Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chorzy są bliscy paniki

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Mieczysław Zakrzewski (tu z prof.  Bolesławem Rutkowskim) musi poddawać się dializom
Mieczysław Zakrzewski (tu z prof. Bolesławem Rutkowskim) musi poddawać się dializom Tomasz Bołt
Brak porozumienia z NFZ w sprawie tegorocznych kontraktów na dializy zmusza właścicieli wykonujących je placówek medycznych do szukania oszczędności. Odbiją się one na pacjentach.

I tak czterdziestu ciężko chorych pacjentów z powiatu bytowskiego, człuchowskiego i słupskiego - dializowanych w Miastku - będzie musiało na własną rękę dojeżdżać do stacji, a po zabiegu wracać do domu. Inni pacjenci stracą prawo do posiłku po wyczerpującej hemodializie, a w jej trakcie nie będą mogli... oglądać telewizji.

Dwie trzecie stacji w całej Polsce od początku roku finansuje te zabiegi ratujące życie z własnej kieszeni. Wpędza je to w poważne kłopoty finansowe. Z końcem roku umowy z NFZ wygasły też dwunastu stacjom dializ na Pomorzu. Sześć z nich (w ACK w Gdańsku i w szpitalach w Wejherowie, Miastku, Kwidzynie, Starogardzie Gd. i gdańskim szpitalu MSW) nie podpisało nowych kontraktów. Jednak jeden z punktów starej umowy przedłużył ją jeszcze na dwa miesiące tego roku. Tym samym obowiązują one jeszcze do końca tego tygodnia.

- Żadna ze stacji nie przestanie dializować chorych - zapewnia prof. dr hab. Bolesław Rutkowski, krajowy konsultant w dziedzinie nefrologii.

Oczywiście pod warunkiem, że nie straci płynności finansowej. Stacje dializ na Dolnym Śląsku, w Warmińsko-Mazurskiem i Łódzkiem już zaczęły ograniczać usługi świadczone ciężko chorym na nerki.
Doktor Krzysztof Wruk - prezes spółki z o.o. Centrum Usług Medycznych "Dializa", właściciel czterech stacji na terenie Polski (w tym w Miastku) - uważa, że zaoszczędzić może jedynie na transporcie pacjentów, co stanowi 10 proc. kosztów dializy.

- O cięciu kosztów medycznych zabiegu hemodializy nie ma w ogóle mowy - podkreśla dr Wruk i przyznaje, że dla pacjentów finansowanie dojazdów na zabiegi z własnej kieszeni byłoby ogromnym obciążeniem. Może jednak okazać się, że stacje, postawione przez NFZ pod murem, nie mają innego wyjścia. - Zaprosiliśmy sześć stacji do rokowań - twierdzi tymczasem dr Tadeusz Jędrzejczyk, zastępca dyrektora pomorskiego NFZ ds. medycznych.

Jako członek krajowego zespołu, który prowadził rozmowy z Sekcją Nefrologii Izby Gospodarczej Medycyna Polska [zrzesza ponad sto stacji w całej Polsce - red.] nie ukrywa jednak, że zgody na wyższą stawkę za hemodializę nie będzie. A o to właśnie toczy się spór. NFZ oferuje za nią 405 zł, stacje żądają 445 zł. Nieco wyższą wycenę NFZ zaoferował jedynie za dializowanie dzieci, pacjentów zakażonych wirusem żółtaczki typu B i C oraz HIV.

- Kwota refundacji hemodializy w naszym kraju jest niższa aniżeli w Słowacji (150 euro), Czechach (180 euro) czy Rumunii (150 euro) - alarmuje w liście do minister zdrowia Ewy Kopacz prof. Rutkowski.

- Przeciąganie tej sytuacji stwarza realne zagrożenie dla ponad 10 tysięcy osób, dla których leczenie nerkozastępcze stanowi jedyną opcję utrzymania przy życiu.

Zainwestowały w aparaturę

Rozmowa z prof. dr. hab. Bolesławem Rutkowskim, konsultantem krajowym w dziedzinie nefrologii

Umowy z NFZ sześciu stacjom na Pomorzu wygasają z końcem tego tygodnia. Co będzie dalej?

Mam nadzieję, że jako konsultant krajowy w dziedzinie nefrologii doczekam się od pani minister odpowiedzi na to pytanie. Kontraktów z NFZ na ten rok nie podpisało przecież dwie trzecie stacji dializ w kraju.

Ich reprezentanci prowadzili w centrali NFZ rozmowy na ten temat?

Niestety, fundusz zerwał te rozmowy, mimo że stacje dializ z całej Polski dostarczyły mu szczegółowe informacje dotyczące realnych kosztów ponoszonych przez nie przy każdym zabiegu hemodializy.

To NFZ tego nie wiedział?

Kwotę 400 zł wziął chyba w sufitu, bo nie uwzględnia ona ani inflacji, ani wzrostu cen gazu, prądu, wody i paliwa. A mają one spory wpływ na koszt każdego zabiegu hemodializy. Co więcej, NFZ zakwestionował w tych kosztach amortyzację aparatury.
Dlaczego to takie dziwne?

Bo kiedyś był ministerialny program na zakup tzw. sztucznych nerek, a dziś go nie ma. Chwała Bogu, że są niepubliczne stacje dializ, bo to one, w zastępstwie sektora publicznego, nie wymieniły starych aparatów do hemodializy na nowe. Dzięki temu pacjenci są bezpieczni.

Ratujcie 10 tysięcy pacjentów!

Z dramatycznym apelem do minister zdrowia Ewy Kopacz wystąpiło też Ogólnopolskie Stowarzyszenie Osób Dializowanych. Od 1 marca 10 tysięcy spośród 16 tysięcy chorych ze skrajną niewydolnością nerek dializować się będzie w stacjach, które nie będą już miały kontraktu z NFZ. Co prawda, zgodnie z prawem fundusz musi nadal płacić za hemodializy, ponieważ są to procedury ratujące życie, ale pacjenci w to do końca nie wierzą.

-Strach o życie towarzyszy nam, dializowanym, od momentu postawienia diagnozy, ale to, co dziś czujemy, to panika - twierdzi Iwona Mazur, prezes stowarzyszenia. - Jesteśmy ciężko chorymi ludźmi, nie wynajmiemy więc autokarów i nie ruszymy wielotysięcznym tłumem, by protestować w Warszawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki