18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Jan Kaczkowski: Skłonności homoseksualnych Kościół nie uznaje za grzech. Ale czyny seksualne tak

rozm. Jarosław Zalesiński
Z księdzem Janem Kaczkowskim, dyrektorem puckiego hospicjum, rozmawia Jarosław Zalesiński.

Robert Biedroń w swoim "Tęczowym elementarzu" twierdzi, że doktryna Kościoła katolickiego, wbrew obiegowej opinii, nie uznaje homoseksualności za grzech. Tak mówi doktryna?
Jeśli się trzymać ściśle przytoczonych przez pana słów, można by się z nimi zgodzić. Skłonności homoseksualnych Kościół nie uznaje za grzech. Ale czyny seksualne już tak, a nie wiem, czy o tym Robert Biedroń pisze?

O tym nie. Natomiast odwołuje się do fragmentów Katechizmu Kościoła Katolickiego, w których się mówi o potrzebie szacunku i delikatności wobec osób homoseksualnych.
Katechizm przyznaje też, że znaczna liczba mężczyzn i kobiet odczuwa głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Należy wobec tych osób postępować z szacunkiem, miłością, delikatnością i współczuciem. I o tym musimy pamiętać, bo taka jest wykładnia naszej wiary.

Katechizm mówi też o "niesłusznej dyskryminacji". Czyżby była jakaś słuszna?

Jakkolwiek karkołomnie to zabrzmi, sformułowania katechizmu wskazują, że istnieją jakieś słuszne formy wykluczenia, które nie mogą być uznawane za dyskryminację. Mogę posłużyć się własnym przykładem. Mam wadę -16 dioptrii. Nie domagam się wobec tego od społeczeństwa uprawnień do np. prowadzenia boeinga. Oczywiście przejaskrawiam, ale wchodząc w dialektykę stosowaną przez ruchy domagające się praw dla osób homoseksualnych, mógłbym mówić: to nie moja wina, że mam -16 dioptrii, taki się urodziłem, niech mnie zatem społeczeństwo wyposaży w możliwości pilotowania boeinga, bo to moje największe marzenie.

Tworzenie związków to jednak co innego niż pilotowanie boeinga. Czy zasada szacunku, o której mówi katechizm, nie każe przyznać w tej dziedzinie każdemu człowiekowi takich samych praw?
Problem funkcjonowania osób homoseksualnych w związkach tożsamych z małżeństwami to kwestia tak naprawdę ostatnich piętnastu lat. Trudno robić doświadczenia na żywym organizmie rodziny, skoro nie wiemy, jakie to może nieść ze sobą konsekwencje. To zbyt delikatna materia, by z nią eksperymentować.

I z tego powodu mamy różnicować prawa do formalnego związku?
Zawsze jesteśmy z jakiegoś powodu wykluczeni. Nie możemy żyć w ułudzie, że uda nam się kiedyś wyeliminować wszystkie nierówności społeczne.

Dla zwolenników równouprawnienia homoseksualizm nie jest żadną nierównością. Istnieją po prostu osoby o takiej i takiej orientacji, heteronormatywne i nieheteronormatywne.

Dla nas, wierzących, wykładnią jest w tym momencie prawo naturalne i Objawienie, czyli to, co zawarte jest w Piśmie Świętym. A tam praktyki homoseksualne nazywane są dosłownie nieuporządkowaniem i grzechem. Jest to wyrażane w języku ówczesnej epoki. Ale sama dyspozycja moralna pozostaje w mocy do dzisiaj. Dla wierzących jest ona wiążąca.

Wierzący mogą oczekiwać, że będzie też wiążąca dla ogółu demokratycznego społeczeństwa?

To odrębna kwestia. Według mnie w wolnym demokratycznym społeczeństwie zadaniem Kościoła jest nie tworzenie prawa, a kształtowanie sumień. Takie ukształtowane sumienia będą miały wpływ na tworzenie prawa. Cytując znanego czeskiego myśliciela, ks. Halika, musimy unikać w tej materii triumfalizmu i niedobrego mesjanizmu, który Europie albo komuś chciałby na nowo ukształtować, albo dać duszę. Bo któż może dawać duszę - człowiek czy Bóg? Takie stwierdzenia mogą być odbierane jako aroganckie.

Czytaj również: Ks. Wojciech Lemański: Mój Kościół jest chory. Nie wierzę w jego samouleczenie [ROZMOWA]

Skoro już o sumieniu mowa. W dokumencie Kongregacji Nauki Wiary z 2003 r. mówi się, że sumienie moralne wymaga, by przeciwstawiać się zarówno akceptacji stosunków homoseksualnych, jak i niesprawiedliwej dyskryminacji takich osób. Jedno i drugie jest moralnie wymagane.
To logiczne. Gdybyśmy uznali homoseksualizm jako dobry od swych korzeni, nie byłoby powodu, by sprzeciwiać się tego rodzaju praktykom. Ale daleko idąca delikatność jest niezbędna. A nie okładanie naszych braci i sióstr homoseksualnych, mówię to z dużym naciskiem, ich orientacją. Co wcale nie znaczy, że pozwalam sobie na dyskutowanie z dokumentami Kościoła, mówiącymi, że obiektywną normą jest orientacja heteroseksualna. Wobec tych problemów my, współcześni wyznawcy Chrystusa, w tym ja, mamy pokusę być nie solą, tylko słodyczą, która nie wymaga, nie szczypie, a wszystko łagodzi w imię unikania jakichkolwiek konfliktów. To także błędne założenie. Soli nie musi być dużo. Wystarczy szczypta. Byleby jej nie wcierać w otwarte rany innych - a taką otwartą raną dla znacznej części naszych braci i sióstr może być orientacja homoseksualna.

Delikatności w debacie publicznej w ostatnim czasie brakowało.

Tymczasem potrzebna jest powściągliwość i mówienie raczej "za", a nie "przeciw". Lepiej się opowiadać za wartościami rodziny, a nie przeciwko komukolwiek. Za kształtowaniem sumień i poprawną edukacją seksualną, a nie przeciwko czemuś. Ludzie wierzący są bardzo skrupulatnie rozliczani z wszelkich przejawów agresji. Dlatego nie mogą dać się sprowokować, choćby w imię najsłuszniejszych wartości.

We Francji wyszli jednak na ulice. I zaczynają wychodzić w Polsce.
Nawet nie wszystkie osoby homoseksualne pragną tego typu zmian, jakie wprowadzono we Francji. Kiedy spotykam się z osobami homoseksualnymi, niektóre z nich mówią, że nie zawsze czują się reprezentowane przez działaczy homoseksualnych. Moi rozmówcy woleliby pozostać w swojej prywatności, żyć w społeczeństwie, w którym nie musielibyśmy zajmować się tym, kto jakiej jest orientacji. I wcale sobie tego nie życzą, by mała grupka w obrębie ich mniejszości narzucała wszystkim swoją wizję świata.

W takim razie myślą podobnie jak wiele osób w obrębie heteroseksualnej większości.
Może zatem nie próbujmy łamać sobie wzajem sumień, tylko postarajmy się wyeliminować z życia społecznego najbardziej jaskrawe przejawy agresji. Agresji często obustronnej. To byłby świetny początek dialogu, do którego zapraszał papież Benedykt, wspominając o dziedzińcu pogan świątyni jerozolimskiej. Miejsce to rozumiał jako przestrzeń w Kościele dla ludzi o innych poglądach. Katolicy pozostawaliby w tej przestrzeni solą, która przecież nie może stracić swojego smaku.

Napisz do autora wywiadu: [email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki