już ludzie. Myślę sobie - kurczę, chciałem być pierwszy. A tu już ktoś mnie wyprzedził. Zacząłem fotografować. I tak powstał cały cykl.

Czy możemy mówić o narodzinach polskiej szkoły narodowej, skoro w tym roku mieliśmy aż pięciu nagrodzonych na World Press Photo?
Wcześniej myślałem: "Kurczę, gdybym mógł pojechać z moim sprzętem latającym do Chin". Sfotografowałbym codzienne życie Chińczyków. I miałbym kilka nagród w kieszeni. Bo tam wszystko jest takie orientalne, niepowtarzalne. Albo pojechałbym do Indii, by sfotografować plażę, na której znajduje się złomowisko statków. I przychodzą Hindusi, aby te statki "rozbierać". Ale prawda jest bardziej banalna. Nie trzeba jechać tak daleko. Na swoim podwórku też można zrobić serię zdjęć, które poruszą ludzi. Będą dla nich ważne. Interesujące. Tylko trzeba to dostrzec. Z fotografem jest trochę jak z turystą, który się zachwyca: och, jakie piękne są góry. A gaździna stojąca obok i patrząca na te same góry odpowiada: - Jakie tam piękne, zwyczajne. Myślę, że przez to, iż tak wiele rzeczy już sfotografowano i pokazano, trudno dziś czymkolwiek zaskoczyć. A z drugiej strony, dzisiaj każdy może zrobić zdjęcia i wstawić je do internetu. Przez to ta poprzeczka się podnosi niesamowicie.

Taka nagroda to też wysoko podniesiona poprzeczka.
Ale mam nadzieję, że uda mi się jeszcze czymś zaskoczyć.

Jesteś gdynianinem?
Teraz tak, ale urodziłem się w Gdańsku, a przez pewien czas mieszkałem w Sopocie.

Czy w Gdyni jest coś ciekawego do sfotografowania?
Całe Trójmiasto jest szalenie ciekawym regionem - Gdańsk ze swoją historią, Sopot z kurortem i Gdynia ze swoją młodością to prawdziwy raj dla fotografów. A do tego jest jeszcze wybrzeże i las. Wystarczy, że wsiądę do samochodu i za trzy minuty jestem w lesie. I to takim,
który się ciągnie kilometrami.
To szczęśliwe miejsce dla fotografa.
Myślę, że nie tylko dla fotografa, ale też dla mieszkańców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki